Zwei Dinge erfüllen das Gemüt mit immer neuer und zunehmender Bewunderung und Ehrfurcht, je öfter und anhaltender sich das Nachdenken damit beschäftigt: Der bestirnte Himmel über mir, und das moralische Gesetz in mir. Dwie rzeczy, które napełniają umysł podziwem i czcią, „niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie” – napisał Immanuel Kant na zakończenie Krytyki praktycznego rozumu. Niemcy obchodzą właśnie z dumą trzechsetlecie urodzin filozofa z Królewca. Na pierwszej stronie pierwszego w tym roku numeru tygodnika „Die Zeit” widnieje portret Kanta z białym gołębiem pokoju. Wie geht Frieden, Immanuel Kant? Pytanie do Kanta: pokój – jak to działa? Wielki filozof żył w czasie wojen i rewolucji francuskiej. Był jednak przekonany, że można ustanowić i zachować pokój. Czy dlatego znów jest dziś modny? Nic straconego, pisze niemiecki edytorialista. Peter Neumann w swoim felietonie jest oczywiście jednoznacznie „za” Kantem i pokojem. „Porozmawiajmy o tym małym bohaterstwie, o tym momencie, kiedy większość z nas zdecydowała: kiedy sprawy nabiorą powagi, będę walczyć za demokrację, für die Demokratie kämpfen”. To się już zdarzyło w niemieckiej historii, być może kiedy chodziło o Weimar, przypomnijmy trylogię Judith Kerr (Kiedy Hitler ukradł różowego króliczka) albo kiedy AfD weszła do Bundestagu. Może to Kanta przelotna myśl, może życzenie. W każdym razie pojawił się jakiś heroizm celów, którego zastosowanie miało nigdy nie nadejść. Kant obdarzył współczesnych nie tylko odwagą, choć to jego własną odwagę czci się teraz z okazji trzechsetlecia urodzin światowego mędrca z Królewca: świat, ciągle zdominowany przez wojny, musi zaprowadzić pokój. Republika globalnych obywateli? Było to śmiałe marzenie Kanta.
W Stanach Zjednoczonych tymczasem ukazały się przetłumaczone na nowo dzienniki Alberta Camusa z jego pełnych wydarzeń wizyt w USA i Ameryce Południowej w latach czterdziestych
W listopadzie ubiegłego roku na łamach „Frankfurter Allgemeine Zeitung” ukazała się debata o Camusie, sugerując paralelę między wojną w Algierii a dzisiejszym konfliktem zbrojnym w Izraelu. Nie trzeba było długo czekać na reakcję francuskiego środowiska literackiego: osiemdziesięciotrzyletnia Annie Ernaux, też noblistka, poparła Strike Germany, bojkot mediów niemieckich z powodu ich niewłaściwej postawy wobec tego konfliktu. Zanim otrzymała literacką Nagrodę Nobla, Ernaux zdobyła Prix Renaudot za La Place (Miejsce) i nagrodę Marguerite Yourcenar za swój dorobek. Niedawno otrzymała Międzynarodową Nagrodę Strega, Prix Formentor, Francusko‑Amerykańską Nagrodę za Tłumaczenia oraz Warwick Prize for Women in Translation for The Year, znalazła się także na krótkiej liście nominowanych do International Booker Prize.
„Nie mam pojęcia, jakie słowa do mnie przyjdą. Nie mam pojęcia, dokąd zaprowadzi mnie moje pisanie. Chciałabym zatrzymać ten moment i pozostać w stanie oczekiwania. Może boję się, że sam akt pisania zniweczy tę wizję, tak jak fantazje seksualne blakną po osiągnięciu orgazmu” (Happening). Laureatka Nagrody Nobla Annie Ernaux poparła właśnie wezwanie do bojkotu Strike Germany. Co za rozczarowanie! „Frankfurter Allgemeine Zeitung” zadaje retoryczne pytania: Chère Madame, co się z Panią stało? Setki artystów podpisało dokument rozpowszechniany przez Strike Germany, nową inicjatywę zachęcającą do odmowy organizowania wystaw i wydarzeń w instytucjach, które „pilnują polityki kulturalnej”, w szczególności tam, gdzie miały miejsce wypowiedzi propalestyńskie. Według strony internetowej inicjatywa Strike Germany jest „wezwaniem, aby niemieckie instytucje kulturalne nie stosowały polityki makkartyzmu, która tłumi wolność słowa, a w szczególności wyrazy solidarności z Palestyną”. W podobnym poczuciu winy ustąpiła przecież niedawno najkrócej urzędująca pani rektor Harvard University Claudine Gay.
