03/2023

Przemysław Dakowicz

Das Schloss. Siostry Franza Kafki w getcie L.
(cz. 1)

Góry zamkowej nie było prawie wcale widać, otoczyły ją mgły i mrok,
nawet najsłabsze światełko nie zdradzało obecności wielkiego zamku.
K. stał długo na drewnianym moście, wiodącym z gościńca do wsi,
i wpatrywał się w pozorną pustkę na górze.

(F. Kafka, Zamek, przeł. K. Radziwiłł i K. Truchanowski)


W „Biuletynie Kroniki Codziennej” getta w L. regularnie odnotowywano nie tylko zarządzenia władz i prace publiczne, zgony i narodziny, samobójstwa i aresztowania, lecz także informacje dotyczące pogody. Druga połowa października 1941 roku była dżdżysta – „padały rzęsiste deszcze, zaś od 21 października nastąpiło silne obniżenie temperatury”. Autor cytowanego sprawozdania stwierdza, że przedwczesne nadejście zimy było dla mieszkańców getta – szczególnie dla nawykłych do nieco wyższych temperatur przesiedleńców z Europy Zachodniej – „istną klęską”. „W poprzednim roku beznadziejne i okropne były październikowe dni – wspominał z kolei Oskar Singer. – Padał deszcz i śnieg, a Żydzi […], którzy dopiero co tutaj przybyli, musieli na powitanie ciągnąć i pchać żałosne wózki poprzez muł i błoto. Ci, którzy to wtedy musieli robić, już dzisiaj nie żyją. Posiano w nich wtedy ziarno śmierci”.

Singer z żoną i dziećmi znalazł się w L. 27 października 1941 roku. Pięć dni wcześniej z pociągu, który zatrzymał się na gettowej stacji Radegast, wysiadła najstarsza siostra Franza Kafki, Gabriele; pięć dni później, 1 listopada, średnia z sióstr, Valerie. To właśnie dla niej i jej bliskich zmiana warunków pogodowych musiała być najbardziej szokująca – gdy wyjeżdżali z Pragi, stacja klimatyczna Klementinum w najcieplejszym momencie dnia odnotowała przeszło 5 stopni Celsjusza; w L. już 28 października było 8 stopni poniżej zera. Dwa tygodnie wcześniej w całej wschodniej części Reichsgau Wartheland (Okręgu Rzeszy Kraj Warty) spadł pierwszy śnieg – jakby ktoś nagle uciął jesień ostrym nożem.

Autor niemieckiej wersji „Biuletynu Kroniki Codziennej” stwierdza, że jedynie w getcie stan zdrowotny ludności i liczba zgonów są ściśle powiązane z pogodą, następnie zaś poddaje analizie porównawczej wybrane dane sprzed utworzenia żydowskiej dzielnicy zamkniętej i z okresu bieżącego. Pisze: „przed wojną w […] ówczesnej Łodzi, gdzie żyło duże skupisko mniejszości żydowskiej w liczbie 260 000 osób (przy ogólnej liczbie 650 000 ludności), umierało dziennie 6 Żydów. Teraz getto liczy ok. 150 000 Żydów, a więc prawie o 1/4 […] mniej niż wówczas w mieście. Przy zachowaniu tych samych warunków powinno więc umierać tylko 4,5 osób dziennie. Jednak średnia dzienna cyfra śmiertelności waha się […] między 11 a 55. Jest więc od 2,5 do 12 razy większa niż przed wojną”.

Przybysze z Niemiec, Austrii, Czech i Luksemburga nie znali tych danych. W pierwszych dniach, może i tygodniach, po przyjeździe zdawali się zachowywać daleko posunięty optymizm. Kiedy w budynku, gdzie ulokowano osoby z czwartego transportu praskiego („kolektyw Praga IV”), znalazł się Arnold Mostowicz, któremu polecono zorganizować tam punkt opieki medycznej, odniósł on wrażenie, że wszedł w sam środek „pikniku” czy „majówki”. W pokojach nabitych ludźmi panowała atmosfera „wycieczki w nieznane”. Prażanie poznawali się, nawiązywali relacje, poszukiwali znajomych, a nawet – posłużywszy się bagażem niczym stołem – wydawali „przyjęcia dla gości” z innego pomieszczenia czy piętra. Nie było po nich znać przerażenia, jeszcze towarzyszyła im ciekawość – dopiero w kolejnych dniach mieli się zetknąć z miejscową ludnością i dowiedzieć, jak wygląda życie w getcie L.

Tego dnia młody lekarz mógł zetknąć się oko w oko z Valli, średnią siostrą Franza Kafki. Mógł, lecz nie musiał – kamienica przy Franzstraße 29 jest największym budynkiem w okolicy. Zanim Niemcy zwieźli do L. Żydów z Zachodu, w domu przy niegdysiejszej Franciszkańskiej mieściła się jedna z gettowych szkół. Zlikwidowano ją, a dawne sale lekcyjne zapełniono dwupiętrowymi pryczami, zbitymi naprędce przez pracowników tzw. resortu stolarskiego.

Valli przyjechała jako druga z rodziny K. Zaraz po zainstalowaniu na Franciszkańskiej musiała podjąć próbę zdobycia informacji, gdzie zakwaterowano jej starszą siostrę Gabriele. A gdy już zyskała podstawową orientację w terenie, z pewnością pobiegła na Hanseatenstraße (przed okupacją niemiecką – Łagiewnicka). Do października 1941 pod numerem 37 funkcjonował tu oddział pediatryczny, niejako filia wielkiej, nowoczesnej lecznicy po drugiej stronie ulicy. Tysiąc osób z drugiego praskiego transportu („kolektyw Praga II”) ulokowano w salkach tego dziecięcego szpitala.

Widzę ją, jak idzie Franciszkańską, skręca w lewo, w Brzezińską, by po dwóch, trzech minutach dojść do placu Kościelnego. Teraz w prawo, w Łagiewnicką, dziwią ją nierówne kocie łby, spomiędzy których niemrawymi kępkami wystają pożółkłe, zabłocone źdźbła trawy. Praga przyzwyczaiła ją do eleganckich wielkomiejskich bruków i kamiennych płyt (po tego rodzaju nawierzchni stąpała zarówno przed rodzinną kamienicą przy ulicy Bílka, jak i przed domem przy Vězenskiej, w którym ona i Josef mają mieszkanie). Mija Pieprzową, Joselewicza i Zawiszy, przed sobą, po lewej, ma Baluter Ring, Rynek Bałucki. Za chwilę przejdzie obok bramy wjazdowej, po prawej wysoka kamienica numer 25 – nie zawieszono na niej jeszcze wzorcowego zegara o trzech tarczach, według którego mieszkańcy getta ustawiać będą swoje własne zegarki. Jeszcze tylko Dworska i Spacerowa, a zaraz potem te dwa zlepione ze sobą budynki oznaczone numerem 37.

Valli wchodzi w bramę i dosłownie wpadają na siebie. Rodzone siostry Franza Kafki. W jednej z bram mojego miasta, które wówczas nie jest Łodzią. Już i jeszcze. Nazywa się Litzmannstadt. Dla mieszkańców getta – również dla Elli, Valli i ich bliskich – słowo to, utworzone od nazwiska niemieckiego generała, z dnia na dzień coraz dotkliwiej i coraz bardziej nieuniknienie stawać się będzie synonimem piekła na ziemi.

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.