01/2023

Jarosław Petrowicz

Chroniczny nostalgik

Książka Adriana Glenia pod tytułem M na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie tomu poetyckiego: raczej szczupła, opatrzona zagadkową grafiką Tomasza Bohajedyna na okładce i tytułem kojarzącym się od razu z wierszem Adama Mickiewicza lub inicjałem nazwiska naszego pierwszego wieszcza. Przypominając sobie, że dwa tomy poetyckie opolskiego profesora noszą tytuły DaRe, tym bardziej spodziewać się mogłem liryki. A jednak strona tytułowa zapowiada, że mamy do czynienia z małymi prozami. Informuje, ale jednocześnie wprowadza w błąd, gdyż w książce znajdziemy również wiersze. A pierwszy tekst, który użyczył tytułu całemu tomowi, sugeruje raczej, że M to inicjał imienia syna autora – Marcelego. Prawda, że to wszystko już od początku jest zawikłane?

Nie koniec jeszcze czytelniczych kłopotów. Spis treści informuje o dziesięciu utworach, które jednak okazują się grupami fragmentów, impresji, liryków czy uwag. Na niektóre z tekstów można patrzeć jak na poemaciki filozoficzne prozą. Na dodatek nierzadko notatki mają niejako niekompletną formę, o czym mówią już same tytuły, np. Przerwane zapiski czy Prozy kapryśne. Notatnik autora Języków rzeczywistości nazwałbym zatem małą sylwą współczesną. Różnorodność gatunkowa, nieskrępowanie i dowolność królują w tej książce. A jednak znajduję tutaj też pewne porządki.

Na przykład na cykl Powtarzanie (10 sonetów tallińskich) składają się teksty oparte na jednym koncepcie formalnym. Utwory rozpoczynają się: „Właśnie teraz/gdy”, a dalej następują opisy sytuacji, krajobrazu etc. Natomiast drugie części otwierają słowa „czuję jak”, zapowiadające wyrażenie emocji lub refleksji. Można się więc dopatrzeć tradycyjnego podziału właściwego dla sonetów: na części opisową i refleksyjną, ale podział na czternaście wersów, nie mówiąc już o rymach, nie znajduje tu zastosowania. Natomiast Powtarzanie można też czytać inaczej, mianowicie kolejno tylko ich drugie wierszowane części, co złoży się w pewną ciekawą całość.

Wszystkie teksty łączy wyraziście zarysowana postać bohatera-narratora, mającego wiele cech wspólnych z autorem. Na ideę porządkującą tom składają się elementy autobiograficzne i autotematyczne oraz podróżnictwo. Mamy tu notatki z podróży dalszych i bliższych. Krym, Odessa, Tallin, Sopot, Słowacja, Chorwacja, Czarnogóra, Paryż układają się w mapę dalszych pobytów i przejazdów. Do bliższych należą Kluczbork i Stronie Śląskie. Jednak centrum tej mapy znajduje się na Opolszczyźnie w rodzinnym Grabczoku. To dom, rodzina stanowią o sensie pisania i życia. Jest jeszcze oczywiście coś więcej, coś ponad nami: pozawerbalne, wyjątkowe, ukryte. Przecież to, co nas otacza, nie może istnieć samowolnie. A świat jest jednocześnie piękny i brzydki, wspaniały i koszmarny, cudowny i byle jaki.

W załodze naziemnych demonów z pewnością znajduje się historia, która zdaje się objawieniem nieludzkich mocy w człowieku. Obrazy Ukrainy przedstawiają kraj zmierzający do upadku. Duże miasto – Odessa − może wydawać się piekłem. Jazda autobusem, przypominającym stare jelcze-ogórki, nie ma nic z nostalgii. Raczej przywodzi na myśl łódź Charona, a mitycznym przewoźnikiem okazuje się nieprzewidywalny szofer. (Uwaga na marginesie: wschodnie pojazdy są ciekawym motywem we współczesnej literaturze polskiej, by wspomnieć chociażby niektóre eseje Dawida Szkoły). Człowiek nie jest twórczym reżyserem dziejów, a tylko przedmiotem historii, nie tworzy jej, lecz przez nią jest tworzony (niszczony). To jest uniwersalny dramat. Człowiek pozostaje ofiarą bezwzględnego biegu wydarzeń, mającą jedynie iluzję sprawczości. Rodzi się pytanie: jak nauczyć się znosić rzeczywistość i samego siebie. Wyjściem z tego piekła może okazać się postawa stoicka, a celem życia – mądrość. Czy może do niej prowadzić literatura? Czy pisarstwo ma uzdrowieńczą moc? Tylko człowiek pozostający na uboczu, zachowujący niezależność, jest w stanie zrozumieć coś z tego świata.

