Julian Stryjkowski, a właściwie Pesach Stark, urodził przed pierwszą wojną światową w Stryju. Był synem mełameda i handlarki. Te dwa zdania mówią już wiele o jego życiorysie. Po pierwsze, że przyszły pisarz pochodził z niezbyt zamożnej rodziny, a po drugie, przyszedł na świat w pięknym, ale położonym niemal na końcu ówczesnego świata miasteczku (w Galicji dziewięćdziesiąt procent miasteczek znajdowało się w takim położeniu), po trzecie, że żył na granicy polskiej, ukraińskiej i żydowskiej kultury. […] Autor Głosów w ciemności pogranicze widział zatem w wielu przestrzeniach: jako dzieło kartografów i polityków, efekt działania historii, wewnętrzne sprzeczności znajdujące się w człowieku. […]
Stryjkowski jest zatem nie tylko „naszym”, ale też „wspólnym” pisarzem. Tworzył w pewnym konkretnym kontekście wieloetnicznym i wielowyznaniowym, który zawarł w swoich powieściach. Katolicy, Żydzi, prawosławni, ewangelicy, wszystkie odłamy tych religii, ale też wszelakie narody je wyznające, zamieszkujące tereny pogranicza, należą do polskiej przeszłości, która może napawać dumą. Jednak czy ona jest tylko nasza? Czy w ogóle takie pytanie jest zasadne, skoro przynależała nie tylko Polakom i katolikom? Jeśli bowiem Stryjkowski nie był naszym pisarzem, to czyim? Obcym? Absolutnie nie. Właśnie w jego twórczości przejawiała się ta najlepsza część Polski, którą utraciliśmy podczas XX-wiecznych szaleństw w Europie. Kiedy to przechodząc z jednej ulicy na drugą, można było usłyszeć inny język i tradycję. Na styku tych terenów pogranicznych – istniejących na mapach, ale też miastach i w samych ludziach – powstawała najlepsza część kultury, która jest nasza i wspólna.
Dawid Szkoła, Opowieści o Stryju i granicach, „Twórczość” 2019, nr 4.