pociemniała zieloność
liść połyskuje wilgocią
wszystko w napięciu czeka
na tego co spadł nieopodal
w ogrodzie przemiany
gdzie stary sad zapach jabłek
na wzniesieniu chata
spróchniałe drewno kryte blachą
zarosły fundamenty i ganek
i donica i oleodruk na ścianie
nimfa kąpiąca się w stawie
dwa łabędzie dwa księżyce
w oświetlonym nocą pokoju
milczy stoi pobielały niby posąg
w cieniu jaśnieją jego ślepia
przynosi sen sad jako łąkę dolinę
ludzi pod neogotycką wieżą
i dwie drogi to było kiedyś
dziś zwinięte w rulonik
jak skórka obieranej cytryny
z martwej natury Claesza
ta część wykrojona ten plasterek
którego na obrazie zabrakło pływa
w wiadrze z nieczystościami
użyźni glebę wsiąknie w ziemię
pożre go korzeń starej jabłoni
albo skończy na ciemnym polu
pośród ziemniaków chwastów
i kamieni piorunem szklonych
zbieranych przez chłopca
ten wróci już dorosły na parking
gdzie wściekłe neony cisza
przerywana głosem z radia
gdzie chłodny blask Luny
ona śpi żebyś ty mogła
dać mu syna