A jednocześnie na tej Ukrainie bohater znajduje drzewo z jabłkami Adama, jabłkami szczęścia, owocami miłości i radości, „prywatny symbol i znak wspominania”. Radość małżonków jest nie do opisania. Owoc nasączony wspólnymi wspomnieniami, przeżyciami i uczuciami stanowi bezcenny skarb. „Tam skarb twój, gdzie serce twoje” – chciałoby się zacytować św. Mateusza. Czy trzeba przebrnąć przez ziemskie piekło, by dostać się do tego raju? Pobrzmiewa tu nutka optymizmu – „czuję jak / obrazy / łagodnie ufnie i z nadzieją / popychają nas / w przyszłość” – to cytat z innego utworu, ale jakże stosowny także w wielu miejscach tej na wskroś refleksyjnej, gęstej od znaczeń, książeczki.

Ważnymi celami wędrówek bohatera-narratora pozostają groby i cmentarze. Przemijanie staje się powodem rozmyślań nad czasem, naturą i kulturą. Nieistniejąca osada wysiedlonych zarośnięta ostami, pokrzywami (jak w słynnym wierszu Czesława Miłosza) skłania do refleksji na temat wędrówki po śladach dawnej wsi, symbolizującej odchodzącą w niepamięć przeszłość. (Uwaga na marginesie: To ze wspomnianego wiersza zaczynającego się słowami: „Oset, pokrzywa, łopuch, belladonna / Mają przyszłość” prof. Andrzej Zawada zaczerpnął słowa do tytułu swojej znakomitej książki krytycznoliterackiej, książki ważnej, która nie spotkała się z należytym odbiorem. Adrian Gleń jednak o niej pisał w swoich literaturoznawczych szkicach, np. (Nie)zupełnie prywatnie oraz Do-prawdy?). W zasadzie fundamenty cerkwi ginące w chwastach ilustrują poetycki obraz Miłosza o „bezgramatyczności ziemi”. Wywołują też wiele pytań o to, co po nas pozostanie, czy ziemska szamotanina ma sens, czy natura przezwycięży kulturę. Czy pozostanie kamień na kamieniu, a jeśli tak, to na jak długo?

Bohater wraz z brzemienną żoną pielęgnują grób bezimiennego dziecka na małym cmentarzyku Ślązaków „o dziwnych nazwiskach i imionach”. Porządkują, ustawiają drewniany krzyż, oczyszczają ziemię z chwastów i plastikowych kwiatów, kładą na niej gałązki świerczyny. Dlaczego to robią? „Powodowani byliśmy jakąś kosmiczną siłą, dla której splot życia i śmierci stanowi esencję”. A może pełni to także funkcję terapeutyczną. Tak jak w ogóle – jak sądzę – spacer po cmentarzu pozwala dostrzec życie w odpowiedniej perspektywie. W sąsiedztwie grobów problemy maleją zdecydowanie, a często wydają się po prostu śmieszne. Bohater zagląda również na cmentarz żydowski pod Zborovem na Słowacji, obserwując „zapasy terazbyło”. Cisza cmentarza kontrastuje z hałasem czynionym przez Cyganów. I wraca do tematu nekropolii w wierszu Tyle pisma, dziwiąc się nocie o historii cmentarza cholerycznego w Opolu Nowej Wsi Królewskiej, po którym pozostało jedynie „obramowane parkanem zielone nic”. Tutaj mimo niszczącego działania natury pamięć okazuje się trwalsza. Wędrówki po ruinach zamku w Łące Prudnickiej z kolei każą myśleć o zmartwychwstaniu okazałej budowli. Zwyczajna codzienna, a czasem przygodna obserwacja wiąże się z tym, co człowiek przeżywa, by przyjąć formę ważnego filozoficznego czy etycznego problemu.

