04/2021

Julian Stryjkowski

Dziennik amerykański (1969–1970)1

[…]

2 I 1970
Zwiedziłem Nowy Jork. Wreszcie widziałem to – miasto koszmar, potwór, największe, najstraszniejsze miasto świata. Była piękna pogoda, mroźna, bardzo ślisko i bałem się wychodzić z samochodu. Przejechaliśmy przez Manhattan – jądro koszmaru. Empire Building, banki, ulica 41, kina, Broadway, rzeka Hudson, most Waszyngtona z daleka, duże statki na rzece Hudson, drugi brzeg to New Jersey. Jedziemy highwayem2 wzdłuż brzegu wschodniego Manhattanu, dojeżdżamy do cypla, skąd widać Atlantyk i statuę wolności. Wychodzę z samochodu, ciasno mi w butach, staję przy barierze i patrzę na zatokę i daleką trochę mgłą przesłoniętą Liberty Statue. Piękne jest Lincoln Center, The Juilliard School (muzyczna), Metropolitan Opera z wielkim Chagallem, w jednym z witryn-okien motywy z jego żydowskich płócien. Fontanna na środku – nieczynna, a po obu stronach budynki: teatru i filharmonii. Lincoln Center wygląda jak kawałek ziemi wydarty Molochowi.

Wracam koleją Long Island Rail Road ze stacji Pensylwania. Olbrzymi hall pod ziemią. Pełno ludzi. Zwykły, smutny, milczący tłum biednych nieszczęśliwych ludzi. Jeden starzec dźwiga olbrzymie pudło, trzymając je oburącz na piersiach. Jakiś przerażony człowieczek biegnie, żeby nie spóźnić pociągu, stojącego na track n. 183. Jakaś Murzynka – nędzarka z przekrzywioną monstrualnie twarzą, w kolorowych łachmanach ze sztucznymi włosami wypuszczonymi spod chustki na plecy, włosy są jak końskie włosie tapicerskie, upięte w jakąś cieniutką połyskującą siateczkę. Informatorzy odpowiadają na pytania, jak automaty do mikrofonu. Nie ma ludzkiej poczekalni, są bary tanie i droższe. We wnęce ustawiono krzesła, tu ludzie siedzą i czekają na swój pociąg, spieszą [się], kiedy na tablicy „tracków” ponumerowanych (mój jest 18) ukaże się napis końcowej stacji i godziny odchodzącego pociągu. Koło mnie siedzi młody chłopiec z zieloną jarmułką na tyle głowy i czyta książkę – na okładce odczytuję napis: „Yeshivah-University”. Kupuję bilet za 9.70 zjadam hot-dog za 30 c. W Stony Brook jestem o piątej. Już jest ciemno. Cieszę się, że już jestem na miejscu. Jakbym przyjechał do domu.

[…]


[Cały Dziennik amerykański można przeczytać w numerze]

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.