Co do zamysłu wydaje mi się, że wybrane utwory stanowią jedynie pretekst do mówienia o poezji w ogóle – o jej istocie, kondycji, możliwościach i ograniczeniach. To ona znajduje się w centrum, o czym będę pisać nieco dalej. Ustawionych jest dużo luster, stąd nieodparte wrażenie rekurencji. Poezja w poezji, która czyta swoją poezję. Taki trop zostawia też Dąbrowski, pisząc, że „język przypomina dziś monstrualny gabinet luster, a nasze karykaturalne odbicia bierzemy za rzeczywistość. Tylko metafora poetycka jest w stanie to lustro rozbić. Słowo poety to kamień rzucony w gabinecie luster”.
Przykładem takiego „rozbicia lustra” jest znalezienie przez Adama Zagajewskiego analogii między wyobraźnią a „sercem dzwonu” (w wierszu Płótno). Poeta nadaje utartemu związkowi frazeologicznemu nowe znaczenie, „reanimuje ten obraz”, odświeża go. Po szczegóły odsyłam do wiersza i omówienia. Wracam jeszcze do powyższego cytatu z kamieniem, który przypomina mi Wiersz współczesny Dąbrowskiego z tomiku Czarny kwadrat (2009). Utwór poetycki przyrównany jest tym razem do nietoperza. Ale na tym nie kończy się przenośnia. Czytamy:
a nietoperz pikował
za nimi, w ostatniej chwili
orientował się, że
to podstęp, i natychmiast
korygował lot.
Zdarzało się, że gdy kamień
był większy, nietoperz w niego
uderzał i spadał na ziemię. Poezja,
jeśli jest, przypomina
dziś kamyk,
czasem cegłę.
Zakończenie wiersza sygnalizuje tajemnicę. Do dziś zastanawiam się nad tą siłą, która powala niezbyt uważne wiersze (nietoperze). Dąbrowski przyznaje, że interesuje go metafora, która zaprasza do środka, ale nie zamyka, która poszerza widzenie. Czasem odbiorca (poeta mówi tu także o sobie) nie jest gotowy na jakąś metaforę, przechodzi obok niej obojętnie, jego zdolności poznawcze okazują się niewystarczające. Jedna z lekcji Dąbrowskiego, którą chętnie wyciągam po przeczytaniu tej książki, to pokora wobec poezji. Nie czujmy się nigdy znawcami, modelowymi czytelnikami. Nie wiem, ile tomów wierszy Dąbrowski przejrzał, nie znalazłszy tej promieniującej z daleka metafory. We fragmencie zatytułowanym parafrazą z wiersza Tadeusza Różewicza Robiłem NIC opisuje ten stan, z którego ratuje go zazwyczaj przyciężkawy, analogowy, radzieckiej produkcji aparat fotograficzny. Oczywiście mogłabym powiedzieć, że brakuje mi tu wielu świetnych współczesnych poetek: Joanny Mueller, Marzanny Bogumiły Kielar, Marty Podgórnik, Justyny Bargielskiej, Małgorzaty Lebdy, a także kilku młodszych twórców: Kiry Pietrek, Kamili Janiak, Katarzyny Szwedy, Łukasza Barysa, Radosława Jurczaka. Nie podejrzewam autora Czarnego kwadratu o nieczytanie rówieśników lub młodszych od niego. Poeta stworzył subiektywny wybór ponad stu dwudziestu tekstów, które w pewnym momencie po prostu w nim rezonowały. Wcale nie próbuje przekonywać, że dokonuje w ten sposób ostatecznej oceny i hierarchizacji. Moje niedosyty traktuję więc jako nieuzasadnione. Co więcej – mogę się założyć, że każdy z odbiorców tej książki będzie zgłaszał innych nieobecnych (np. twórców sprzed epoki baroku). Wyobrażam też sobie różne reakcje znajomych z branży autora, których nie ujął w swoim spisie.
Ucieszyło mnie w równym stopniu, że Dąbrowski sięga po teksty mniej znane (np. Pytanie ks. Janusza Stanisława Pasierba, Odwrotna fala Zbigniewa Jankowskiego) oraz takie, które cytowane są bez opamiętania i często bez głębszego zastanowienia (np. Spieszmy się ks. Jana Twardowskiego) i znane ze schematycznych szkolnych analiz (np. Mironczarnia Mirona Białoszewskiego, Fotografia Zbigniewa Herberta). Pokazuje, że warto szukać sensów tam, gdzie – mogłoby się wydawać – wszystko zostało już odnalezione i ustalone. Zawsze możemy wybrać drogę dekonstrukcji. „Recyklingujmy słowa” – postuluje z przymrużeniem oka Dąbrowski – i zaraz dodaje: „A jeśli nie potrafimy, zostawmy je głębinom oceanu”. Chociaż zupełnie nie wiem, co dzieje się z takimi słowami w głębinach (i jak toksyczne mogą się okazać dla środowiska).
Przy okazji oswajania wiersza Jacka Podsiadły ⁂(prosiłem dziewczynkę…) Dąbrowski podkreśla, że poezja to nie tylko słowa, lecz także przestrzeń między nimi i świadome przemilczenia. Uwaga ta nie odnosi się jedynie do przedmiotu analizy i interpretacji, ale również do wyboru formy opisu. W metaforze to książka z wielkimi (nieprzypadkowymi) przestrzeniami i rześkim powietrzem między poszczególnymi jej modułami.
Wykorzystując zastane metafory, Dąbrowski tworzy wiele błyskotliwych obrazów wokół figury poety i poezji. Niech jako przykłady posłużą dwa fragmenty: „Każdy dobry wiersz jest zdejmowaniem ze świata koronkowej bielizny”, „Poeta nigdy nie pisze z nadmiaru. Raczej z braku, niedosytu, namiastki, intuicji, przeczucia, domysłu. Ogląda świat przez dziurkę od klucza i musi odbudować w sobie pokój”. Potrafi też zdecydowanie puentować. Esej o twórczej niemocy z wiersza Zbigniewa Herberta Pisanie i ostatnich jego wersach ze „strużką piasku” komentuje tak: „Na szczęście najwięksi potrafią także o tym napisać wiersz. I na chwilę odwrócić klepsydrę”.
Po co? Po to, by – jak mówi – zrozumieć siebie, scalić siebie.