Pierwszy kwartał roku był filmowy. I nie chodzi tu tylko o polityczne zwroty akcji. Otóż w styczniu Czesi wybrali nowego – starego prezydenta; urząd głowy państwa ponownie objął Miloš Zeman, wygrywając w dwu turach z ośmioma pozostałymi kandydatami. I nie byłoby w tym wydarzeniu nic dziwnego, gdyby nie Tonda Blaník – kandydat nr 10. Fikcyjny.
Antonín Blaník (w tej roli wyśmienity Marek Daniel) to bohater serialu satyrycznego Kancelaria Blaník (Kancelář Blaník), który emitowany jest w telewizji internetowej Stream.cz. Wpływowy lobbysta prowadzi biuro, w którym, wydawałoby się, realizowane są najważniejsze działania ku wywindowaniu w sondażach danej grupy czy jednostki, są tam gaszone polityczne pożary i wywoływane kontrolowane intrygi. Oczywiście za sowitą opłatą. Tonda Blaník trzyma w szachu najważniejsze osoby w państwie, dysponuje ich prywatnymi numerami telefonów i zna słabości, stojąc na straży przede wszystkich własnych interesów. Na końcu każdego odcinka pojawiają się wycinki prasowe (czasami fikcyjne, ale często rzeczywiste!), które mają odzwierciedlić skuteczne poczynania całego zespołu Kancelarii w obronie bądź zdeklasowaniu danej osoby czy wydarzenia. Serial z pogranicza political fiction stał się na tyle popularny, że Tonda, pewny swej siły, postanowił kandydować na prezydenta. Pełnometrażowy film Prezydent Blaník w reżyserii Marka Najbrta wszedł do kin 1 lutego i w pierwszy weekend emisji zarobił dziewięć milionów koron. Opowiada o tym, jak to szara eminencja fikcyjnego świata czeskiej polityki postanowiła zmienić realia. Blaník prowadzi kampanię, zbiera podpisy, tworzy slogan wyborczy, ma grono oddanych wyznawców i wszystko niewątpliwie znalazłoby szczęśliwy koniec, gdyby asystent potencjalnego kandydata nie spóźnił się z oddaniem list z podpisami… Tym jednak Tonda się nie zraża: nadal pozostaje aktywny na politycznym polu. I to jest niewątpliwie największy atut filmu: spontaniczne pomieszanie fabuły życia ze scenariuszem. Aktorzy drugoplanowi (ośmiu prawdziwych, poważnych kandydatów) nie są reżyserowani, scenografia jest dana, prawdziwi są dziennikarze, a tylko Marek Daniel/Antonín Blaník ze swoimi asystentami (Halka Třešňáková, Michal Dalecký) są inscenizowani i pojawiają się na spotkaniach z prawdziwymi kandydatami, udzielają wywiadów, zbierają na stoiskach wyborczych konkretne podpisy (sic!), biorą czynny udział w tworzeniu historii politycznej Czech.
Zarówno koncept filmu (fikcyjno-dokumentalny), jak i pomysł na bohatera są czeskiej kulturze znane. W 2004 roku do kin (też polskich) trafił obraz z obszaru dokumentalnego reality show pt. Czeski sen, który swoim pomysłem zaskoczył i rozentuzjazmował publiczność. Sporo lat wcześniej Czesi poddali się bez reszty urokowi Járy Cimrmana, wymyślonego w 1966 roku przez Jiřího Šebánka i Zdeňka Svěráka geniusza, słowiańskiego Leonarda da Vinci: wynalazcy, pisarza, kompozytora, geografa itp., itd., który zawładnął czeską wyobraźnią społeczną do tego stopnia, że, choć nigdy się nie narodził, zdobył w 2005 roku tytuł Najpopularniejszego Czecha. Antonín Blaník stał się na tyle popularny, że prawie został kandydatem na prezydenta.
Taśmy z filmem Najbrta były jeszcze ciepłe, kiedy kierowano je to kin (26–27 stycznia odbywała się druga tura wyborów prezydenckich, zakończenie filmu uwzględnia ich wynik), inaczej rzecz się miała z filmem Tlumočník (Tłumacz), w reżyserii Martina Šulíka. O tym mówiło się w Czechach od początku roku. W obrazie występują utytułowani nestorzy dużego ekranu: Peter Simonischek oraz… Jiří Menzel, którzy w swych filmowych rolach starają się stawić czoło przeszłości, uporać się z nią i oswoić ją. Światowa premiera tej czesko-austriackiej koprodukcji miała miejsce na Berlinale, a połączona była z obchodami osiemdziesiątych urodzin czeskiego reżysera. Tam też Menzel dostał urodzinowy prezent: nagrodę specjalną Berlinale Kamera.
Przeszłość przyświecała też dwu retrospektywnym wystawom pokazanym w Pradze. Pierwsza poświęcona była twórczości jednego z najbardziej rozpoznawalnych w Czechach ilustratorów: Josefowi Ladzie (Sedmičky Josefa Lady, 15.11.2017–1.04.2018). W Tańczącym Domu w Pradze (Tančící dům) na czterech piętrach wystawiono ponad czterysta artefaktów: obrazy, rysunki, przedmioty osobiste i bliskie artyście, niektóre pokazane szerszej publiczności po raz pierwszy. Była to największa wystawa prac Josefa Lady w ostatnich dziesięciu latach; ale też nie ma się temu co dziwić: w 2017 roku minęła sto trzydziesta rocznica urodzin i sześćdziesiąta śmierci wielkiego miłośnika teatru, dzieci i przyrody. Drugą podobnie dużą ekspozycję można było obejrzeć w Miejskim Domu Reprezentacyjnym (Obecní dům). Wystawiono tam prace Kamila Lhotáka, artysty samouka, który mimo swej niepełnosprawności nie tylko nie porzucił snu o malarstwie, ale i czynnie uczestniczył w życiu kulturalnym. Był jednym z założycieli awangardowej Grupy 42 (Skupina 42), co ma odzwierciedlenie w jego pracach. Wystawiono ich sto dwadzieścia, niektóre po raz pierwszy.
Historycznego koła dotykają również dyskursy literackie. W styczniowym numerze miesięcznika literackiego telewizyjną wariację).
Nowe korzysta ze starych metod. Technologia atrakcyjnie ubiera stare pomysły. Ale to nic złego. Bo o ile w czeskiej kulturze mamy do czynienia z historyczną nostalgią, to podąża za nią zdrowa ironia. A tylko taki zestaw, jak podkreśla Kratochvil, ocala od zastoju.