10/2022

Janusz Dobieszewski

Dostojewski na kwarantannę? Czy do usunięcia?

Wojenna agresja rosyjskiego imperium na Ukrainę jest wydarzeniem tak szczególnym, wyjątkowym, przejmującym, katastroficznym, że po nim właściwie wszystko, co jest związane z Rosją, nabrało innego sensu, znaczenia i treści. Zapadły się nadzieje wiązane z nią zarówno w jej wymiarze wewnętrznym, jak i w jej bardziej uniwersalnej wartości, randze, alternatywności i oryginalności historycznej. Te nadzieje nie były zresztą uznawane powszechnie, przeciwnie – dotyczyły osób z życzliwością, z fascynacją, z pozytywnym pragmatyzmem spoglądających na Rosję i przeciwstawiających się tanim, schematycznym, doraźnym i emocjonalnym (jak się wydawało) stereotypom, przesądom i uprzedzeniom. Te bywały określane jako bezrefleksyjna (choć przecież niekiedy podbudowana historycznie oraz faktograficznie) rusofobia. W moim bliskim otoczeniu ta druga postawa przeważała, i to zdecydowanie, nawet jeśli mogła się wydawać powierzchowna, bo zarazem była zobowiązująca i zawzięta.


„A nie mówiliśmy!”
Wszystkie owe stereotypy i przesądy nabrały jednak po 24 lutego 2022 roku realności, zasadności, trafności, dostarczając ogromnej satysfakcji nieprzejednanym krytykom i przeciwnikom Rosji. Mogli oni odtąd z trumfem powiedzieć „a nie mówiliśmy” i z pogardliwością oraz z zarzutami naiwności, ślepoty czy wręcz zdrady spoglądać na najdrobniejsze rusofilskie skłonności i przekonania części badaczy naukowych i obserwatorów politycznych tudzież ich czytelników. Wieloletnia praca i działalność Andrzeja Walickiego, a i osiągnięcia inspirowanego przez niego szerokiego, twórczego, mającego osiągnięcia międzynarodowe polskiego środowiska badaczy rosyjskiej myśli filozoficznej stanęły w ten sposób pod poważnym, jeśli nie likwidującym znakiem zapytania, przyprawiając jego reprezentantów o poczucie głębokiego najpierw oburzenia, szoku i rozpaczy z powodu fatalnego kroku Rosji, a następnie zawodu i depresyjnego poczucia błędnego ulokowania oraz błędnego prowadzenia i rozwijania swych zainteresowań i pasji badawczych, związanych z Rosją. Może to lepiej, że Walicki nie doczekał całej tej sytuacji (zmarł w sierpniu 2020 roku).

Militarny krok Rosji wobec Ukrainy był ze strony Rosji i dla Rosji szalony, katastroficzny, samobójczy w wymiarze politycznym, ale także w szerszym wymiarze historycznym i kulturowym, i to co najmniej – jak się wydaje – na długie dziesięciolecia.

Potępienie Rosji jest powszechne, zupełne i dotyczy również szczególnie nas tu interesującej sfery kultury. I także wobec niej jest radykalne, bezwarunkowe i nierzadko wręcz dyskredytujące. Wypowiedzi całkowicie odrzucające kulturę rosyjską, a przynajmniej domagające się swego rodzaju poddania jej kwarantannie, spotykamy w prasie zagranicznej i polskiej bardzo często, w kluczowych miejscach opinii publicznej. Są one wygłaszane z moralnym zapałem oraz poczuciem słusznego obowiązku. Teraz – przekonuje się nas – nie czas na czytanie Tołstoja, Dostojewskiego i Czechowa, na słuchanie Czajkowskiego, i to tylko pierwsze z brzegu, choć też najbardziej spektakularne przykłady tego rodzaju wezwań. A Ukraina – zgodnie z tym podejściem – ma pełne prawo, by likwidować pomniki Puszkina czy rozliczać wielkoruskość Michaiła Bułhakowa lub Aleksandra Sołżenicyna oraz zasadniczo i negatywnie zrewidować obecność kultury rosyjskiej w przestrzeni ukraińskiej.

Usprawiedliwione emocje
Współczesny pisarz rosyjski Siergiej Lebiediew (mieszkający w Niemczech), wskazujący Dostojewskiego, Bułhakowa, Sołżenicyna i Brodskiego jako dotkniętych wirusem imperializmu, uważa, że Rosjanie „będą musieli od podstaw przemyśleć swoją kulturę, historię, ustrój polityczny” i dopiero wtedy stworzą przesłanki dla szansy pojednania z Ukraińcami (To nie zniknie z odejściem Putina, przeł. A. Sowińska, „Gazeta Wyborcza”, 4 III 2022, s. 16–17). Zdaniem jednego ze znakomitych polskich sympatyków Rosji, Andrzeja Romanowskiego, „już nie ma Rosji […], z jej entelechią, z jej wielowiekową misją, z jej uniwersalizmem”; Rosja „na oczach świata popełniła samobójstwo” (Samobójstwo, „Przegląd”, 14–20 III 2022, s. 23). To, co Romanowski co najwyżej sugeruje, ukraińska pisarka Oksana Zabużko wypowiada w sposób otwarty, prowokacyjnie skrajny, pełen usprawiedliwionych emocji, w sposób pozbawiony też jakichkolwiek niuansów, bez skrupułów sprowadzający i oceniający uniwersalizm kultury (zwłaszcza rosyjskiej) poprzez kontekst najbardziej konkretnej chwili historycznej: „czas spojrzeć na literaturę rosyjską nowymi oczami, wszak w dużej mierze to ona utkała «siatkę maskującą» dla rosyjskich czołgów”; należy porzucić „mit europejskości kultury rosyjskiej”, zrozumieć, że „ofensywa Putina 24 lutego była, nie da się ukryć, czystą «dostojewszczyzną» w rozumieniu Kundery” (czyli „kultem emocji i jawną pogardą dla racjonalności”), że „drogę bombom i czołgom zawsze torują książki” i dlatego „czas, byśmy przejrzeli nasze półki z książkami” (Nieuważnie czytaliście Tołstoja, przeł. S. Kowalski, „Gazeta Wyborcza”, 21–22 V 2022, s. 6–7).

