1. Nieobecność
Wydaje mi się, że polszczyzna nie posiada jeszcze słownika obelg… i bardzo na tym traci (internet cicho podpowiada, że istnieje słownik śląskich obelg i wyzwisk). Władzy obelgi są nie w smak, a przecież wciąż żyją w polszczyźnie. Zatem ten leksykalny brak ujawnia chęć panowania nad językiem i istotny motyw tego pragnienia: rozumienie języka jako czegoś, co można dowolnie kształtować. Ten, kto zarządza językiem, zmusza innych do posłuchu. Początki tego chyba są całkiem niedawne – czyż nie wywodzą się z polskiej i rosyjskiej tradycji cenzury i z komunistycznych pragnień władzy absolutnej? Gdybyśmy pragnęli naprawić tę leksykalną słabość, z pewnością na wysokim, a może nawet na pierwszym miejscu wśród obelg i wyzwisk umieścilibyśmy słowo „Żyd”, a jeszcze lepiej tak dobrze zrozumiały okrzyk: „ty Żydzie!”.
2. Żyd jako stereotyp i Żyd‑jednostka
W marcu 1968 roku zostałem wyrzucony z Uniwersytetu Warszawskiego i z rodzinnego domu: matka i ojciec byli prawdziwymi komunistami i nie chcieli mieć nic wspólnego z Żydem – wrogiem socjalizmu. Nic mnie nie usprawiedliwiało, nawet to, że byłem Żydem z małym stażem, bo dopiero w marcu tego roku dowiedziałem się, że babcia była Żydówką.
Wyjechałem do Kopenhagi, gdzie Żydzi już nie mieszkają w gettach (ostatnie z nich, zamieszkiwane przez imigrantów z Rosji, zlikwidowano w XIX wieku) i nie są dyskryminowani… powiedzmy za cenę naprawdę niewielkich kompomisów: chodzi o to, by nie mówili zbyt głośno o swojej wierze, nie nosili jarmułek na ulicy i nie odróżniali się ubiorem. Dzisiaj prawdziwymi Żydami w Danii są muzułmanie, którzy często osiedlają się obok siebie; w oficjalnych dokumentach owe miejsca otrzymały nazwę „gett”. Stosunek do tych przybyszy przypomina relacje między Polakami a Żydami – niektórzy Duńczycy ich nienawidzą, większość wcale nie zauważa imigracyjnych kłopotów i tylko niewielu jest zafascynowanych ich egzotyką. Byłem wśród tych ostatnich (bez nadziei, że kiedyś stanę się pierwszym) i we wczesnych latach dziewięćdziesiatych XX w. opublikowałem w redagowanym przez Beatę Chmiel Ex Librisie opowiadanie o polskim Żydzie, który uczy muzułmańską dziewczynę języka duńskiego – co jej rodzicom taniej wypadało, niż gdyby zatrudnili tutejszego nauczyciela. Po prostu bohater nie potrafił zażądać wysokiej ceny za frazy i wyrazy, które sam sobie niedawno przywłaszczył i które w jego uchu wciąż obco dźwięczały. Rodzice zawsze przed lekcjami sprawdzali, czy dziewczyna ma mocno zapięty niqab, tak aby zakrywał jej twarz aż po oczy. Jeżeli dobrze pamiętam, narrator nazywał się tak jak autor (wybaczcie pisarski brak fantazji, ale nie znałem nikogo, z kim mógłbym się zamienić miejscami) i próbował podczas lekcji nakłonić dziewczynę, aby zdjęła niqab. Chciał zobaczyć jej twarz…
Problem narratora polegał na tym, że nie wierzył, iż wszystkie muzułmańskie dziewczyny są takie same – chociaż tak myślała i mówiła większość, być może powtarzając słowa usłyszane w telewizji i w gazetach: przecież dobrze wiesz, jacy są muzułmanie! Podobnie mówili Polacy: dobrze wiesz, jacy są Żydzi! Jakież to było pociągające: rozprawić się z wielką religią i z całym narodem w jednym zdaniu! To kolektywistyczne rozumowanie oszczędzało wiele czasu. Sam bym z niego skorzystał, gdyby nie sprzeciw biologów i lekarzy, znawców procesów zachodzących w ludzkim ciele. Twierdzą oni, iż: „biologia opowiada nam o stałym przekraczaniu barier. Dotyczy to zarówno granic między mężczyznami i kobietami, pomiędzy różnymi chorobami, między narodami, między młodością i starością… Dlatego stwierdzenie, że «istnieją tylko dwie płcie», jest czymś niezwykłym dla lekarza lub biologa. Oni dobrze wiedzą, że istnieje wiele «płci» – niezliczone kombinacje i wariacje chromosomów, składających się na fenotypy – krótko mówiąc: istnieją różne reprezentacje tego, co męskie, i tego, co kobiece…”1.
Zatem obok tak popularnego i zbudowanego na stereotypach i przesądach obrazu grup i narodów, które można opisać krótką frazą, istnieje o niebo prawdziwsza wiedza o tym, że wewnątrz tych kolektywów jednostki znacznie różnią się od siebie, i że szybkie uogólnienia ignorują te różnice. Bowiem obok odmienności biologicznych istnieją także kulturowe i środowiskowe. Lekceważenie ich jest skutkiem działań statystyków i polityków, którzy potrzebują stygmatyzacji jako narzędzia władzy.
[…]
[Dalszy ciąg w numerze.]