Przed finałem Nagrody Goncourtów jeden z wydawców (zachowujący anonimowość) stwierdził, że z pewnością dostanie ją Kamel Daoud (ur. 1970), ale nie ze względów literackich, tylko politycznych. Być może to prawda, ale nawiasem mówiąc, Algierczyk jest również świetnym pisarzem. Najbardziej prestiżową z francuskich nagród literackich otrzymał za powieść Houris (Hurysy, Gallimard). „Chciałbym, aby moja książka uświadomiła Zachodowi, jak wielką cenę płaci się za wolność, a zwłaszcza jak wielką cenę płacą za nią kobiety. I żeby Algieria zrozumiała, że już najwyższy czas, aby zmierzyła się z całą swą historią”, stwierdził laureat Nagrody Goncourtów w wywiadzie z Raphaëlle Leyris („Le Monde des Livres”, dodatek literacki z 4.11.2024). Wzruszony i szczęśliwy, zadedykował tę nagrodę swoim rodzicom, zmarłemu ojcu i cierpiącej na demencję matce. „Żadne słowa nie są w stanie wyrazić mojej wdzięczności”, napisał w portalu X.
Daoud, mający podwójne obywatelstwo, pracował w latach dziewięćdziesiątych
Nagrodzoną powieść Daouda zatytułowaną Houris otwiera monolog młodej kobiety imieniem Aube. Ma bliznę przypominającą kształtem uśmiech, biegnącą w poprzek szyji, ślad po poderżnięciu gardła przez dżihadystów, którzy napadli na wioskę Aube i wymordowali jej mieszkańców. Miała wówczas pięć lat i w wyniku odniesionych ran straciła struny głosowe. Dziś ma dwadzieścia sześć lat i jest w ciąży. Jej wewnętrzny monolog skierowany jest do nienarodzonej córki. Kobieta nie chce rodzić dziecka w kraju, który pozbawił ją wszystkiego. W drugim monologu występuje taksówkarz, który spotyka Aube idącą pieszo z Oranu i zabiera ją w podróż do rodzinnej wsi. Tłem tej rozgrywającej się współcześnie „kroniki drogi” jest bolesna Czarna dekada (1992–2002); mianem tym określa się dziesięcioletnią wojnę algierskiego rządu z islamskimi fundamentalistami. Zginęło wówczas (wedle różnych źródeł) od 60 do 200 tysięcy osób. Wszelkie wzmianki o tym okresie są dziś w Algierii tematem tabu.
Książka Daouda została zakazana w jego ojczyźnie, a jej wydawcę Gallimarda uznano za persona non grata na targach książki w Algierze (sic!). Ale to nie wszystko. Dwa tygodnie po werdykcie paryskich jurorów rozpętała się przeciwko pisarzowi nagonka w algierskich mediach. Telewizja One TV zaprezentowała wywiad z Saâdą Arbane, która jako dziecko padła ofiarą islamskich terrorystów. Trzydziestoletnia dziś kobieta stwierdziła (przez tłumacza, gdyż nie ma strun głosowych), że Daoud „przywłaszczył” sobie jej historię. Arbane była pacjentką żony pisarza, z zawodu psychiatry, u której odbywała terapię. Daoud nigdy nie krył się z tym, że jego powieść została oparta na faktach, mówił o tym otwarcie w wywiadach. Szef wydawnictwa, Antoine Gallimard, bronił swego autora, podkreślając w wypowiedzi dla Agence France‑Presse, że „od czasu swej publikacji, powieść Kamela Daouda stała się obiektem gwałtownych oszczerczych ataków, za którymi stoją algierskie media związane z reżimem”. Sprawa zapewne trafi do sądu. Odnotujmy, że zaledwie dobę po przyznaniu Daoudowi Nagrody Goncourtów Houris ukazała się w Algierii w wydaniach podziemnych. A to w końcu dla pisarza najważniejsze: dotrzeć do czytelników. Milczenie sprawia, że można oszaleć, bohaterka Daouda coś o tym wie. Niepamięć zabija. Ale Houris nie jest książką o wojnie, jak zaznacza autor, to rzecz o powrocie do życia.
