Drzewo jest bowiem „bankiem wiedzy” – jak przekonuje jeden z najbardziej rozpoznawalnych czeskich artystów Maxim Velčovský, autor na przykład ciekawego talerza Cibuláková republika, naczynia w kształcie Czech ozdobionego charakterystycznym wzorem niebieskiej cebuli. Velčovský w wywiadzie dla tygodnika „Refleks” zestawia naturę z toksynami. Mówi o technologicznych śmieciach, sieciowych dopalaczach, które omamiają i rozleniwiają. Oczyszczenia szuka w przyrodzie, będącej zbiorową pamięcią narodu („fascynują mnie stare drzewa, które pamiętają np. Husa”), czy w klasycznym rzemiośle, które, wykonywane, nie jest przecież niczym innym jak szkołą cierpliwości, techniki, systematyczności, serca. „Dziedzictwo nie jest wyznacznikiem umiejętności. Musisz się napocić, harować setki i tysiące godzin, a kiedy się w końcu fachu nauczysz, musisz go stale kultywować, żebyś przypadkiem nie zapomniał. Z demokracją jest to samo: to codzienna praca, podobnie jak wydmuchiwanie szkła”.
Tegoroczny Designblok stał się więc zwierciadłem, w którym odbił się cały trudny dla Czechów i świata rok: kryzys klimatyczny, wojna w Ukrainie, toksyczne sieci, polityczne przewroty. Połączył pamięć i pomniki z troską o przyszłość. To swoiste oczyszczanie organizmu z toksyn dzisiejszego świata przebiegało na różnych polach.
„Wierzę, że po burzy gniewu władza spraw Twoich do Ciebie znów powróci, o narodzie czeski!” – taki oto napis widnieje na odsłoniętym w 1915 roku praskim pomniku Jana Husa. To cytat z
Oto bowiem jedna z najważniejszych pieśni protestacyjnych, Modlitwa dla Marty (muzyka Jindřich J. Brabec, słowa Petr Rada), rozpoczyna się od słów:
Zloba, závist, zášť, strach a svár, ty ať pominou, ať už pominou.
Teď když tvá ztracená vláda věcí tvých zpět se k tobě navrátí, lide, navrátí.
Tę pieśń‑hymn z lat 1968 i 1989 mogli Czesi ponownie usłyszeć w praskim klubie „Lucerna”, a to z okazji bardzo wzruszającego jubileuszu wykonawczyni utworu Marty Kubišovej. Osiemdziesięcioletnia piosenkarka, sygnatariuszka i rzeczniczka Karty 77, ze wzruszeniem, spontanicznie, odśpiewała utwór, wracając niejako pamięcią do lat sześćdziesiątych, kiedy to jeszcze mogła występować solo oraz w trio i odbierać nagrody dla najpopularniejszej wokalistki (trzykrotna zdobywczyni „Złotego słowika”). Wówczas, w 1968 roku, Modlitwa… stała się symbolem sprzeciwu wobec inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację. Po raz drugi wykonana została dopiero po dwóch dekadach, w listopadzie 1989 roku, podczas Aksamitnej Rewolucji. Kubišová, stojąc obok Václava Havla na balkonie Hotelu Melantrich na placu Wacława w Pradze, wyśpiewanymi strofami:
Te niech przeminą, niech już przeminą.
[…] twa zagubiona władza rzeczy twych
Znowu do ciebie powróci, ludu, powróci!
Czyniła to także Hana Zagorová, kolejna ikona czeskiej muzyki, którą Czesi pożegnali w sierpniu 2022 roku. Wykonawczyni wielu przebojów, piosenkarka znana również polskim słuchaczom (występy w Operze Leśnej), aktorka (na podstawie wykreowanej przez nią postaci w musicalu Trhák ukuto powiedzenie „Dělat Zagorku”) i prezenterka, odśpiewała w listopadzie 1989 roku na placu Wacława w Pradze hymn. Zagorová, mimo wcześniejszego proreżimowego epizodu, podpisała w czerwcu 1989 roku petycję w obronie wolności słowa pt. Kilka zdań. Treści dokumentu piosenkarka broniła: „Nie było tam nic, z czym nie zgadzałby się przyzwoity człowiek” („Nebylo tam nic, s čím by slušný člověk nesouhlasil”).