Przysłówek „teraz” należy do słów kluczowych w rozważaniach w notatniku. Wyróżnione zostały dwa „teraz”: jedno fizycznie odczuwalne, a drugie wewnątrztekstowe, utrwalane w momencie pisania. To drugie wiąże się z filozofią zapisywania notatek na gorąco niezależnie od okoliczności: w pociągu, na ławce, w górach, na plaży, w samochodzie, restauracji itd. To ono wydaje się także ideą łączącą cały zbiór. Bohater opisuje świat niejako od środka. Dokumentuje doświadczenia, emocje, wrażenia w momencie dziania się. Zapisać – to także unikać konfabulacji, fikcji, literackiej blagi, być wiernym wobec źródeł. Tak jak badacz nie może traktować literatury dowolnie, tak pisarz nie może sprzeniewierzać się rzeczywistości. Powinien być wobec niej lojalny. Gleń w tym względzie jest wiarygodny.

We fragmencie [dom] autor mówi o znalezionym w powale poddasza dokumencie. Jest to pamiątka pierwszej Komunii Świętej z 1934 roku mieszkającej tu przed laty osoby o nazwisku Czarnassek. Narrator uznaje to za skarb pamięci domu, w którym zamieszkał. Każe pytać, czy to odkrycie przyniesie coś większego, szerszego, rozwinie się w opowieść: „Jeśli Mnemosyne nie przemówi sama, to którą ze swoich sióstr zawoła na pomoc?” − zastanawia się autor.

We fragmencie Jadąc autor pisze o Kluczborku, sennym miasteczku, któremu wystarcza poświęcić dwie godziny, więcej nie, gdyż można ulec „żywiołowi upadku i beznadziei”, ponieważ „sen o wielkości” sugerowany przez kilka fasad budynków nigdy się nie spełni. Czy małe miasteczka, takie jak Olesno, Kluczbork, Wieluń, nie zasługują jednak na więcej uwagi? Wszyscy wiemy, co sądzić o małych miasteczkach. Ale czy na pewno? Czy Andrzej Bursa rzeczywiście ze swoim wierszem Sobota musi odgrywać w tej kwestii rolę klasyka? Jestem przekonany, że małe miasteczka bardzo często są w stanie pochwalić się wielkim dziedzictwem. No, ale nie o to w M też chodzi…

Książka Adriana Glenia jest także wędrówką po literaturze. Białoszewski, Gombrowicz, Gutorow, Kass, Kornhauser, Mickiewicz, Miłosz, Różewicz, Schulz, Walser pojawiają się w krótkich refleksjach, rozbłyskach, mgnieniach. Są to glosy poczynione na marginesach (uwaga nomen omen na marginesie: marginalność jest nieodłączną częścią natury ludzkiej), refleksje po przeczytaniu, impresje i aluzje. Pomagają dostrzec i zrozumieć pewne sprawy albo odbić w inną stronę. Przygody człowieka czytającego rzutują na postrzeganie rzeczywistości.

Mam wrażenie, że M nie powstała z myślą o napisaniu książki, jaka często przyświeca autorom, lecz po to, by dać wyraz własnemu doświadczeniu, odczuciom, refleksjom, doraźnemu momentowi życia. W tych zwięzłych tekstach, będących kondensatami rzeczywistości, pozornie błahe staje się doniosłym. Autor wychwytuje to, co dla niego najważniejsze, a sama książka stanowi kwintesencję wielowątkowych i złożonych treści. Daje bogactwo napięć, emocji, wzruszeń. Jednocześnie jestem przekonany, że to, co napisane, jest tylko częścią myśli, a znacznie większa część umknęła w przestworza. Widzę w tej sylwie nowoczesny typ literackiej autobiografii. Nie znajduję tu zamkniętej kompozycji, stylistycznego i formalnego monolitu, mocnego podsumowania. Poruszone sprawy nie kończą się. Otwarte kompozycje pozostawiają możliwości kontynuacji. Sądzę, że fragmentaryczność odzwierciedla dramatyzm istnienia, ale przesłanie zbioru małych form literackich Adriana Glenia zmierza ku nadziei.

Adrian Gleń: M.
Wydawnictwo Forma,
Szczecin 2022, s. 80.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.