12/2022

Adam Komorowski

Aniołowie nie piszą wierszy

„Otwieram wielką, ośmiusetstronicową księgę poświęconą Bertoltowi Brechtowi, Jej autor, profesor literatury porównawczej na uniwersytecie w Marylandzie, dowiódłszy szczegółowo nędzy Brechtowskiej duszy (skrywany homoseksualizm, erotomania, wykorzystywanie kochanek będących prawdziwymi autorami jego sztuk, antysemityzm, skłonność do kłamstwa, chłód serca), dociera wreszcie (rozdział 45) do jego ciała, a zwłaszcza nieprzyjemnego oddechu” (przeł. Marek Bieńczyk) – tak, nieco złośliwie, streścił Milan Kundera kanoniczną biografię Brechta autorstwa Johna Fuegi.

Jej tytuł: Brecht & Co. Sex, Politics, and Making of Modern Drama podyktowała strategia marketingu. O związkach Brechta z licznymi kobietami jest sporo. Inaczej w przypadku człowieka teatru być nie mogło. Wbrew tytułowi seksu jest tyle, co kot napłakał. Relacje Brechta z kobietami są związane z pracą i twórczością. Seks jest marginesem. Odniosłem wrażenie, że jeśli czuły się wykorzystywane (jak pani wskazująca na „nieprzyjemny oddech”), to dlatego, że nakazując im grać w swoich sztukach, robić korekty, przepisywać i redagować maszynopisy, troszczyć się o porządek i opierunek, o seksie zapominał.

Książkę mam w bibliotece. Jest to tzw. uncorrected proof, czyli egzemplarz rozsyłany do redakcji z pieczęcią NOT FOR SALE. Nie wolno nimi handlować, ale przy Rondzie Laffayeta w Waszyngtonie jest (był?) wielki antykwariat SECOND HAND BOOK STORy, gdzie na wydzielonej półce wystawiano do sprzedaży takie wynoszone ze stołecznych redakcji egzemplarze. Najnowsze tytuły, które kosztowały dolarów kilkadziesiąt, można było nabyć za kilka. Zaglądałem tam w czasach, gdy zdarzało mi się bywać w Waszyngtonie. Należało zjawiać się rano, po południu półka pustoszała, a na drugi dzień pojawiały się nowe książki. Sytuacja brechtowska; gdyby wszyscy byli fundamentalistami praworządności i aniołami, te książki powinny zostać zmakulaturyzowane. Czy to byłoby dobre?

Fuegi, który jest germanistą i slawistą, napracował się sporo. Jako slawista miał dostęp do archiwów rosyjskich i udało mu się przedstawić powikłane związki pisarza ze stalinowskim establishmentem. Sprawa oddechu jest poza dyskusją, tak mamy wszyscy nałogowi palacze cygar. O pozostałych skazach biografii pisarza można dyskutować. Ale czy Fuegi jest wyjątkowo przeczulony?

Krzysztof Pomian we wspomnieniu o Krzysztofie Wolickim napisał: „Wyrażał się w liczącej kilkaset stron książce o Brechcie, którą Krzysztof dał mi do przeczytania latem 1972, jeśli dobrze pamiętam, co spowodowało między nami burzliwą dyskusję, gdyż uważałem, że jest on dla Brechta stanowczo zbyt wyrozumiały. Krzysztof książki nie opublikował”. Cała sprawa doskonale przypomina powtarzające się w korespondencji Gershona Sholema z Walterem Benjaminem przestrogi pod adresem zażyłości Waltera Benjamina z Brechtem i „złego wpływu” tego ostatniego.

Na szczęście ani Benjamin, ani Wolicki nie dali się zastraszyć. Są autorami najlepszych tekstów o Brechcie. Wolicki osobnej książki o nim nie wydał, ale napisał o nim sporo. Warto podkreślić, że z reguły cytując Brechta we własnych przekładach, czyni wyjątek dla wierszy przełożonych przez Ryszarda Krynickiego. Zważywszy na translatorskie kompetencje Wolickiego, trudno o lepszą rekomendację.

Wracając do biografii Fuegi, należy pokreślić, że autor przytacza przekonujące dowody jeśli nie autorstwa, to współautorstwa współpracowników (głównie kobiet) Brechta w pisaniu dramatów. Takie sytuacje w teatrze nie należą do wyjątkowych w przypadku dramaturgów nie zatrzymujących się na pisaniu, ale współtworzących spektakl. Zapewne Brecht nie był wyłącznym autorem jego wystawianych sztuk. Nie ma w tym nic nagannego. Sztuka teatru nie jest wyłącznym dziełem jednej osoby, ale jedna osoba jest najważniejsza.

Jakkolwiek by było w przypadku dramatów, w kwestii wierszy Fuegi, przeczulony na kwestię wyłączności autorstwa, nie ma wątpliwości: wiersze Brechta są tylko jego. Z pasją detektywa śledząc współautorstwo Bess Hauptmann przy pisaniu dramatów, konkluduje: „Pisanie poezji przychodziło mu w sposób naturalny, ale sztuki rodziły się bardzo powoli i zazwyczaj potrzebowały sporej pomocy przyjaciół. Po latach wyzna Ericowi Bentleyowi i Jamesowi Schevillowi, że w rzeczywistości był poetą, a nie dramaturgiem”.

