05/2022

Łukasz Kucharczyk

Chaos jako podstawa działania

Wydaje się, że nie jest łatwo napisać coś nowego o Stanisławie Lemie. Badacze i krytycy przyglądali się już jego twórczości przez pryzmat m.in. filozofii transhumanistycznej, filozofii ciała, epistemologii, estetyki groteski czy sposobów obrazowania. W minionym roku, którego literackim patronem był właśnie autor Powrotu z gwiazd, ukazało się wiele publikacji poświęconych ogromnemu dorobkowi i niezwykłemu życiu naszego „ojca założyciela” fantastyki naukowej. Na czele peletonu tych wartościowych tekstów z pewnością uplasowała się biografia Lema Wypędzony z wysokiego zamku autorstwa Agnieszki Gajewskiej, której monografia Zagłada i gwiazdy. Przeszłość w prozie Stanisława Lema była niejako preludium do niej. Książka Wojciecha Orlińskiego stanowi zaś ciekawe uzupełnienie, jest opisem niezwykle ważnego kontekstu w życiu Lema, jakim było życie i tworzenie w ustroju komunistycznym, czyli w rzeczywistości przesyconej groteską i spowitej oparami absurdu. Lem w PRL‑u składa się z czterech rozdziałów, każdy poprzedza omówienie Orlińskiego, następnie zaś czytelnik ma szansę ujrzeć Lemowski ogląd rzeczywistości czasów PRL, ponieważ dużą część omawianego tytułu stanowią listy pisarza. Pierwszy rozdział dotyczy przygód Lema ze światem filmu, drugi (najobszerniejszy) poświęcony jest często zawoalowanym losom wydawniczym utworów Lema, trzeci skupia się na jego wielkim hobby – motoryzacji, czwarty zaś dotyczy wielu poszczególnych aspektów funkcjonowania jako pisarza science ficton w realiach PRL. Omówienia pióra Orlińskiego nie tylko wprowadzają czytelnika w aspekty biografii Lema, lecz także wyjaśniają poszczególne elementy działania komunistycznego systemu. Wiele z nich, dla odbiorcy urodzonego już po transformacji ustrojowej, wcale nie musi być czymś oczywistym. Warto też zauważyć, że zgromadzone w książce listy nie służą tylko jako dookreślenie stanu wiedzy o Lemowskiej twórczości. Stanowią też świadectwo analizy ustroju przez autora Opowieści o pilocie Pirxie. Analizy dokładniej i rzeczowej, którą niejednokrotnie Lem mapował na karty swych utworów, zwłaszcza tych groteskowych. Oto garść refleksji Orlińskiego:


Listy Stanisława Lema dostarczają wielu wdzięcznych przykładów do studiowania absurdów PRL‑u, bo chociaż przez większość czasu trzymał się z daleka od bieżącej polityki, uważnie ten ustrój obserwował. Analizował jego absurdalność z punktu widzenia cybernetycznego, jako szczególny przypadek pewnego wiecznie rozregulowanego mechanizmu, którego dobrze wyregulować nie sposób, bo chaos jest podstawą jego działania.


Lem miał wiele kłopotów z ekranizacjami swoich utworów. Oczywiście, propozycja sfilmowania utworu literackiego, szczególnie dla młodego pisarza, to ogromna szansa i nobilitacja. Wydaje się jednak, że dopiero wstępujący do wielkiej literackiej autor Astronautów nie przypuszczał, że jego romans z „dziesiąta muzą” okaże się aż tak burzliwy. Film stał się nie tylko drogą do sławy, prestiżu, pieniędzy i zwiększenia grona czytelników, lecz także rozczarowaniem, frustracją, nieuznawaniem wizji samego autora. Przede wszystkim często okazywało się, iż tak naprawdę wykupiona została jedynie opcja na ekranizację i być może sam proces produkcyjny nigdy nie ruszy. Reżyserzy i producenci często też ingerowali w stworzone przez Lema fantastyczne światy – tworzyli własnych bohaterów, zmieniali fabułę, ingerowali w dialogi. Kontakty z filmowcami były więc dla Lema źródłem frustracji i rozczarowania. Opublikowane w tym fragmencie książki listy oscylują wokół takich tematów jak traktowanie z góry przez filmowców, przepychanki dotyczące umów, brak zrozumienia na polu wizji artystycznej. Warto przytoczyć fragment tej korespondencji:

Po pierwsze, proszę zatem uprzejmie o udowodnienie, że otrzymałem honorarium za premierę Końca świata w roku 59, co do mnie bowiem, przeświadczony jestem o czymś przeciwnym. Po drugie, proszę o łaskawe przedstawienie mi nieznanego tekstu adaptacji p. Miecińskiej, która nigdy się do mnie bezpośrednio nie zwracała ani w tej, ani w innej sprawie. Po trzecie, zastrzegam sobie prawo już to odrzucenia owego tekstu, którego nigdy nie akceptowałem, bo go nie znałem, już to też wprowadzenia doń zmian i poprawek. Współpracę rozpoczynałem w swoim czasie z TV z całą naiwnością człowieka przeświadczonego, że będzie miał do czynienia z ludźmi przestrzegającymi elementarnych zasad przyzwoitości, które m.in. wymagają odpowiadania na listy, etc. Przykra nauczka, jaką otrzymałem, zmusza mię do ostrożności, jakie rozpoczynam od wysłania kopii nin. listu do ZAIKS‑u.


