Pamięci Marii Doria-Dernałowicz
Maria Komornicka w herbie (Nałęcz) miała jelenia, z którym się utożsamiała, jak książę Salina z gepardem. („Ja zaś jestem jak mój jeleń herbowny, […]”). Ściśle mówiąc, to były to dwa rogi jelenia w klejnocie szlacheckim. Podobnie jak dla głównego bohatera powieści Lampedusy, ród (szlachecki) był dla poetki jej ciałem historycznym. Ten długi ciąg pokoleń przodków determinujących stronę fizyczną, wygląd i witalność, oraz psychiczną, czyli charakter – to było coś, z czym próbowała z początku walczyć. „[…] Nie mogę sobie rady dać od niesmaku, którym mnie napawa moja dzika, niepohamowana, brutalna natura. Przeklęta krew Nałęczów” – pisała w liście z 8
Piętno rodu na charakterze Komornickiej dostrzegł inny krytyk i pisarz, Cezary Jellenta, z którym (i z Wacławem Nałkowskim) współtworzyła w Warszawie książkę zbiorową Forpoczty (1895), manifest światopoglądowy i artystyczny pokolenia dekadentów, uznany z czasem za jeden z pierwszych manifestów modernizmu w literaturze polskiej. Jellenta nazywając poetkę „staroszlachecką, słowiańską boginką”, pisał o niej po latach w artykule przypominającym grupę Forpoczt:
Młodzieńczy bunt Marii Komornickiej przeciwko ciążącemu dziedzictwu rodu znalazł literacki wyraz w Biesach (1902) – jej confessiones w formie poematu prozą, opublikowanych u progu nowej drogi życiowo-artystycznej, po wejściu poetki w krąg współpracowników Zenona Przesmyckiego-Miriama i związaniu się z wydawaną przez niego „Chimerą”.
Ród pojawia się w Biesach, w tej spowiedzi cierpiącej duszy dekadenta jako jedno ze źródeł obezwładniającego schopenhauerowskiego bólu istnienia. Wolę życia monologującej bohaterki poematu, którą w młodości rozpierał „żywiołowy instynkt wolności”, sparaliżowało między innymi odkrycie zdeterminowania jej egzystencji przez ród. W dodatku przez ród dążący do samozagłady i skazany na zagładę na skutek ciążącej na nim jakiejś klątwy z przeszłości i zmierzający do wypełnienia swego przeznaczenia. Uświadomienie sobie zaś, że jest kulminacyjnym punktem swego rodu, ostatnim ogniwem w łańcuchu pokoleń, jego syntezą – przydało jej tylko cierpienia. Albowiem rozwiązaniem i spełnieniem klątwy miała być jej śmierć. A bohaterka Komornickiej, inaczej niż współcześni dekadenci, nie wierzyła w błogosławieństwo śmierci i w nirwanę. Nie było dla niej unicestwienia. Duch był nieśmiertelny. Obłożona klątwą jednostka, która wchłonęła w siebie przeznaczenie swego rodu, skazana była na wieczność. Na wieczne cierpienie skazane było nieprzezwyciężalnie samotne indywiduum jako takie. Tym samym autorka Biesów postawę dekadencką przeniosła w inny wymiar, a towarzyszące jej odczucie tragizmu istnienia, klątwy istnienia, rozciągnęła do granic możliwości.
O tajemniczej klątwie ciążącej na rodzie bohaterka poematu Komornickiej nie mówi nic bliżej, nie wyjaśnia. Poetka celowo pozostawiła tę kwestię w mroku tajemnicy, nie dopowiedziała jej. Jakby chciała, aby odnosić ją do istnienia rodu jako takiego, albo tylko do istnienia samego. A w każdym razie, aby te sensy spotkały się w „Klątwie” jako symbolu. (Napisała wyraz wielką literą). Szukając znaczenia konkretnego, które niesie ze sobą ten symbol z Biesów, należy sięgnąć do legendy rodowej Komornickiej, a dokładnie do legendy rodowej matki poetki, Anny z Dunin-Wąsowiczów. Wśród przodków autorki Biesów po mieczu o żadnej klątwie nic nie słychać.
Anna Komornicka pochodziła ze świetnego, starego, dobrze skoligaconego rodu Dunin-Wąsowiczów ze Smogorzewa, herbu Łabędź, który miał zawołanie: „Nie zaczepia, zaczepiony broni się”. Wśród jej przodków znajdował się Piotr Włast, potężny średniowieczny możnowładca śląski, palatyn króla Bolesława Krzywoustego, dzielny i sławny rycerz nie bez racji porównywany z hiszpańskim bohaterem Cydem Campeadorem. W legendzie rodowej wiązała się z nim opowieść o tajemniczej zbrodni i późniejszej ciężkiej pokucie. Młodsza siostra poetki, Aniela Komornicka, pisała:
Trzeba od razu powiedzieć, że legendowy Piotr Włast nic nie traci na konfrontacji z historyczną postacią Piotra Włostowica (zmarł prawdopodobnie w 1151 roku), do którego się odnosi. Można stwierdzić wręcz, że oglądany oczami historyków wzbudza jeszcze większą ciekawość, a jego życie i przygody wydają się jeszcze barwniejsze. Choć wobec ubóstwa średniowiecznych źródeł nic w historii Piotra Włostowica nie jest tak do końca pewne, a prawda miesza się z legendą i trudno je niekiedy od siebie oddzielić.
