01/2024

Mieczysław Mejor

Aleksander Brückner i makulatura

W przedwyborczym jazgocie nie do wszystkich dotarła ważna wiadomość o ponownym pogrzebie największego polskiego humanisty początku XX wieku – Aleksandra Brücknera. Był to kolejny jego pochówek – dwukrotnie przenoszono jego szczątki w Berlinie, teraz jego prochy sprowadzono z Niemiec i uroczyście złożono do grobu w Alei Zasłużonych na cmentarzu Rakowickim w Krakowie. Było to spełnienie jego życzenia, niemożliwe do wykonania, gdy zmarł w 1939 roku. Aleksander Brückner to, jak często o nim mówiono, „jednoosobowa instytucja naukowa”1. Przez lata trwał na katedrze slawistyki Uniwersytetu Berlińskiego, mimo że proponowano mu wielokrotnie objęcie podobnej katedry na którymś uniwersytecie w Polsce. Uczony wywodził swój ród ze spolonizowanych niemieckich kolonistów, zacnych mieszczan ze Stryja i Brzeżan; sam urodził się w Tarnopolu w 1856 roku. Zawsze czuł się Polakiem i pracownikiem polskiej nauki (tego faktu Niemcy zdają się nie doceniać). Nie sposób w krótkich słowach opisać wielkość odkryć i znaczenie prac uczonego bez popadnięcia w banał laurki ku czci. Za Stanisławem Pigoniem można powiedzieć – i niech to wystarczy – że był prawdziwym Schliemannem dawnej polskiej literatury. Pracował i pisał szybko, po polsku i po niemiecku, publikował w najrozmaitszych czasopismach, ważne dla niego było, żeby prace naukowe i wiadomości o odkryciach rozchodziły się jak najszybciej. Rzeczą bowiem świętą było dla niego dążenie do prawdy naukowej i jej głoszenie. Dlatego niejednokrotnie modyfikował swoje stwierdzenia, gdy dochodził do innych wniosków, i śmiało je ogłaszał, cofając swe wcześniejsze słowa. Największym, jak wiadomo, osiągnięciem Brücknera, które samo zapewniłoby mu wieczną sławę i trwałe miejsce w dziejach polskiej kultury, jest odkrycie w Cesarskiej Bibliotece Publicznej w Petersburgu Kazań świętokrzyskich, zachowanych w postaci pergaminowych paseczków wzmacniających oprawę XV‑wiecznego kodeksu. Jest to obok Bogurodzicy najcenniejszy i najstarszy „tekst ciągły w języku polskim”. Jak się uznaje, zachowane osiemnaście pergaminowych pasków pochodzi z manuskryptu, który był odpisem z wcześniejszego rękopisu. Historia powstania Kazań, datacja, język, źródła, pochodzenie, funkcja, jaką mogły spełniać – wszystko to stanowi zagadkę, nad której rozwiązaniem biedzą się już pokolenia specjalistów. Ani odkrywca zabytku – Aleksander Brückner, ani wydawca pierwszej krytycznej edycji w 1934 roku – Jan Łoś, ani autorzy ostatniej monumentalnej edycji, wydanej przez Bibliotekę Narodową w 2009 roku, ani wielu, wielu uczonych nie było w stanie przekonująco odpowiedzieć na wszystkie pytania, a niektóre nawet nie zostały dotychczas w sposób bardziej dobitny wyartykułowane (!). Z zabytkiem wiążą się również dziwne paradoksy: oto Brückner najważniejszego odkrycia w swym życiu dokonał w ostatnim dniu swej dwumiesięcznej kwerendy w Petersburgu; kodeks, który zawierał owe pergaminowe paski, był badany wcześniej w Warszawie i nikt wówczas nie zwrócił na nie uwagi; najważniejszy zabytek polskiego języka uznany został w XV wieku za bezwartościowy i przeznaczony na makulaturę. Pieśń Bogurodzica odśpiewano pod Grunwaldem, uznawano za carmen patrium, uroczystą pieśń ojczystą. Kazania zaś pozostały w średniowieczu nieznane. Zjawisko makulaturyzacji, tj. eliminacji książki przez jej fizyczne zniszczenie, jest znane od głębokiej starożytności, w średniowieczu i epokach późniejszych, aż po dzień dzisiejszy. Egipcjanie i Grecy wypełniali papirusową makulaturą mumie albo wykonywali trumny, tzw. kartonaże, z makulatury. Jakaż dzisiaj gratka dla papirologów! We wczesnym i późniejszym średniowieczu często niepotrzebne lub zdekompletowane pergaminowe rękopisy zeskrobywano, żeby odzyskać cenny materiał piśmienny. Dlaczego w XV wieku ktoś uznał, że polskie kazania zanotowane w skrótowy sposób na pergaminowych kartach do niczego już się nie przydadzą i można je tylko przeznaczyć na makulaturę? Gdyby zostały „zaczytane”, oznaczałoby, że Kazania jednak cieszyły się poczytnością, dla kogoś były ważne i przydatne. Powinny zatem się zachować odpisy, tak jak się działo z kazaniami znanych średniowiecznych predykatorów, które dla innych były wzorem. Nic z tego, napisane po polsku z wstawkami łacińskimi nie przedstawiały dla jakiegoś bibliotekarza wartości. Może sam nie mówił po polsku albo nie było w otoczeniu, w klasztorze (gdzie?), do kogo kazać in vulgari, albo były zbyt intelektualne, bo odwołujące się do wielu starożytnych autorów, napisane zbyt kunsztownym językiem, albo ułożone przez mało ważnego kaznodzieję i nie było potrzeby, żeby przepisywać zniszczony pergamin? Same zagadki. Można z tej historii wywieść jeszcze jeden paradoks: gdyby dzisiaj Brückner dokonał odkrycia Kazań i opublikował je w czasopiśmie wydawanym przez Kasę Mianowskiego w Warszawie, jak w 1891 roku, jego artykuł otrzymałby bardzo mierną liczbę punktów, bo ani to monografia, ani w języku angielskim, ani w wysoko punktowanym czasopiśmie zagranicznym, indeksowanym w bazach Web of Science Core Collection oraz Scopus. Formalnie w XXI wieku taką lekturę dla nerdów można by potraktować jak w XV – na makulaturę!
Kazania świętokrzyskie
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.