O czym przypomniała mi Marcelina tym zapisem – jak sama pisze o sobie – nieśmiała, ale szukająca ekstremalnych doznań? O czymś oczywistym, ale zarazem tajemniczym: że przez ekspresję (wyraz) stajemy się „widoczni”. Z niewidzialnego środka przechodzimy na zewnątrz, materializujemy się. Objawiamy to, co jest zasłonięte cielesnością: ukryte życie, którego z zewnątrz nie widać. Tylko tak możliwy jest najważniejszy dla ludzi kontakt, mówienie istoty do istoty. Tylko tak ktoś staje się nam bliski, rozpoznawalny, niepowtarzalny, w jakimś stopniu zrozumiały. W taki sam sposób objawia się wiersz. Spotkałem kiedyś niemłodą już kobietę – uważającą się za poetkę – która nigdy nie zapisała ani nie wypowiedziała swego talentu literackiego. Ani jednego wiersza przelanego na papier! Zapytałem ją raz, dlaczego myśli o sobie jako o pisarce, skoro nikt nigdy nie widział żadnego jej wiersza? Oparła: „ja mam wszystkie wiersze w głowie, publikacja to profanacja”. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby wszyscy poeci, malarze i muzycy, a także naukowcy, byli takiego zdania!
Z niezwykłą szczerością wyraził to samo Ludwig Wittgenstein, także Austriak, później jeden z największych filozofów dwudziestowiecznej Europy, który bardzo chciał poznać Trakla osobiście. Choć do spotkania nigdy nie doszło, Wittgenstein ufundował poecie stypendium w wysokości dwudziestu tysięcy koron, których ten jednak nie zdążył wykorzystać. Zmarł 3 listopada 1914 roku w krakowskim szpitalu wojskowym. Filozof pisał do Fickera, że nie rozumie wierszy pisarza, ale ich ton go uszczęśliwia3.
Tymczasem Hans-Georg Gadamer uważa, że ten, kto mówi językiem niezrozumiałym dla wszystkich poza nim samym, nie mówi w ogóle. Mówić to mówić do kogoś, gdyż mówienie należy nie do sfery jednostki, lecz do sfery wspólnoty. Gadamer mówi wprost o duchowej realności języka, o duchu łączącym Ja i Ty. Język jest rzeczywisty w rozmowie, a w każdej rozmowie panuje duch, dobry lub zły4.
Co w takim razie ma powiedzieć tłumacz tych wierszy5? Można tłumaczyć słowo za słowo, filologicznie, ale znaczenie takiego wiersza przypominałoby w dużym stopniu przekłady współczesnych tłumaczy komputerowych. Tymczasem „Poezja jest obrazem najwyższej formy życia duchowego, wyrazicielką wzniosłego przeżywania istnienia i głębokiego rozumowania otaczających nas zjawisk i całego świata”6. Tłumacz, pisze Gadamer, zastaje pewien językowy tekst – to znaczy coś, co ustnie lub na piśmie powiedziano – który powinien przełożyć na własny język. A to znaczy, że tłumacz musi sam w sobie zdobyć nieskończoną przestrzeń mówienia, odpowiadającą temu, co powiedziane w obcym języku. Każdy wie, jak przekład spłaszcza to, co powiedziane w oryginale, sensy słów i formy zdaniowe przekładu kopiują oryginał – ale przekładowi brak przestrzeni, brak trzeciego wymiaru, tego co jest pierwotnym znaczeniem w oryginale. Żaden przekład nie może zastąpić oryginału, właśnie z tego powodu. Zawsze wtedy, gdy powtarzamy za kimś, ów sens wymyka się nam z rąk. Zadaniem więc tłumacza nie jest odtworzenie tego, co powiedziane. Musi on raczej zwrócić się ku sensowi, by go przenieść w perspektywę swego własnego mówienia. A zatem tłumaczy on to, co ktoś chciał powiedzieć (intencja) i powiedział, jednak wiele rzeczy zostawił bez dopowiedzenia.
Język poetycki zaczyna się od metafory, choć z punktu widzenia językoznawstwa metaforą są także pospolite i powszechnie używane wyrażenia jak choćby: „stracić głowę” (dla czegoś, kogoś), „trafić w dziesiątkę” (czyli w istotę sprawy). Te proste przykłady mówią także o tym, jak powstaje metafora i na czym polega: że chodzi o znaczenie przenośne zbudowane na dosłowności. Przenośnia jest kondensacją znaczenia i wyraża to, co trzeba by długo wyjaśniać czy opisywać. Język był przed nami: „wchodzimy” w język, a umierając, „wychodzimy” z języka7, miejscem jego kreatywności zaś jest duchowa istota człowieka, wyrażona czy raczej zmaterializowana w języku, ale jest także odwrotnie: to język odkrywa przed nami świat realny i świat duchowości. Gadamer uważa, że język nie jest jednym ze środków, za których pomocą świadomość komunikuje się ze światem. Język w ogóle nie jest narzędziem ani instrumentem, twierdzi filozof, gdyż narzędzie jest czymś, co można opanować, wziąć do ręki i odłożyć po użyciu. W przypadku języka człowiek nie ma takiej możliwości, gdyż jego istota wyraża się w języku. Uzasadnia to: „ponieważ świadomość nigdy nie stoi naprzeciw świata, sięgając – w stanie jakby bezjęzykowym – po narzędzie porozumiewania”. Co więcej, myślenie o języku nie jest nigdy w stanie wyprzedzić języka. Możemy myśleć tylko w jakimś języku i właśnie to zadomowienie naszej myśli w języku jest tą głęboką zagadką, którą język stawia myśleniu. Nauka mówienia to oswajanie i poznawanie świata samego i świata takiego, jakim go napotykamy. Jesteśmy zawsze zadomowieni w języku tak samo jak w świecie – tak niemiecki filozof wyjaśnia ten fenomen i zarazem tajemniczy proces.
[…]
[Ciąg dalszy w numerze.]