Nawiasem mówiąc, o stosunku rządu Algierii do nieprawomyślnych ludzi pióra i dysydentów najlepiej świadczy los kolegi Daouda, francusko‑algierskiego pisarza Boualema Sansala (ur. 1949) aresztowanego w listopadzie 2024 roku na lotnisku w Algierze pod zarzutem „działań wymierzonych w jedność narodową”. W obronie Sansala wystąpili francuscy intelektualiści i kilku noblistów, którzy z inicjatywy Kamela Daouda podpisali list otwarty na łamach „Le Monde”. Obawiają się oni, że siedemdziesięciopięcioletni pisarz mógłby nie wytrzymać wieloletniego więzienia, którym ryzykuje za swoje wcześniejsze wypowiedzi dla prasy.
O ile próba nazwania rzeczy po imieniu napawa autokratów strachem, o tyle jest ona również trudem nie do przebycia dla ich ofiar. Mówi o tym powieść Jacaranda (Grasset), której autorem jest Gaël Faye (ur. 1982), wyróżniony Nagrodą Renaudot. Tytuł oznacza gatunek drzewa rosnącego między innymi w Rwandzie. Autor jest synem Francuza i Rwandyjki z plemienia Tutsi. Urodził się w Burundi, gdzie poznali się jego rodzice, część życia spędził we Francji, dokąd przeniosła się matka po rozstaniu z ojcem. Dziś Faye mieszka z żoną w Kigali, stolicy Rwandy, bo chce, aby jego dzieci miały poczucie tożsamości, a nie tylko pamięć o ludobójstwie Tutsi zakodowaną im przez uroczystości rocznicowe. Pisarz rozpoczął karierę zawodową jako makler giełdowy w londyńskim City, potem uprawiał slam (poetycki pojedynek w rodzaju tego, jaki stoczyli niegdyś Mickiewicz ze Słowackim), komponował piosenki i rapował. Zadebiutował w 2016 roku rozgrywającą się w Burundi autobiograficzną powieścią Petit Pays (Tęsknota, przeł. Katarzyna Marczewska, W.A.B., 2017). Obsypana nagrodami książka doczekała się licznych przekładów, została wydana w formie komiksu i przeniesiona na ekran. Jacaranda nie jest w sensie dosłownym kontynuacją tamtej powieści, ale przewijają się w niej niektóre z poznanych już wcześniej postaci. Bohater, Milan, który mieszka z matką, przenosi się do Rwandy. Kobieta nie odpowiada na pytania syna, który chce się czegoś dowiedzieć na jej temat. Obwarowała swoją przeszłość murem milczenia. Milan składa puzzle, poznając historię rozproszonych członków rodziny i przyjaciół. Z ludzkich losów wyłania się historia Rwandy, rola belgijskich kolonizatorów i korzenie wydarzenia, które pozostało w pamięci jako ostatnie ludobójstwo
Pisarz nie jest już dziś rozdarty pomiędzy oboma krajami swego pochodzenia. Dotychczas, jak wyznaje, bolało go negowanie roli Francji w wydarzeniach, w wyniku których od kwietnia do lipca 1994 roku Rwandyjczycy z plemienia Hutu wymordowali osiemset tysięcy ludzi, w przeważającej większości Tutsi, ale również (o czym nie zawsze się pamięta) ukrywających ich Hutu. Francja pod rządami prezydenta François Mitteranda popierała rządy Hutu i nie zareagowała na sygnały o możliwym zorganizowanym ludobójstwie Tutsi. Faye pogodził się z bolesną historią Rwandy dopiero niedawno, kiedy obecny prezydent Emmanuel Macron oficjalnie wskazał na odpowiedzialność Francji. Koło niejako się zamknęło.