Najwięcej miejsca w książce, co nie może dziwić, zajmują sprawy o naturze literackiej i wydawniczej. Można też określić ten rozdział jako opowieść o losach tożsamości dzieła literackiego powstającego w realiach komunistycznych. Losy te nie były przecież łatwe i oczywiste. Wpływał na to szczególnie tzw. kryptotekst, czyli wewnętrzna cenzorska recenzja, która ingerowała w strukturę i sens tekstu, niejednokrotnie wypaczając je. Warto zresztą przypomnieć, że cenzura zarzucała jego Szpitalowi Przemienienia uchybienia i wsteczność ideologiczną, dlatego też zmuszony został do napisania dwóch kolejnych tomów, w celu „przeciwwagi dla kompozycyjnego zrównoważenia”. Jak przyznawał w rozmowie ze Stanisławem Beresiem (Tako rzecze Lem), pisarz przerabiał i przepracowywał trylogię aż pięć lat. Listy w tym rozdziale zawierają wiele cennych informacji. Na przykład dowiadujemy się, iż zapisany w umowie tytuł roboczy Czasu nieutraconego brzmiał Bieguny, następnie Lem chciał nazwać trylogię Rzeka ognista. W ten sposób swoje domysły co do semantyki tytułu opisuje Orliński:

Pierwotny tytuł trylogii jest bardzo interesujący – o co Lemowi mogło chodzić? Czy nawiązywał tu do jakiś biegunów, między którymi poruszają się bohaterowie? Ale przecież oni wędrują po piekle i nawet ten niby‑socrealistyczny happy end nie jest przeciwnym biegunem, jakimś „rajem”. Może chodziło o tych samych biegunów co u Tokarczuk, staroobrzędowych „bieżeńców”, którzy byli wiecznie w ruchu, bo nigdzie się nie czuli u siebie? Pasuje do treści. Rzeka ognista z kolei nawiązuje do apokalipsy starotestamentowej (Księga Daniela), sugeruje, że Lem alegorycznie chciał pokazać losy środkowoeuropejskich Żydów, przeganianych z miejsca na miejsce i mordowanych przez szalonych dyktatorów.


Czytelnik dowiaduje się również wiele o początkowej recepcji utworów Lema. Choć Astronauci zostali przyjęci przez publiczność literacką, to ogłaszane w prasie recenzje były bardzo nieprzychylne. Lem dorobił się nawet osobistego wroga – Eustachego Białoborskiego, samozwańczego znawcy „literatury rakietowej”, który w swej recenzji równał powieść młodego pisarza z ziemią. Na przestrzeni całej książki często pojawiają się nazwiska osób w ten czy inny sposób istotnych dla losów wydawniczych twórczości Lema, wartość dodaną stanowią komentarze Orlińskiego, który wiele nieoczywistych dla czytelnika rzeczy wyjaśnia. Z treścią bardzo dobrze korespondują liczne fotografie – okładek utworów, ujęć z życia autora, momentów z codzienności „państwa satelitarnego”. Czytelnik może też obserwować, jak rodziły się niektóre z wielu znajomości Lema. Interesujący jest na przykład list do Andrzeja Kijowskiego, który zaproponował pisarzowi fantastyki naukowej współpracę z PIW‑em. Warto przytoczyć fragment odpowiedzi pisarza:

Wzlot pana na niebie kultury ojczystej śledzę z upodobaniem. Gadamy tu czasem o Panu z Błońskim, zazdrośnie wzdychając. Kudy nam! Ma Pan silny lot, niech tylko uzgodnioną będzie Pańska gwiazda przewodnia, i wszelakie konstrukta myślowe może Pan publikować, byle nie w mniemaniu, że tym się coś Górnie Odmieni. Bo tamto jest skała tarpejska, beton i żeliwo, czyli materiały niemyślące.


Orliński słusznie zauważa, że „tamto” oznacza w liście władzę komunistyczną. List został napisany i wysłany w 1955 roku, czyli jeszcze przed odwilżą – w dodatku Lem przedstawia swoje poglądy komuś, kogo nie zna osobiście, kontaktuje się po raz pierwszy i nie może być pewien, czy nie zostanie to w jakiś sposób wykorzystane. Niektóre z listów można uznać za pierwsze interpretacje samych utworów. Nie można powstrzymać się od uśmiechu, gdy czyta się opinię wewnętrznej recenzentki wydawnictwa MON‑u, dotyczy ona konkretnie Śledztwa:

Nie została konsekwentnie przeprowadzona intryga kryminalna. Śledztwo przebiega bardzo ślamazarnie. Gregory błąka się zupełnie po omacku, nie zbiera materiału: zajmuje się tylko ostatnim zniknięciem zwłok, nie interesuje się poprzednimi wypadkami tego rodzaju. […] Autor szuka uzasadnień w półfantastycznych hipotezach „naukowych” oraz próbuje cała historię obrócić w żart filozoficzny. Czytelnik nie daruje i skoro został wciągnięty w kryminalną aferę, chce, aby została ona doprowadzona do końca.