Nie tylko odwagi Kant udzielił swoim współczesnym. Od tamtej pory można było nie jeden raz doświadczyć, że „wśród narodów ziemi pogwałcenie praw w jednym miejscu na ziemi jest odczuwalne przez wszystkich” – czytamy w napisanym w 1795 roku dziele Zum ewigen Frieden. To zdanie z epoki oświecenia podróżuje w czasie – aż do dziś. Wielu potępia napiętą atmosferę w Niemczech, gdzie wydarzenia, pokazy muzealne i inne działania artystyczne zostały odebrane twórcom, którzy wyrazili swoje poparcie dla Palestyny. Sprawy osiągnęły punkt kulminacyjny w drugim tygodniu stycznia, kiedy Berlin wprowadził nową klauzulę finansową uniemożliwiającą osobom krytycznym wobec Izraela otrzymywanie wsparcia finansowego od miasta. Kiedy w drugim tygodniu stycznia uruchomiono stronę internetową kampanii Strike Germany, wzywającą do bojkotu instytucji kulturalnych finansowanych ze środków publicznych w Niemczech, najbardziej znaną postacią na tej stronie była Annie Ernaux. Dla niej Izrael jest państwem apartheidu, o czym świadczą chociażby petycje, które podpisała. W przypadku wsparcia Strike Germany niemiecki wydawca Ernaux, berliński Suhrkamp Verlag, pośpieszył jednak z zapewnieniem, że autorka nie będzie chciała bojkotować publikacji lub inscenizacji jej tekstów. A więc na przykład wystawienia adaptacji jej powieści L’événement (Happening/Das Ereignis), które znalazło się w programie Berliner Ensemble, czy La jeune homme (Der junge mann) w teatrze w Münster. I oczywiście nie zbojkotuje publikacji jej kolejnej, ale chronologicznie dawniejszej, książki Passion simple w tłumaczeniu na język niemiecki w Suhrkamp Verlag tego lata. W oszczędnym, surowym stylu opisała tu pragnienia i upokorzenia wszechogarniającej erotycznej pasji. Zacierając granice między faktem a fikcją, anonimowa narratorka próbuje nakreślić emocjonalny i fizyczny przebieg jej dwuletniego związku z żonatym cudzoziemcem, szukając prawdy o życiu przeżywanym wyłącznie dla kogoś innego.
Wspomniane wcześniej dzienniki Camusa dają intymny wgląd w jego codzienne życie w pełnych wydarzeń latach i ukazują jego sposób myślenia w najbardziej osobistym wydaniu – formę pisarstwa obserwacyjnego, którą Francuzi nazywają choses vues (rzeczy widziane). Dzienniki Camusa z podróży rejestrują jego wrażenia, frustracje, radości i tęsknoty, spotkania z wydawcami, krytykami i przedstawicielami nowojorskiej inteligencji. Zapiski, długo niedostępne w języku angielskim, zostały teraz fachowo przetłumaczone przez Ryana Blooma, z nowym wstępem autorstwa Alice Kaplan. Tłumaczenie Blooma oddaje nieformalny, szkicowy charakter obserwacji Camusa – na przemian ironicznych, gorzkich, uszczypliwych i melancholijnych – w formie notatek po wyczerpujących dniach podróżowania. Mistrzowski zapis zmian w otaczającym świecie i własnym życiu francuskiego autora. W 1957 roku Camus otrzymał literacką Nagrodę Nobla. W przemówieniu, prócz dziękowania za nagrodę, mówił o wojnie w Algierii. Jego reakcja na terror pojawia się w odpowiednim czasie. Szeroko cytowany jest wpis w dzienniku z 17 października 1957 roku: „Nagroda Nobla. Dziwne uczucie depresji i melancholii. Kiedy miałem dwadzieścia lat, biedny i nagi, poznałem prawdziwą chwałę”. Dwa dni później Camus zauważa: „Przerażony tym, co się ze mną działo i o co nie prosiłem. A na dodatek ataki są tak zaciekłe, że aż ściska mi się serce”. W zgiełku obowiązków w wydawnictwie Gallimard i na ceremonii w Sztokholmie Camus prezentuje się znakomicie w pożyczonym fraku. Przemówienie noblowskie zostało ocenione przez paryskich proroków jako przyzwoite wystąpienie. Camus mówi w nim raczej pośrednio o trwającym od trzech lat algierskim dramacie, który grozi rozerwaniem jego ojczyzny. „Prawdopodobnie każde pokolenie wierzy, że jego przeznaczeniem jest przebudować świat; moje już wie, że nie zrobi tego na nowo. Nasze zadanie jest większe. Bądźmy”.
Na zakończenie recenzji „The New York Review of Books” jeszcze jedna anegdota: podczas spotkania mniej więcej na rok przed śmiercią autora Dżumy młoda kobieta pyta: „Mr Camus, jeśli wszystko jest absurdem, to znaczy, że cokolwiek robimy, nie ma żadnego znaczenia?”. Odpowiedź po dłuższej chwili: „Ma znaczenie. Wszystko. Jeśli dzwoni telefon, a ja nie odbieram, to ma znaczenie”.
Pisarka Annie Ernaux podpisała wezwanie do strajku w Niemczech. Nie powinno to jednak wpłynąć na jej udział w niemieckim rynku wydawniczym, bo nadal będzie tam sprzedawać swoje książki. Autorka około dwudziestu dzieł beletrystycznych i pamiętników przez wielu uważana jest za najważniejszą pisarkę francuską. „Lecimy nad Andami. Noc. Nic nie widać”(Albert Camus).