06/2021

Włodzimierz Paźniewski

Cały smutek Belgii

Pod koniec zeszłego wieku literatura była przede wszystkim zapisem nastrojów. Pierwszy przekonał się o tym pisarz flamandzki Hugo Claus (1929–2008) w Całym smutku Belgii w roku 1983, który to utwór krytyka od samego początku ogłosiła „wielką powieścią powojennej Europy”. Na ogół takie przesadne laurki formułuje ona dość łatwo, ponieważ przy okazji sama niczego nie ryzykuje. Nie zmienia to wcale faktu, że Claus okazał się najczęściej tłumaczonym pisarzem flamandzkim i tak pozostało do dziś. Przez pewien czas ukrywał się pod wieloma pseudonimami. Dorothea van Male, Jan Hyoens, Thea Steiner to były jego przelotne tożsamości pisarskie, by w ten sposób uciec od własnego nazwiska. Po Całym smutku Belgii (taki tytuł nosi polskie wydanie powieści z roku 1994) stał się Louisem Seynaeve, flamandzkim uczniem mieszkającym w regionie Kortrijk podczas drugiej wojny światowej, gdy jego ojczysty kraj jest okupowany przez Niemców. Pozornie ten świat skurczył się do szkoły z internatem, prowadzonej przez zakonnice w Haarbeke, fikcyjnym miasteczku belgijskim.

Od tej pory dzieciństwo i młodość Louisa, bohatera powieści, notorycznie mylono z doświadczeniami samego Clausa, aż te dwie postacie, wymyślona i rzeczywista, zlały się w jedną osobę, po pewnym czasie niemożliwą do oddzielenia od siebie. Taki los, prędzej czy później, czeka wszystkich autorów powieści autobiograficznych i na to nie ma żadnej rady.

Urodził się w Brugii we Flandrii Zachodniej. Miał jedenaście lat, kiedy wybuchła wojna i zaczęła się niemiecka okupacja Belgii. Uczył się w szkole z internatem. Rodzice bohatera powieści Louisa, którego losy przypominają młodość Hugo Clausa, Staff Seynaeve i matka Clarence są flamandzkimi nacjonalistami i wyraźnie sympatyzują z niemieckimi nazistami. Ojciec jest z zawodu drukarzem, a matka pracuje dla firmy niemieckiej. Louis uczestniczy w spotkaniach Hitlerjugend w Meklemburgii. Jego najlepszy przyjaciel Gerard dołącza do NSJU, belgijskiego ruchu związanego z tą hitlerowską organizacją młodzieżową. Akcja powieści Clausa, która odniosła światowy sukces, toczy się w Belgii w latach 1938–1946. Bohater, dorastający nastolatek, rozumie coraz bardziej ciasnotę umysłową swej rodziny.

W piątej dekadzie zeszłego wieku Claus należał do dosyć hałaśliwej awangardowej grupy artystycznej Cobra, która zrzeszała prozaików, poetów i malarzy z Danii, Belgii i Holandii. Jakiś czas przebywał w Paryżu, bardzo blisko kręgu surrealistów, ale nie uległ ich atrakcyjnej modzie, dzięki czemu do końca pozostał sobą, czyli Hugo Clausem, a może również w jakimś stopniu Louisem Seynaeve, bohaterem swojej wielkiej powieści, która przez kilka lat bezskutecznie kandydowała do literackiego Nobla. Zdaje się, że podjął w niej zbyt demaskatorski temat, którego nie mógł strawić europejski establishment. Uprawiał wiele gatunków. Był prozaikiem, poetą, dramatopisarzem, eseistą, reżyserem filmowym, a nawet malarzem. Swoimi licznymi talentami i zainteresowaniami zawracał więc głowę wielu Muzom.

Parę razy żonaty, w latach 1973–1977 związał się z bardzo piękną aktorką i modelką holenderską Sylvią Kristel, która w 1975 roku urodziła mu syna. Rok wcześniej zagrała tytułową rolę w filmie francuskim Emmanuelle Justa Jaeckina i wtedy z dnia na dzień stała się gwiazdą filmową światowego formatu. Śmiały obyczajowo obraz cechuje wyrafinowanie obrazowania i subtelność przekazu artystycznego. W kinie na Polach Elizejskich w Paryżu, gdzie oglądałem ten film w czerwcu 1980 roku po raz pierwszy, grano go od kilku lat przy pełnej widowni, o czymś to chyba świadczy.

Kłopotliwa kolaboracja z okupantem hitlerowskim, tak często praktykowana w krajach Europy Zachodniej, najszersze formy przyjęła we Francji; okazuje się nadal „brzydką chorobą” dla tych społeczeństw i dzisiejszych państw UE, na ogół mających o sobie jak najlepsze mniemanie. Ale i w innych krajach zachodnich nie było wcale lepiej. W tym przypadku Claus jest niepoprawnym politycznie i bardzo niewygodnym autorem książki, która obnaża przejawy zdrady i zwykłego zaprzaństwa podczas wojny na przykładzie najbliższej rodziny bohatera powieści i swoich osobistych doświadczeń, gdy był dorastającym nastolatkiem. Jest szczery aż do bólu.

Tu nasuwa się przykład pierwszy z brzegu, który świadczy o czynnym udziale zachodnich Europejczyków w ekscesach niemieckich.

Fakty o Europie Zachodniej porażają. O powołaniu armii europejskiej kompletnie uzależnionej od III Rzeszy myślał na poważnie nie kto inny, tylko Adolf H. Wielonarodową armią miało być w planach nazistów Waffen SS. W „trupich główkach”, po niemiecku Totenkopf, służyło dwieście siedemnaście tysięcy nie-Niemców. Dane są kompromitujące: pięćdziesiąt pięć tysięcy Holendrów, trzydzieści jeden i pół tysiąca Łotyszów, dwadzieścia trzy tysiące Flamandów, po dwadzieścia tysięcy Francuzów, Walonów, Estończyków i Ukraińców, szesnaście tysięcy Włochów, po sześć tysięcy Norwegów i Duńczyków, uwaga, uwaga – ośmiuset Szwajcarów, trzystu Słowaków, nawet osiemdziesięciu obywateli Liechtensteinu, a poza tym mniejsze grupy Litwinów, Szwedów, Rumunów, Bułgarów, Serbów, Hindusów i muzułmanów z różnych krajów. Jako ciekawostkę Steiner podaje, że wśród SS-manów zdarzali się nawet obywatele USA! Wniosek: przestańcie nas opluwać w tej Ameryce, gdyż sami macie bardzo dużo za uszami.

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.