Gdy na Londyn spadają niemieckie bomby, Piotr, Zuzanna, Edmund i Łucja przebywają w domu emerytowanego profesora Digory’ego Kirke’a. Podczas zabawy w chowanego najmłodsza z rodzeństwa, schroniwszy się w starej szafie, odkrywa, że za kilkoma rzędami kożuchów nie ma tylnej ściany – z ciemności przesyconej zapachem naftaliny wchodzi się wprost między drzewa, a pod nogami zaczyna chrzęścić śnieg. Na leśnej polanie, pod samotną latarnią, Łucja spotyka fauna o imieniu Tumnus. Jest dokładnie tak jak w surrealistycznym wyobrażeniu z dzieciństwa pisarza – faun dźwiga parasol i jakieś paczki. Dziewczynka dowiaduje się od niego, że w śnieżnej krainie zwanej Narnią rządy sprawuje złowroga Biała Czarownica. To z nią młodzi uciekinierzy z bombardowanego Londynu, nazywani w Narnii „synami Adama” i „córkami Ewy”, będą musieli stoczyć walkę.
Lewis zaczął pisać Lwa, czarownicę i starą szafę najpóźniej na początku 1949 roku. Młody bibliotekarz Merton College, Roger Lancelyn Green, 10 marca zanotował w swoim dzienniku, że autor odczytał mu dwa pierwsze rozdziały i pytał o sens kontynuowania wysiłków. Greenowi rzecz bardzo się spodobała – przeciwnie niż Tolkienowi (jego dwunastoletnia praca nad Władcą pierścieni właśnie zbliżała się do szczęśliwego końca). Powieść Lewisa była gotowa już pod koniec miesiąca. Ukazała się rok później.
Zwracam uwagę na porządek chronologiczny, ponieważ błąd dotyczący okoliczności powstania pierwszego tomu Opowieści z Narnii wkradł się w tekst informacji opublikowanej 23 kwietnia w ukraińskim komunikatorze Telegram przez Petra Andruszczenkę, doradcę mera Mariupola. Po lekturze jego notatki ktoś, kto nie zna szczegółów biografii angielskiego pisarza, mógłby dojść do wniosku, że Lewis pracował nad Lwem, czarownicą i starą szafą o blisko dekadę wcześniej, niż miało to miejsce w rzeczywistości. Choć – nie sposób tego wykluczyć – Andruszczenko mógł mieć na myśli pierwszy impuls, pomysł, inspirację, które wynikały z bardzo szczególnych okoliczności historycznych. Napisał przecież, że powieściowy cykl narnijski „narodził się w londyńskim metrze podczas nazistowskich bombardowań Wielkiej Brytanii”. „Narodził się” nie znaczy przecież „został napisany”. Zresztą to prawda – Opowieści z Narnii byłyby czymś zupełnie innym, niż są, gdyby wykreślić z nich zdania o niszczeniu Londynu i innych angielskich miast pociskami burzącymi i zapalającymi. Niemieckie naloty nazwano Blitz. Ich straszliwe skutki Lewis widział na własne oczy – od 6 sierpnia 1941 roku jeździł do zniszczonego Londynu, by przed mikrofonem BBC wygłaszać pogadanki o chrześcijaństwie (złożyły się one na trzy książeczki wydane jeszcze podczas
Rezultaty „ewakuacji” obywateli Ukrainy z Mariupola, miasta w ciągu dwóch miesięcy 2022 roku niemal startego z powierzchni ziemi, na ogół okazywały się (i okazują) nieudane. Rosjanie ostrzeliwują tak zwane zielone korytarze, zabijają z zimną krwią. Giną i dzieci. Na początku marca ze zgrozą oglądaliśmy skutki bombardowania szpitala położniczego. Dwa tygodnie później wpatrywaliśmy się pustymi oczami w ruiny zburzonego Teatru Dramatycznego, przed którym wielki napis na asfalcie informował pilotów rosyjskich bombowców i operatorów wyrzutni rakiet, że w budynku przebywają najmłodsi. Razem z matkami i babciami zagrzebano ich pod gruzami. W kolejnych dniach i tygodniach dowiadywaliśmy się o realizowanej z diaboliczną konsekwencją zagładzie. Oblicza się, że od początku rosyjskiej agresji w Mariupolu zginęło dwadzieścia tysięcy osób – tyle ile w stolicy Anglii w czasie ośmiu miesięcy trwania The Blitz. W mieście pracują rosyjskie ruchome krematoria.
Komunikat opublikowany przez Petra Andruszczenkę właśnie dzieci dotyczył: „Wojna zabiera to, co najlepsze – pisał. – W Mariupolu zmarły dwie dziewczynki, dwie urocze małe aktorki Jelizawieta i Sonia. Obie grały rolę Łucji w sztuce Lew, czarownica i stara szafa w mariupolskim Teatrze Koncepcja […]. Cóż za smutna symbolika, jeśli wziąć pod uwagę, że Opowieści z Narnii narodziły się w londyńskim metrze podczas nazistowskich bombardowań Wielkiej Brytanii”.
Teatr zamieścił na swoich stronach Ich czarno‑białe fotografie. Jelizawieta stoi na tle obsypanych śniegiem drzew. Właśnie wpadła ze świata ludzi, świata bomb kasetowych i fosforowych, do Narnii, krainy Aslana. Jeszcze nie przeczuwa, co ją czeka. Sonia siedzi przy stole w ciepłym mieszkaniu pana Tumnusa. Nareszcie bezpieczna.
Zapisuję ich nazwiska.
Jelizawieta Oczkur.
Sonia Amelczikowa.
Nie zapomnijmy – o dzieciach Mariupola, o dzieciach Ukrainy.
O synach Adama i córkach Ewy.