01/2025

Mirosława Szott

Eksperymenty z metaforą w tle

1. W metaforze – brzmi tytuł tej dosyć niezwykłej, niemal bibliofilskiej publikacji Tadeusza Dąbrowskiego wydanej przez Państwowy Instytut Wydawniczy. Książka powstawała niespiesznie – przez pięć lat. Jak sam autor przyznaje we wstępie, nie są to tylko szkice o poezji, ale „relacja z lektury”. Mamy więc możliwość wejścia w proces czytania poezji przez poetę. Wiersze otwierane są przy nas, bez użycia siły i bez nadęcia. Nie są to akademickie teksty z mnóstwem przypisów do badań nad utworami Czesława Miłosza czy Wisławy Szymborskiej. Jest poezja i zatrzymanie. Dialogowanie. Nawiązywanie osobistego kontaktu. Tym momentom towarzyszą wyraziste rysunki Henryka Cześnika, profesora gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych.

Co do zamysłu wydaje mi się, że wybrane utwory stanowią jedynie pretekst do mówienia o poezji w ogóle – o jej istocie, kondycji, możliwościach i ograniczeniach. To ona znajduje się w centrum, o czym będę pisać nieco dalej. Ustawionych jest dużo luster, stąd nieodparte wrażenie rekurencji. Poezja w poezji, która czyta swoją poezję. Taki trop zostawia też Dąbrowski, pisząc, że „język przypomina dziś monstrualny gabinet luster, a nasze karykaturalne odbicia bierzemy za rzeczywistość. Tylko metafora poetycka jest w stanie to lustro rozbić. Słowo poety to kamień rzucony w gabinecie luster”.

Przykładem takiego „rozbicia lustra” jest znalezienie przez Adama Zagajewskiego analogii między wyobraźnią a „sercem dzwonu” (w wierszu Płótno). Poeta nadaje utartemu związkowi frazeologicznemu nowe znaczenie, „reanimuje ten obraz”, odświeża go. Po szczegóły odsyłam do wiersza i omówienia. Wracam jeszcze do powyższego cytatu z kamieniem, który przypomina mi Wiersz współczesny Dąbrowskiego z tomiku Czarny kwadrat (2009). Utwór poetycki przyrównany jest tym razem do nietoperza. Ale na tym nie kończy się przenośnia. Czytamy:

Rzucałem w górę kamienie,

a nietoperz pikował

za nimi, w ostatniej chwili

orientował się, że

to podstęp, i natychmiast

korygował lot.

Zdarzało się, że gdy kamień

był większy, nietoperz w niego

uderzał i spadał na ziemię. Poezja,

jeśli jest, przypomina

dziś kamyk,

czasem cegłę.


Zakończenie wiersza sygnalizuje tajemnicę. Do dziś zastanawiam się nad tą siłą, która powala niezbyt uważne wiersze (nietoperze). Dąbrowski przyznaje, że interesuje go metafora, która zaprasza do środka, ale nie zamyka, która poszerza widzenie. Czasem odbiorca (poeta mówi tu także o sobie) nie jest gotowy na jakąś metaforę, przechodzi obok niej obojętnie, jego zdolności poznawcze okazują się niewystarczające. Jedna z lekcji Dąbrowskiego, którą chętnie wyciągam po przeczytaniu tej książki, to pokora wobec poezji. Nie czujmy się nigdy znawcami, modelowymi czytelnikami. Nie wiem, ile tomów wierszy Dąbrowski przejrzał, nie znalazłszy tej promieniującej z daleka metafory. We fragmencie zatytułowanym parafrazą z wiersza Tadeusza Różewicza Robiłem NIC opisuje ten stan, z którego ratuje go zazwyczaj przyciężkawy, analogowy, radzieckiej produkcji aparat fotograficzny. Oczywiście mogłabym powiedzieć, że brakuje mi tu wielu świetnych współczesnych poetek: Joanny Mueller, Marzanny Bogumiły Kielar, Marty Podgórnik, Justyny Bargielskiej, Małgorzaty Lebdy, a także kilku młodszych twórców: Kiry Pietrek, Kamili Janiak, Katarzyny Szwedy, Łukasza Barysa, Radosława Jurczaka. Nie podejrzewam autora Czarnego kwadratu o nieczytanie rówieśników lub młodszych od niego. Poeta stworzył subiektywny wybór ponad stu dwudziestu tekstów, które w pewnym momencie po prostu w nim rezonowały. Wcale nie próbuje przekonywać, że dokonuje w ten sposób ostatecznej oceny i hierarchizacji. Moje niedosyty traktuję więc jako nieuzasadnione. Co więcej – mogę się założyć, że każdy z odbiorców tej książki będzie zgłaszał innych nieobecnych (np. twórców sprzed epoki baroku). Wyobrażam też sobie różne reakcje znajomych z branży autora, których nie ujął w swoim spisie.

2. Tadeusz Dąbrowski nie skupia się jedynie na polskiej poezji współczesnej, ale sięga w głąb (zaczyna od ks. Józefa Baki – poety późnego baroku) oraz poza Polskę. Właśnie z tego powodu rozpoczęłam lekturę tego tomu od końca, czyli od poezji w przekładzie. Dąbrowski postanowił zasygnalizować kilka ważnych nazwisk, takich jak Matsuo Bashō, Yosa Buson, Johann Wolfgang Goethe, Kobayashi Issa, Emily Dickinson, Nelly Sachs, E.E. Cummings, Wystan Hugh Auden, Denise Levertov, Jehuda Amichaj, Tomas Tranströmer, Lars Gustafsson, Seamus Heaney, Ciaran Carson i Michel Houellebecq. Mamy więc przelot nad literaturą światową: japońską, szwedzką, niemiecką, brytyjską, amerykańską i francuską. Oczywiście nietrudno się domyślić, że jego mistrzem jest Tadeusz Różewicz (pisze o tym wprost), niejednokrotnie cytowany na kartach tej książki (aż sześć jego wierszy wziętych jest na warsztat).