Oskarżycielski i niewybaczający ton ukraińskiej pisarki wobec kultury rosyjskiej nie mógł oczywiście nie napotkać pewnego oporu, w którym odwoływano się do ponaddoraźnej, ponadpolitycznej natury czy istoty kultury, do tworzenia przez nią pewnej duchowej (a i przecież materialnej) nadwyżki ponad okoliczności czasu i miejsca jej powstawania; powoływano się także na przykłady historyczne, nakazujące mocno osłabić czy skomplikować owo całkowite wpisanie rosyjskiej kultury w mroczny i nieprzezwyciężalny cień decyzji politycznych Władimira Putina.

I tak – zgodnie z tym stanowiskiem – „obarczanie” literatury rosyjskiej „odpowiedzialnością za zbrodnie wojenne to nadużycie”; pod tym względem „jest taka sama jak każda literatura narodowa” – uwikłana w swój czas, ale zarazem swój czas przekraczająca; wytwarzająca przestrzeń alternatywną, kontrapunkt dla faktów, który umożliwia wątpienie, oceny, idee, a ich horyzontem jest uniwersalność, literatura w ogóle, życie w ogóle, wolność i samodzielność w ogóle, i to nawet jeśli twórca literatury ulegnie chwili zaślepienia, pośpiechu czy nadmiaru egzaltacji; jeśli zaś ta jego ewentualna chwila przestaje być tylko chwilą, cały problem niejako sam się rozwiązuje – ten ktoś wypada z obszaru literatury, stając się podmiotem usłużności politycznej.

Jak ujmie z kolei rozważaną przez nas sprawę Renata Lis, „nie muszę nienawidzić Rosji i kultury rosyjskiej, żeby właściwie oceniać ich działania oraz współczuć i pomagać ofiarom”. Co nie zmienia faktu, że cała sprawa wymaga delikatności i uważnego podejścia zwłaszcza do współczesnych twórców rosyjskich, a także zrozumienia indywidualnej niechęci nawet do najświetniejszych i uniwersalnych zdobyczy kultury rosyjskiej, aczkolwiek pod warunkiem, by ktoś „nie próbował szantażem moralnym wymóc na innych, żeby zachowywali się tak samo”. „Literatura – podsumowuje autorka – potrafi pomóc w istnieniu. Literatura rosyjska także” (Jeśli nienawidzisz, to znaczy, że zostałeś pokonany, z Renatą Lis rozmawia Grzegorz Wysocki, „Gazeta Wyborcza”, 9–10 VII 2022, s. 24–27).

Odnotujmy tu również pewne znamienne świadectwo Andrzeja Walickiego. To właśnie literatura i myśl rosyjska były dla niego szczególnie skutecznym narzędziem walki o indywidualność, narodowość, wolność myślenia, prawdę; „źródłowa znajomość dziejów myśli rosyjskiej dowodziła […] – pisał – że jest to myśl żywa, autentyczna, nie mieszcząca się w prymitywnych schematach, rozbijająca je i ośmieszająca” (Idea wolności u myślicieli rosyjskich, Kraków 2000, s. 295). Bez trudu i natychmiast uświadamiało się sobie na przykład różnicę czy raczej opozycję między tym, co rosyjskie, a tym, co rosyjsko‑sowieckie: „Tradycja rosyjskiej inteligencji – pisał Walicki – była dla mnie antidotum na duchową martwotę stalinizmu” (s. 279), „na stalinizm we wszystkich jego postaciach”, i dlatego – dodawał w innym miejscu – „czułem się zagrożony nie «rusyfikacją», ale «sowietyzacją»” (Zniewolony umysł po latach, Warszawa 1993, s. 118). Kwestia rosyjska była więc najwyraźniej środkiem i kryterium osiągania przez Walickiego jednostkowej wolności intelektualnej i twórczej; jak sam o tym pisał: „Jeśli ocaliłem swą wewnętrzną wolność (a mogło przecież być inaczej w warunkach zorganizowanej presji), to zawdzięczam to w ogromnej mierze pisarzom i myślicielom przedrewolucyjnej Rosji: Hercenowi, Bielińskiemu, Dostojewskiemu, myślicielom i poetom Srebrnego Wieku” (Czy stosunki polsko‑rosyjskie mogą być wzajemnie dobre?, „Arcana” 2005, nr 4–5 [64–65], s. 112). To właśnie myśl rosyjska działała wyzwalająco, wyostrzała krytycyzm, kształtowała samowiedzę, wzmacniała moralnie, pisał Walicki we wspomnianym Zniewolonym umyśle… (s. 118). Potwierdźmy te oceny Walickiego wyznaniem Isaiaha Berlina na temat myśli rosyjskiej: „zarówno słowianofile, jak i ich przeciwnicy mówili rzeczy oryginalne i fascynujące, lepsze od analogicznej eseistyki zachodniej. Gotów jestem czytać dziś Hercena, a nawet Bakunina, ale nie Carlyle’a lub Ruskina, którzy wydają się absolutnie martwi” (Andrzej Walicki, Spotkania z Isaiahem Berlinem. Dzieje intelektualnej przyjaźni, Warszawa 2014, s. 90).

[…]

[Dalszy ciąg w numerze.]

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.