12/2022

Zbigniew Mentzel

Fortepiany z ulicy Mandelsztama

Po drewnianych mostkach niepokaźnego białoruskiego miasteczka – wielkiej wsi z cegielnią, piwiarnią, ogródkami i żurawiami – przemykała się dziwna figurka w długim płaszczu, zrobiona z zupełnie innego ciasta niż cały ten pejzaż.


Takim oto zdaniem wielki poeta rosyjski Osip Mandelsztam zaczyna szkic Michoels o słynnym aktorze żydowskim, oryginalnym geniuszu sceny. Szkic w przekładzie Ryszarda Przybylskiego pochodzi z pierwszego wydanego w Polsce zbioru prac krytycznych Mandelsztama Słowo i obraz (Czytelnik, Warszawa 1972).

Patrzyłem z okna wagonu, jak ten samotny piechur niby czarny żuk przemykał się między domkami poprzez chlupiące błoto, rozcapierzywszy ręce, machając złoto-rudymi połami swego surduta. […] Zapamiętałem na zawsze te figurkę biegnącego rebe dlatego, że bez niego ów skromny pejzaż pozbawiony byłby sensu.


Jeśli bym usłyszał, że mój zachwyt dla opisu białoruskiego miasteczka w szkicu rosyjskiego poety może być uznany za wyraz poparcia dla reżimu Łukaszenki, a może i Putina czy, ogólnie, „kacapów” – a słyszałem takie brednie całkiem niedawno, napisawszy esej osnuty wokół Ojców i dzieci Turgieniewa; w „Gazecie Wyborczej”, gdzie tekst się ukazał, pełno było komentarzy czytelników w podobnym stylu, na przykład: „Co to za propagowanie kacapskiej literatury? Tołstoje, Turgieniew, Dostojewski, Puszkin, Gogol, Czechow u mnie solidarnie powędrowali na śmietnik, a tu ktoś tych kacapów jeszcze mi przypomina? Niech sobie sam czyta kacapskie książki, ale niech nie zachęca innych do wąchania szamba” – jeśli bym więc zetknął się z naszym ludowym nacjonalizmem w formie tak zdziczałej, to… przerywam, nie chcąc używać na tych łamach słów powszechnie uznawanych za obelżywe. Przypomnę natomiast niezapomnianą frazę poetycką Jarosława Marka Rymkiewicza z jego tomu wierszy Ulica Mandelsztama: „A gdzie jest ta ulica” –

Tam gdzie z Bogiem pod rękę co dzień spaceruje

Kufajkę ma przegniłą i w szwach mu się pruje

Za nim enkawudzista idzie w sztok pijany

A Bóg z Schubertem grają na dwa fortepiany.


*
Kiedy Osip Mandelsztam dawno już leżał w zbiorowej mogile pod Władywostokiem zesłany tam za „działalność antyrewolucyjną” na osobisty rozkaz Stalina, na rusycystykę Uniwersytetu Warszawskiego trafiać mogli kandydaci, których z powodu złego pochodzenia społecznego nie przyjmowano ani na socjologię, ani na polonistykę, ani na żaden inny wydział tej uczelni. W roku 1950 tamże więc, na rusycystyce, spotkali się dwaj młodzieńcy: Janusz Szpotański pochodzący z rodziny ziemiańskiej i Andrzej Walicki, którego ojciec jako „wróg ludu pracującego” siedział w stalinowskim więzieniu. Na swój sposób się zaprzyjaźnili. Mówię „na swój sposób”, bo z wielu względów stanowili przeciwieństwo. Szpotański, jakby to powiedział Dostojewski, miał do życia i przyszłej kariery pisarskiej czy naukowej „stosunek ironiczny”. Walicki swoje życie i przyszłą karierę traktował ze śmiertelną powagą. Na obu z wielką podejrzliwością patrzyły dwie wpływowe aktywistki ze stażem w ZSRR – Mirosława Nowak, która zdążyła jeszcze być członkinią KPP, oraz Nelli Widerszpil. Szpotański jawnie z nich szydził, a o słynnej „Widerszpili” napisał nawet wiersz, za co go od razu wyrzucono ze studiów:


Taką miała w sobie parę,

że drżał każdy przed nią, a re-

akcji zaplutego karła

niewątpliwie w proch by starła,

traf chciał jednak, że umarła.

Pochowano więc w mogile

zasłużoną Widerszpilę.


Utwór kończył się frazą o jakimś człowieku, który dotarł na cmentarz:


To nad grobem Widerszpili

cicho kwili Dżugaszwili.


Walicki zastraszony przez Widerszpilę, zmuszany nieustannie do składania samokrytyki, stalinowskie pranie mózgów przypłacił chorobą nerwową i w polskiej „psychuszce” leczony był insuliną, natryskami i elektrowstrząsami. Potajemnie przepisywał wiersze represjonowanych w ZSRR poetów: Achmatowej, Pasternaka, Mandelsztama i uczył się ich na pamięć.

Po latach niedoszły rusycysta Janusz Szpotański został kimś w rodzaju satyryka‑domokrążcy i podczas wieczorów towarzyskich recytował znajomym kuplety swoich oper o Gnomie (Władysławie Gomułce) i Carycy (Leonidzie Breżniewie), za co go skazano na trzy lata więzienia. Andrzej Walicki został rusycystą światowej sławy i wykładał za granicą na wielu renomowanych uniwersytetach.

[…]

[Ciąg dalszy w numerze.]

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.