Ucieszyło mnie w równym stopniu, że Dąbrowski sięga po teksty mniej znane (np. Pytanie ks. Janusza Stanisława Pasierba, Odwrotna fala Zbigniewa Jankowskiego) oraz takie, które cytowane są bez opamiętania i często bez głębszego zastanowienia (np. Spieszmy się ks. Jana Twardowskiego) i znane ze schematycznych szkolnych analiz (np. Mironczarnia Mirona Białoszewskiego, Fotografia Zbigniewa Herberta). Pokazuje, że warto szukać sensów tam, gdzie – mogłoby się wydawać – wszystko zostało już odnalezione i ustalone. Zawsze możemy wybrać drogę dekonstrukcji. „Recyklingujmy słowa” – postuluje z przymrużeniem oka Dąbrowski – i zaraz dodaje: „A jeśli nie potrafimy, zostawmy je głębinom oceanu”. Chociaż zupełnie nie wiem, co dzieje się z takimi słowami w głębinach (i jak toksyczne mogą się okazać dla środowiska).

3. W metaforze sytuuje się na pograniczu reportażu, eseju metapoetyckiego i medytacji. Czytając fragmenty Stanisława Leca, przekonujemy się, że Dąbrowski „łowi w strumieniu, który przezeń przepływa”. Pisze o poezji, redukując w pewnym stopniu swoje myślenie o literaturze. Chce być naiwny jak dziecko, czytać i rozumieć wprost, bez zbędnego bagażu. Na początku możemy odnieść wrażenie, że wchodzi w środek tekstu, jest bardzo closereadingowy, jednak okazuje się po chwili, że „wiersz nabiera cech tego, który go bada”. Czytamy więc po trosze rzecz autopoetycką.

Przy okazji oswajania wiersza Jacka Podsiadły ⁂(prosiłem dziewczynkę…) Dąbrowski podkreśla, że poezja to nie tylko słowa, lecz także przestrzeń między nimi i świadome przemilczenia. Uwaga ta nie odnosi się jedynie do przedmiotu analizy i interpretacji, ale również do wyboru formy opisu. W metaforze to książka z wielkimi (nieprzypadkowymi) przestrzeniami i rześkim powietrzem między poszczególnymi jej modułami.

4. W swojej poezji Dąbrowski bywa często autotematyczny. Wydaje się, że jest to obszar, który szczególnie go interesuje. I tym razem poeta korzysta z okazji, by przekazać nam swoje wyabstrahowane myślenie o poezji. Mimo odwołań do jednostkowych utworów znajdziemy tu wiele stwierdzeń ogólniejszych. Przypatrując się wierszowi Jacka Podsiadły Piechotą do sklepu w Szymkach, zauważa na marginesie, że wielokrotnie walczył z podziałem na treść i formę. „Powtórzę raz jeszcze: forma, w przypadku literatury – forma językowa, nie jest naczyniem, w które pisarz wlewa swoje uczucia i myśli […] Forma jest przestrzenią negocjacji, a niekiedy polem bitwy […]” – przekonująco argumentuje. W innym miejscu, przy okazji wiersza Johanna Wolfganga Goethego, twierdzi, że oksymoron to figura, w której najpełniej realizuje się poetyckość. Uderza ona bowiem w schematy, reguły myślenia, którym się podporządkowaliśmy.

Wykorzystując zastane metafory, Dąbrowski tworzy wiele błyskotliwych obrazów wokół figury poety i poezji. Niech jako przykłady posłużą dwa fragmenty: „Każdy dobry wiersz jest zdejmowaniem ze świata koronkowej bielizny”, „Poeta nigdy nie pisze z nadmiaru. Raczej z braku, niedosytu, namiastki, intuicji, przeczucia, domysłu. Ogląda świat przez dziurkę od klucza i musi odbudować w sobie pokój”. Potrafi też zdecydowanie puentować. Esej o twórczej niemocy z wiersza Zbigniewa Herberta Pisanie i ostatnich jego wersach ze „strużką piasku” komentuje tak: „Na szczęście najwięksi potrafią także o tym napisać wiersz. I na chwilę odwrócić klepsydrę”.

5. Czytelnicy. Zastanawia mnie, jak wielu odbiorców poezji czyta teksty o poezji. Wydaje się, że to nisza podwójna. Czy są one atrakcyjne dla tych, którzy piszą wiersze? Raczej wątpię. Mam poczucie, że Dąbrowski mówi do nas ze środka metafory, z odległości niemal kosmicznej. Ma przy tym świadomość (i satysfakcję), że robi rzecz niekomercyjną i skierowaną do garstki zainteresowanych. Wbrew podejściu merkantylnemu i wbrew temu, co nakazuje logika świata. Może jest przy tym lekko snobistyczny lub hipsterski. Ale to też rodzaj autoironii.

Po co? Po to, by – jak mówi – zrozumieć siebie, scalić siebie.

6. Gdyby czytać go w szkole – zabrzmiałby prowokacyjnie (bo szkoła lubi i nagradza schematyczne analizy). Gdyby znalazł tam naśladowców, zapewne żaden z nich nie zdałby matury z języka polskiego. W metaforze to trochę wydawniczy eksperyment. Zadziwiająco prosty w swojej metodzie i intymny. Eksperyment ze wszech miar udany.
Tadeusz Dąbrowski: W metaforze.
Rysunki Henryk Cześnik.
Państwowy Instytut Wydawniczy,
Warszawa 2024, s. 474.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.