07-08/2022

Zbigniew Mentzel

Fałszywe węzły

W majowej „Twórczości” nieznany mi autor, Samuel Tchorek‑Bentall, pisze – tak przynajmniej z zapowiedzi na okładce wynika – o mojej najnowszej książce: powieści Krzycz! Teraz! (Znak 2021). Tekst, bite osiem stron druku, nie trafił do działu recenzji; redakcja ogłosiła go jako odrębny esej, co przy omawianiu wydawniczych nowości raczej się tam nie zdarza, niewątpliwie jest więc dla autora książki wyróżnieniem. Satysfakcji mi to jednak nie daje, z trzech co najmniej powodów. Po pierwsze, bo Samuel Tchorek‑Bentall (dalej zwany ST‑B) większą część tekstu poświęca rozważaniom o „wolności twórczej” i moja powieść służy mu do tego jako przypadkowy w gruncie rzeczy pretekst. Po drugie, bo gdy jednak próbuje coś o niej powiedzieć, robi to na ogół w sposób nieznośnie pretensjonalny (choćby ta fraza „Smutno mi, Boże!” powtarzana za Słowackim jak refren, brak jedynie informacji, czy ST‑B smucił się „O zachodzie słońca, na morzu przed Alekxandryą” czy może gdzieś indziej). Po trzecie wreszcie, bo autora powieści pisanej w trzeciej osobie uporczywie utożsamia z bohaterem i stawia mu zarzuty niedorzeczne.

Odniosę się pokrótce do tej fuszerki; przekonanie, że autor z zasady nie powinien reagować na głosy krytyki, nawet najbardziej irytujące, to zabobon, z którym w imię dynamiki życia literackiego należy walczyć.

*
Dla ST‑B moja książka to „całkiem tradycyjna” apologia, a więc w tym wypadku obrona i pochwała życiowej postawy głównego bohatera, który – urodzony w połowie XX wieku – studiował na Uniwersytecie Warszawskim kilka lat po wydarzeniach marcowych 1968 roku. Jak słabą literaturą są apologie – zauważa ST‑B – widać najlepiej, kiedy „Mentzel próbuje w korzystnym świetle przedstawić swoją to znaczy [bohatera] polityczną biografię”. Dowód? Pełna „dumy i goryczy” opowieść o recenzji książki Literatura wobec wojny i okupacji, jaką w drugiej połowie lat siedemdziesiątych minionego wieku opublikował na łamach „Polityki”, za co został relegowany z uczelni, gdzie od niedawna pracował jako asystent.

Niepodobna, oczywiście, przesądzić, czy ST‑B naprawdę niczego z tego fragmentu Krzycz! Teraz! nie zrozumiał, czy też tylko udaje, że go nie pojął, sens ma on w każdym razie dokładnie odwrotny. O wspomnianej recenzji i represjach, jakie za nią go spotkały, bohater powieści nie myśli po latach z dumą, tylko z niesmakiem i wstydem. „Recenzja była w sumie wątła, enigmatyczna, cenzura przepuściła ją tylko z jedną ingerencją”. Jeśli nawet zawierała zdroworozsądkowe uwagi („Czarno‑białe schematy, natrętny moralizm, patriotyczne frazesy to dziś wyraz braku zaufania do społecznej zdolności samodzielnej oceny naszej historii”), były one zbyt ogólnikowe, by w Urzędzie Kontroli się nimi przejmowano. Jak mawiali cenzorzy: „Można drukować, tam nic nie ma”.

Inna sprawa, że nawet uwag tak banalnych jak zacytowana powyżej dziekan Wydziału Polonistyki, na którym nieszczęsny recenzent zaczynał naukową karierę, „marcowy docent”, ubek powiązany z frakcją „partyzantów” Mieczysława Moczara, tolerować nie zamierzał. „Trzeba wiedzieć – pouczył podwładnego – gdzie, z kim i dla kogo się pracuje”. Bohater powieści relegowany z uczelni, w roku 1976 przeszedł na inną państwową posadę. Redakcja „Polityki” przyjęła go do pracy w dziale kulturalnym.

Gdyby z perspektywy czasu całą tę historię traktował – co sugeruje ST‑B – jako tytuł do chwały, pozostawałby postacią naprawdę żałosną. Dobrze jednak wie – poświęcony jest temu kolejny rozdział powieści – przed jakimi wyborami przyszło mu stawać. Wielu jego kolegów za publikowanie pod nazwiskiem w pismach wydawanych już wtedy poza cenzurą nie tylko traciło posady, lecz także trafiało do aresztów. Pracując, na szczęście niedługo, w reżimowym tygodniku, pisując tam niewyraźne teksty, słusznie nazywane „mamrotaniem inteligenckim”, musiał zdawać sobie sprawę, że w opozycyjnych kręgach, z którymi sympatyzował, uchodzi za oportunistę. Pozostało to bolesnym cierniem w jego pamięci.

Ale cóż, ST‑B upiera się, że biografię polityczną swoją, „to znaczy [sic!]” bohatera, przedstawiam w korzystnym świetle. „Słodko i zaszczytnie – pisze – jest powielać stare, bezkrytycznie przejmowane z tradycji i własnego pisarstwa frazesy publikowane w latach siedemdziesiątych XX wieku na łamach «Polityki»”.

Kpi czy o drogę pyta? – w szkole, do której chodziłem, mówiliśmy tak o kolegach całkiem pogubionych.

[…]

[Dalszy ciąg w numerze.]

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.