Innymi słowy wydawnictwo skrytykowało powieść za wszystko, za co została ona w późniejszym czasie doceniona, Lem stworzył nowy podgatunek, który krytyka nazwała „antykryminałem”. Lema w PRL‑u nazwać też można spacerem po historii polskiej literatury współczesnej – na niemal każdej stronie pojawią się ważne dla niej postaci, np. wspomniany wcześniej Kijowski czy Barańczak, jak i jej czarne charaktery pokroju bezwzględnego partyjnego aparatczyka Janusza Wilhelmiego. Poznajemy także „cichych bohaterów”, do których z pewnością można zaliczyć Katarzynę Krzemuską, wieloletnią redaktorkę Wydawnictwa Literackiego, dzięki jej kulturze i cierpliwości Lem pozostał wierny krakowskiej oficynie.

Poznajemy także konkretne przykłady ingerencji cenzury w Lemowskie teksty. Okazuje się, że początkowo w Filozofii przypadku miał znaleźć się rozdział dotyczący analizy Dziecka przez ptaka przyniesionego Andrzeja Kijowskiego. Jednak w związku z podpisaniem przez krytyka protestu przeciwko zdjęciu Dziadów Dejmka z desek Teatru Narodowego trafił on na czarną listę cenzury i nie było mowy o publikacji tego fragmentu. W zamian do monografii, będącej Lemowską wizją teorii literatury, trafiła analiza francuskiej powieści sf Pallas ou la tribulation Edouarda de Capoulet‑Junaca – choć jest ona wartościowa jako „protokół z lektury” w Lemowskim stylu, to chyba już nigdy więcej nikt o rzeczonym autorze nie usłyszał. Na szczęście bardzo interesująca interpretacja dzieła Kijowskiego również się ukazała, choć sporo później. Przy okazji warto dodać, że Lem zabiegał w wydawnictwie o dodanie do Filozofii przypadku indeksu nazwisk, który w przypadku dzieł eseistycznych Lema byłby dla badaczy istnym zbawieniem. Niestety wciąż czekamy na w pełni opracowane edycje krytyczne dzieł naszego Pierwszego Fantasty. Pozostając przy kwestiach edytorskich, warto wspomnieć, że w listach jest też mowa o niszczeniu przez Lema rękopisów swych utworów. Oto jego odpowiedź dla dyrektora Ossolineum:

[…] łaskawy list Pana wprawił mnie w niejaki kłopot, ponieważ z zasady od wielu lat wszystko, cokolwiek piszę, piszę na maszynie, a maszynopisy starych, tj. wydanych książek, po prostu niszczę. Jedyny maszynopis z poprawkami ręcznymi, którym obecnie dysponuję, to jest brudnopis Filozofii przypadku, rzeczy o teorii literatury, która ukaże się z końcem b. roku w Wydawnictwie Literackim. […] Tak więc ewentualne przesłanie nazwanej rzeczy zawieszam do otrzymania od Pana odpowiedzi. W końcu NIE JEST to utwór literacki.


W książce wielokrotnie czytelnik może obserwować absurdy, jakich doświadczał pisarz żyjący w państwie gospodarki centralnie sterowanej. Na przykład na jednym z kiermaszów książek wydawnictwo dostarczyło Lemowi tak nikłą liczbę egzemplarzy, że już po dwudziestu minutach musiał podpisywać… Słownik pisarzy, Encyklopedię czy Matysiaków. Dokładnie opisany jest także słynny konflikt Lema z Philipem K. Dickiem, który swe korzenie miał właśnie w absurdalności ustroju. Otóż Dick swe honorarium za wydanie polskiego przekładu Ubika miał dostać w złotych i mógł je wydać jedynie na terenie PRL.

Lem w PRL‑u Wojciecha Orlińskiego jest nie tylko ważnym źródłem informacji dla piszących o autorze Solaris. To przede wszystkim książka o tym, jak trudno było być człowiekiem pióra w rzeczywistości ufundowanej na smutnej grotesce. Gdzie, by zdobyć pozwolenie na zakup auta, należało pisać list do ministra, w którym należało opisywać w punktach swe literackie zasługi. Gdzie wydawnictwa mogły zgubić jedyny istniejący maszynopis powieści. Gdzie nie należało „wychylać się”, by komunistyczna władza nie ujrzała starań o rozbudowę domu. Dlatego tym bardziej należy doceniać kunszt pisarski Lema, gdy wie się, w jakich warunkach rodził się jego wszechświat.

Wojciech Orliński: Lem w PRL-u, czyli nieco prawdy w zwiększonej objętości.
Wydawnictwo Literackie,
Kraków 2021, s. 504.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.