Czas zdaje się to potwierdzać. Wielkie inscenizacje sztuk Brechta Idy Kamińskiej, Erwina Axera, Lidii Zamkow i Giorgio Stehlera należą do historii teatru. Ostatnie premiery Matki Courage i jej dzieci Michała Zadary (Teatr Narodowy, 2016) i Opery za trzy grosze J.J. Połońskiego (Teatr Variete, 2019) spotkały się, łagodnie określając, z obojętnością krytyki i publiczności. Być może jest to zjawisko przejściowe. Ale na jego tle tym bardziej widoczny jest wzrost zainteresowania poezją Brechta, poświadczony publikacją nowych przekładów w czasopismach i wyborów wierszy: Ten cały Brecht (Jacek St. Buras, Jakub Ekier, Andrzej Kopacki, Piotr Sommer) i omawiane Elegie bukowskie i inne wiersze w wyborze i przekładzie Krynickiego.

Z poezją Brechta próbują mierzyć się wciąż nowi polscy poeci. Wymienienie wszystkich dawniejszych tłumaczy zajęłoby zbyt dużo miejsca, warto jedynie wspomnieć o tych największych: Władysław Broniewski, Stanisław Jerzy Lec, Witold Wirpsza i Krzysztof Karasek. Trudno byłoby wskazać drugiego niemieckiego poetę XX wieku tak fascynującego polskich poetów. Ale to efekt obcości, a nie bliskości czy duchowego pokrewieństwa.

Krynicki przekłada wiersze Brechta od półwiecza. Do dzisiaj pamiętam, jak w 1972 roku zaproponował w „Studencie” druk wiersza Rozwiązanie i jacy byliśmy dumni, że udało się go przepchnąć przez cenzurę. Ta co prawda skreśliła nazwisko Stalina (o czym w przypisie wspomina tłumacz), ale ostatnie słowa: „Czy nie byłoby jednak prościej, gdyby rząd rozwiązał naród i wybrał inny?” powtarzali wszyscy w redakcji. Tym bardziej że był to czas gierkowskiego narodowego wypindrzenia. Natrętnie wciskane hasła „Partia z narodem, naród z partią” i „Polak potrafi” w środowisku „Studenta” i Nowej Fali przyjmowano sceptycznie.

Piszę o tym, ponieważ w komentarzu Sommera do jego przekładów Brechta można przeczytać: „Czytając Brechta po angielsku – Brecht nie kojarzył mi się wąsko-politycznie, jako współtwórca pewnego typu języka «nowofalowego», skądinąd dziarsko oswojonego w polszczyźnie przez Kornhausera (z jego pogodnie przejętą od Brechta figurą «państwa» jako «najwybitniejszego polskiego poety»), przez Lipską (w trawestującym Brechtowe Rozwiązanie wierszu Egzamin, gdzie królowi «wręcza się» naród «oprawiony w skórę»”) czy też niemal całą «po-lingwistyczną» twórczość Krynickiego (który chyba nie docenił niebezpieczeństwa i tak sobie Brechtem skrócił oddech, że pozostało mu niewiele więcej, jak tylko zrewanżować się Niemcowi wierszem Ad hominem)”.

Sommer zdecydowanie przecenia wpływ Brechta na Nową Falę, zwłaszcza jednego wiersza, owego Rozwiązania. W krakowskim kręgu Nowej Fali znajomość niemieckiego, w porównaniu z innymi językami, była znikoma. Powstałe w latach stalinowskich dawne wybiórcze przekłady czytane nie były. Krynicki był wyjątkiem, ale on czytał po niemiecku. Zachęcony przez Wita Jaworskiego i Adama Zagajewskiego zjechał do Krakowa w 1971 roku, gdy „pewien typ języka nowofalowego” był ukształtowany.

Nowofalowcy starali się uważnie śledzić, chociaż było to o wiele trudniejsze aniżeli dzisiaj, poezję tworzoną poza granicami Polski. Ale punktem archimedesowym była poezja polska, zwłaszcza zmarginalizowana przez hegemoniczną dykcję romantyków (Norwid był wyjątkiem) i skamandrycki glamour. Inspirujące impulsy z poezji obcej nie szły od Brechta, ale od Allena Ginsberga i Lawrence’a Ferlinghettiego, poetów słoweńskich, serbskich i chorwackich (przypadek Kornhausera), latynoamerykańskich, chińskich (Jaworski), a nawet hebrajskich. Roman Pytel, ze stypendium w Jerozolimie w 1967 roku przywiózł, z toną książek w kilku językach, tomiki Davida Rokeaha i Yehudy Amichaya, i tłumaczył, często a vista, w gronie „terazowców” ich wiersze. Niestety, to nie był czas na publikacje przekładów „syjonistycznych” poetów.

O poezji gadało się nieustannie, ale nie przypominam sobie, by (poza Rozwiązaniem) były to wiersze Brechta. Ewa Lipska bodajże pierwszy wieczór autorski miała w nieistniejącym już klubie TSKŻ im. Mordechaja Gebirtiga w Krakowie. Pieśni i piosenek Gebirtiga nikt wtedy nie nazywał songami, ale moim zdaniem niektóre nieudawanym plebejskim dramatyzmem przewyższają songi Brechta. Ani Lipskiej, ani Leszkowi Aleksandrowi Moczulskiemu Brecht nie był do niczego potrzebny.

Nie piszę tego przeciw Brechtowi. Jestem przekonany, że Krynicki początkowo filtrował przekłady jego wierszy przez Norwida i Peipera. Poeci Nowej Fali do Brechta dochodzili, a nie inspirowali się nim. Kariera Rozwiązania jest najlepszym przykładem.

[…]

[Ciąg dalszy w numerze.]

Bertolt Brecht: Elegie bukowskie i inne wiersze.
Wybór i tłumaczenie Ryszard Krynicki,
Wydawnictwo a5, Kraków 2022, s. 176.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.