Raptem kilka prostych słów, a jak silny przekaz. O taki chodziło również Beacie Parkanovej – scenarzystce i reżyserce dramatu Slovo (Słowo). Film został nagrodzony na tegorocznym 56. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Karlowych Warach za reżyserię (Parkanová to, po 1990 roku, trzecia kobieta z tym wyróżnieniem). Film osadzony w realiach lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych
Warto podkreślić, że piosenkarz i aktor miał bardzo płodny rok. Obsadzono go w roli Josefa Myslivečka w bardzo dobrze przyjętym na festiwalu w San Sebastian filmie Il Boemo (www.ilboemo.cz). „Boski Czech”, jak nazwał kompozytora Jakub Arbes w jednym z opowiadań (Il divino Boemo), to nieco zapomniany (nie trzeba podkreślać, że niesłusznie) kompozytor oper, mentor młodego Wolfganga Amadeusza Mozarta. Zachowały się listy mistrzów pisane w latach 1770–1778, ale badacze wnioskują, że jest to jedynie niewielka część korespondencji. Zakres osobistych kontaktów był prawdopodobnie szerszy, do dziś jednak pozostaje dla nas tajemnicą. Obraz urzeka rozmachem, oszałamia też rola Dyka, który o propozycji dowiedział się dwa tygodnie przed rozpoczęciem zdjęć (tak krótki czas przygotowań bynajmniej nie był przeszkodą, by aktor na przyzwoitym poziomie opanował włoski!).
Zobrazowania na dużym ekranie doczekała się też inna, niebywale ważna dla czeskiej historii postać (polskim odbiorcom znana jeśli nie za pośrednictwem płótna Jana Matejki, to na pewno dzięki Trylogii husyckiej Andrzeja Sapkowskiego). Do kin we wrześniu wszedł film Jan Žižka Petra Jákla (reżysera, scenarzysty i producenta w jednym), w gwiazdorskiej, zagranicznej obsadzie (Ben Foster, Michael Caine, Til Schweiger czy Matthew Goode). Niewątpliwie jest to najdroższa czeska produkcja (nad filmem pracowano w sumie jedenaście lat), monumentalna, ukazująca piękno czeskiej (i nie tylko) przyrody, choć podobno amerykańscy widzowie włożonego w projekt trudu za bardzo nie docenili. Zdaje się jednak, że twórca znajduje wytłumaczenie przeciętnego przyjęcia za oceanem filmowego debiutu: „Ten film jest zrobiony dla Czechów, jest to czeska historia, ale chcę, aby również zagraniczni odbiorcy mogli powiedzieć: aha, są to wielkie dzieje, które ten kraj kształtują”. Reżyser ukazał początki kształtowania się postaci przywódcy, głównego stratega wojen husyckich; celowo zakotwiczył fabułę w okolicach 1402 roku: „Chciałem tę epokę namalować tak, aby była jak najbliższa średniowieczu – pod względem polityki, uczuć; ponadto chciałem, by choć na chwilę pojawił się w obrazie Jan Hus” – tłumaczy (www.denik.cz). Film mogli do tej pory ocenić odbiorcy w Ameryce i, oczywiście, w Czechach. Twórcy zamierzają pokazać go też w Chinach.
