Słucham ciekawie, wolno, długo
Słucham uważnie. Wciąż na nowo.
Słucham na zawsze i ab ovo
Nie mogę stracić takiej chwili
kiedy zrozumiem, gdy zobaczę
Poczuję, dotknę posmakuję
Czemu tak pusto, czemu po nic?
Czemu tak płytko w błocie, szlamie
Czemu w znajomych słowach drogach
Tak płaskie sensy, te znaczenia
Marne bez gracji bez uroku
Bez światła, wiary,
Ciepła w mroku
Bez domu, dźwięku, bez sumienia
Za oknem słyszę śnieg umarły
Słyszę go jak wy nie słyszycie
I pachnie krwawą spalenizną
Jątrzoną raną, brzydką blizną
Wrzodem, fenolem, moczem, trawą
Skopaną świeżo w rów głęboki
W którego lepką noc rozkładu
Spychacie swoje małe dusze,
zdrady, bezmyślność, sny, obmowy
Potem siadacie do obiadu
Mieni się wino, lśni zastawa
I znowu toczy się rozmowa
I zabijają puste słowa
Umiera ktoś, ktoś płonie, zdycha
Ktoś tonie, komuś spada głowa
I Prawda marznie pod drzewami
W ogołoconym z liści parku
I tak być musi choć się tak nie stanie
Póki ma każdy kurę w garnku
I ciepłą wodę w brudnym kranie.