Zbrodnią, jaką popełnił ten prawdopodobnie najbogatszy człowiek w ówczesnej Polsce, żonaty z wnuczką cesarza bizantyjskiego i blisko spowinowacony z królem, było krzywoprzysięstwo, „zaliczane do zbrodni głównych obok morderstwa, cudzołóstwa i innych”, jak pisze Stanisław Bieniek, autor monografii o Piotrze Włostowicu. I mimo że dopuścił się krzywoprzysięstwa dla dobra państwa, działając za wiedzą i przyzwoleniem króla, to zbrodnia palatyna była oczywista i zagrożona surową karą. Poszło o podstępne porwanie przez Włostowica nękającego ziemie polskie napadami ruskiego księcia Wołodara z Przemyśla, a następnie uwolnienie go dopiero po otrzymaniu olbrzymiego okupu i zaprzysiężeniu warunków pokoju, co mieściło się w granicach średniowiecznych obyczajów politycznych. Zbrodnią było natomiast złamanie przysięgi wierności, którą śląski możnowładca złożył księciu Wołodarowi, zdobywszy wcześniej jego zaufanie, a nawet zostając ojcem chrzestnym jego syna. Toteż przybyły do Polski legat papieski, kardynał Idzi z Toucy, nałożył na Włostowica ciężką pokutę. Przy okazji przypomniano mu jeszcze wiarołomstwo związane z jego małżeństwem z córką wielkiego księcia kijowskiego Świętopełka, księżniczką Marią, po którą pojechał na Ruś na prośbę jednego z możnowładców polskich jako swat, a ostatecznie sobie wziął za żonę.
Za pokutę miał Piotr Włostowic rozdać dla Chrystusa swoje bogactwa, jak podają średniowieczne źródła, które cytuje Bieniek.
Odsunięty od urzędu palatyna, po poddaniu się publicznej pokucie, rozpoczął Włostowic działalność fundacyjną. Nie wiadomo dziś dokładnie, ile kościołów i klasztorów ufundował, a ile wspomógł w inny sposób. W każdym razie liczba siedemdziesięciu w sumie czy nawet więcej, które skorzystały z jego ekspiacyjnej szczodrości, wcale nie musi być fantastyczna. W przeciwieństwie do opowieści o duńskim pochodzeniu Piotra Włostowica.
Odbywszy wieloletnią pokutę i uwolniwszy się od klątwy popełnionej zbrodni, Włostowic wrócił do działalności politycznej i włączył się w walki dynastyczne między najstarszym synem Krzywoustego Władysławem
Postać Piotra Własta, protoplasty i najwybitniejszego przedstawiciela rodu Łabędziów, któremu ród ten zawdzięczał swe znaczenie w dziejach Śląska i Polski, najwyraźniej urzekła Marię Komornicką. Ważną rolę odegrała w tym na pewno literatura i sztuka, albowiem romantyczna z ducha legenda średniowiecznego rycerza ożyła w drugiej połowie
W tym też czasie w poetce dokonywała się radykalna przemiana duchowa. Zasadniczo zmienił się również jej stosunek do rodu. Od buntu przeciw ciążeniu rodu przeszła Komornicka do jego afirmacji, popadając przy tym w egzaltację, wcześniej tak bardzo obcą jej ironicznej naturze. Ironicznej à la Heinrich Heine. (Coś podobnego na swój sposób przydarzyło się Lampedusie podczas pisania Geparda, kiedy z literata-intelektualisty przedzierzgnął się na powrót w sycylijskiego księcia).
„Ona, dla której w młodości «famuła» [rodzina] była luźnym przypadkowym zespołem «duszyczek» niższego formatu – wyniosła na nieomalże chiński piedestał pamięć protoplastów i rodzicielskiej władzy” – pisała o zmianie stosunku Komornickiej do rodziny i do rodu jej siostra, Aniela, wspominając poetkę po latach. W liście do matki z 18
Powtórny symboliczny chrzest Komornickiej wiązał się z przyjęciem przez nią w „Chimerze” obowiązków recenzenta i potrzebą pseudonimu, którym by mogła podpisywać rubrykę Powieść. Pod swoim nazwiskiem w „Chimerze” publikowała utwory oryginalne oraz tłumaczenia. Na propozycję matki jako krytyk ukryła się pod imieniem Własta, legendarnego protoplasty rodu Dunin-Wąsowiczów. Pseudonim ten wkrótce tak bardzo zrósł się z jej egzystencją, że zaczęła się z nim utożsamiać, aż w końcu Włast opanował ją bez reszty. Komornicka stała się Włastem, Piotrem Odmieńcem Włastem. Maska przejęła władzę nad aktorem, który zapamiętał się w roli.
[…]
[Ciąg dalszy w numerze.]