Spektakularne kino było mocnym punktem wizerunkowym czeskich działań artystycznych ostatniego roku. Gdyby jednak z jakichś względów odbiorcy nie było z nim po drodze, to może on po prostu kulturę „wychodzić” czy „wyjeździć”. Biblioteka Miejska w Pradze, Katedra Informacji i Bibliotekarstwa na Uniwersytecie im. T.G. Masaryka w Brnie oraz organizacja pożytku publicznego Next‑book przyczyniły się do powstania „Beletrionu” (beletrion.cz), platformy z tekstami literackimi, których fragmenty wybierze dla nas spontanicznie algorytm. Urywki te mają czytelnika inspirować, zabawić, pozytywnie nastroić, zaciekawić. Wystarczy wejść na stronę i dać się zaskoczyć. Do wyboru: literatura klasyczna lub współczesna czeska i słowacka twórczość, której fragmenty są zawsze pod ręką: można je czytać w tramwaju, w parku czy podczas podróży. Wystarczy telefon z dostępem do internetu.
Renesansowe wręcz zacięcie twórców czeskiej kultury widać zatem na każdym polu. Artyści są wszechstronnie utalentowani: dwie profesje są już w zasadzie standardem, nie tylko w filmie. Podobnie jest, zdaje się, na deskach scen baletowych, co stara się wyłapać i nagrodzić kapituła nagród „Thálie”. W tym roku nagrodę w kategorii „Taniec, balet, teatr ruchu” zdobyła nasza rodaczka, Natalia Adamska, odtwórczyni roli Carmen w inscenizacji o tym samym tytule (Teatr Narodowy Moraw i Śląska, Ostrawa, maj 2022 roku). Kreacja Adamskiej, jak podkreślają krytycy, to „niewątpliwie wyjątkowe zjawisko w minionym sezonie” (https://cenythalie.cz/), między innymi dzięki połączeniu brawurowego, emocjonalnego ruchu z lekkością i swobodą gestu.
Jak to się więc dzieje, że odważne pomysły na realizacje wpadają do głowy, a ta nie odrzuca ich od razu, tylko rozumnie analizuje, a potem, czasami wręcz contra spem spero, realizuje? Beata Parkanová pytania o artystyczne strategie i aranżowanie twórczej przestrzeni odbija skromnym: „Nie jestem typem siedzącym w pokoju i piszącym dzieła. Ja myślę, kiedy chodzę”.
Ten sposób działania przywołuje na myśl romantycznych mistrzów słowa, a konkretnie Karla Hynka Máchę. Baja się, że ten czeski wieszcz (który ubóstwiał Mickiewicza!) podobno tworzył w ruchu; obmyślał historie, gdy obchodził zagajniki, pola i łąki. Dygresja ta od razu przywołuje kolejne pytanie: czy w czeskiej przestrzeni kulturowej upamiętniono rok romantyzmu polskiego ustanowiony z okazji dwusetnej rocznicy pierwszego wydania zbioru Ballady i romanse Adama Mickiewicza? Odpowiedź oczywiście jest twierdząca. Polskie instytucje kultury w Czechach, czeskie magazyny kulturalne i literackie, kina i sale koncertowe organizowały wydarzenia inspirowane
Zatoczyliśmy więc koło. Rok 2022 był w Polsce rokiem romantyzmu, w Czechach rokiem pamięci: pamięci o bohaterach. Tych z krwi i kości, którzy tworzyli historię i kształtowali późniejsze pokolenia, ale też tych niemych świadków dzisiejszych czasów, bez których nie byłoby nas – drzew.
Odnosi się wrażenie, że czeska sztuka rozumie istotę sprawy: współczesna kultura ma siłę, by krzyczeć w obronie przyrody (przypomnijmy motto ukraińskiej artystki Yakushy, że kultura jest żyzną glebą narodu). A natura już od dawna przecież ma siłę przebicia w sztuce. Nie trzeba daleko sięgać: wszak Czesi wielbią ją w hymnie:
Szumią skały drzew zielenią,
W gaju wiosny kwiat się lśni,
Ach spójrz, ziemski raj się śni!
Dobrze by zatem było, żebyśmy wrócili do korzeni i tam szukali ukojenia, rady, przyszłości. Byśmy o korzenie dbali. Dosłownie. W innym wypadku słowa: „Gdzie kraj jest mój, gdzie kraj jest mój?” nabiorą zgoła katastroficznego znaczenia.