W naszej afrykańskiej podróży tropem francuskich nagród literackich czas na spotkanie z marokańskim autorem. Abdellah Taïa (ur. 1977) otrzymał Nagrodę Décembre i Nagrodę języka francuskiego za powieść Le Bastion des Larmes (Twierdza łez, Julliard). „Opisując przemoc wobec dzieci i dyskryminację, jakiej doznają homoseksualiści w jego kraju ojczystym, kreśląc portrety niezależnych kobiet na podstawie losów swoich ośmiu sióstr, Abdellah Taïa napisał chyba najdojrzalszą ze swych powieści”, podkreśliła AFP. Nagroda Décembre powstała w roku 1989 jako rekompensata dla powieści pominiętej przez jurorów pozostałych francuskich nagród literackich. W ślad za rekompensatą moralną idzie czek na piętnaście tysięcy euro (podczas, gdy laureat Nagrody Goncourtów może jedynie liczyć na symboliczne dziesięć euro). Abdellah Taïa jest jednym z nielicznych arabskich intelektualistów, którzy nie ukrywają, że są homoseksualni. W jego ojczyźnie, Maroku, homoseksualizm karany jest więzieniem i grzywną. Bohaterem Le Bastion des Larmes jest marokański profesor mieszkający na emigracji we Francji. Na wieść o śmierci matki Youssef wraca do rodzinnego miasta Salé (skąd również pochodzi autor), aby załatwić formalności spadkowe. Powracają wspomnienia z dzieciństwa, odnajdują się przyjaciele z czasów młodości naznaczonej aferami narkotykowymi i pierwszą miłością. „Krew, przemoc i łzy. Nasza przeszłość… ta wielka fikcja”, podsumowuje z goryczą Youssef. „Piękna stylistyczna swoboda powieści nie przekreśla realizmu społecznego”, napisał w entuzjastycznej recenzji Patrick Grainville („Le Figaro”, 20.09.2024).
Na nazwisko pierwszej wyróżnionej kobiety natrafiamy dopiero przy okazji Nagrody Médicis. Otrzymała ją Julia Deck (ur. 1974) za powieść zatytułowaną Ann d’Angleterre (Anna angielska, Seuil). Autorka przyjęła ze wzruszeniem nagrodę, może po części dlatego, że jej książka porusza wątki głęboko osobiste, a mianowicie opowiada historię jej matki. Urodzona w Manchesterze w środowisku robotniczym bohaterka decyduje się wyjechać do Francji, gdyż kocha literaturę i pasjonuje ją sztuka. Co ciekawe, Julia Deck zaczynała jako autorka kryminałów, jej powieści oparte są na charakterystycznych dla tego gatunku regułach, ale umie się też z nich, kiedy trzeba, umiejętnie wyzwolić. Powieść „jest próbą nawiązania relacji między błyskotliwą, inteligentną bohaterką a jej smutną, pogrążoną w depresji córką, nieakceptującą rozwodu rodziców”, napisano w „Téléramie” (6.11.2024). To również, jak podkreśla magazyn, „hołd złożony literaturze” (sic!).
Nagrodą Médicis za esej uhonorowano niemieckiego autora Reinera Stacha i jego napisaną z literackim rozmachem, monumentalną (łącznie 2700 stron!), przełomową, trzytomową biografię Franza Kafki, której przetłumaczenia w całości na francuski podjął się Régis Quatresous, a wydało odważne wydawnictwo Cherche‑Midi (Gallimard, historyczny wydawca dzieł Kafki we Francji, nie zdobył się na tak wielki wysiłek). Francuski wydawca zachował niechronologiczny autorski porządek kolejnych tomów, z których każdy stanowi osobną próbę naświetlenia tej fascynującej oscylacji, jakiej poddał swoje życie i dzieło Franz Kafka. Jurorzy francuskiej nagrody podkreślili niebotyczną pracę niemieckiego autora, który „odnowił gatunek biograficzny i znajomość genialnego pisarza z Pragi”. W Polsce wyszły już w tłumaczeniu Ryszarda Wojnakowskiego Kafka. Wczesne lata 1883–1910 (PIW, 2021), jak również Kafka. Lata decyzji 1911–1915, w przekładzie Sławy Lisieckiej (PIW, 2024). Polecamy i czekamy na Lata dojrzałości, ukazujące ostatni okres życia autora Procesu (1916–1924).
Wspomnijmy jeszcze na koniec Nagrodę Femina i Grand Prix Akademii Francuskiej. Oba laury otrzymał Miguel Bonnefoy (ur. 1986) za powieść Le Rêve du jaguar (Sen jaguara, Rivages). Autor jest z pochodzenia pół Francuzem, pół Wenezuelczykiem piszącym po francusku. W tej wielkiej historycznej sadze rodzinnej opisuje on losy swoich dziadków, którzy z nizin społecznych wydobywają się na szczyty; wyszystko ukazane na tle zmian zachodzących w Wenezueli w miarę kolejnych zamachów stanu i dyktatur. Nagroda podzieliła krytykę: jedni chwalili „kwiecisty niczym tropikalny las styl” autora, innych odrzuciło „rozgadanie, natrętna groteskowość i myślowe klisze”, których nie ustrzegł się jakoby Bonnefoy (France Inter, audycja Le Masque et la Plume, 10.11.2024).