11/2022

Wiesław Ratajczak

Hańba niezatarta.
O ważnej książce i o powrotach

Jacek Trznadel w posłowiu do jednego ze wznowień Hańby domowej zastanawiał się nad losami książek, które „napisane […] także dla walki z systemem, stają się nieprzydatne, gdy system ten upadnie”1. Los zbioru wywiadów, opublikowanego w 1986 roku w paryskim Instytucie Literackim oraz w krajowym podziemnym wydawnictwie „Nowa”, a później wielokrotnie wznawianego, oryginalnie wypełnia starożytną formułę habent sua fata libelli. Historia spotkań z pisarzami, przełamywania ich oporu we wspominaniu stalinizmu, ukrywanie maszynopisów i nagrań przed komunistycznymi służbami, przemyt zapisu na Zachód, konspiracyjny kolportaż i reakcja władz – wszystko to mogłoby być tematem sensacyjnego i wiele mówiącego o PRL opracowania. W III Rzeczypospolitej Hańba… bynajmniej nie stała się anachroniczną pamiątką minionej epoki, o nowym życiu tego zbioru rozmów można się przekonać, porównując jego losy z tomem Oni Teresy Torańskiej. Książka, której autorka, by ukazywać realia lat czterdziestych i pięćdziesiątych XX wieku, posłużyła się konwencją wywiadów z komunistyczni decydentami, wydana została w podobnych czasach i okolicznościach (w 1985 roku w podziemnym „Przedświcie” i londyńskim „Aneksie”), była nagradzana, wznawiana i tłumaczona. Pisząc w podziemnym piśmie o Hańbie domowej, Marta Fik przekonywała, że Torańska „zwycięża” z Trznadlem „dzięki gorszemu przygotowaniu, wyrywkowej wiedzy, niemożności «wczucia się» w tok rozumowania tego, z kim rozmawia, dzięki bezceremonialności wreszcie” (Po co się spowiadać…, „Kultura Niezależna” 1987, nr 34, s. 102). Również w parze rozpatrywał obie książki Tadeusz Chrzanowski, publikując pod pseudonimem Anatol Kołek recenzję Lot Trznadla nad skalnym gniazdem. Jego zdaniem wspomniane publikacje to dwa klucze do „ciemnego zakamarka historii Polski” („Miesięcznik Małopolski. Pismo społeczno-kulturalne” 1987, nr 17, s. 1). Oczywiście, dostrzec można poważne różnice, na przykład związane z tym, że rozmówcy Torańskiej na ogół kłamali, a uczestnicy dialogów z Trznadlem „koloryzowali lub mitologizowali”. Jednak nawet mistyfikacje w obu przypadkach mają duży walor poznawczy dla czytelnika podejrzliwego i wnikliwego.

Dziś, jak się wydaje, książka Torańskiej jest jednak niemal nieobecna w świadomości czytelników. Co zdecydowało o tej różnicy między recepcją OnychHańby domowej? Można pół żartem założyć, że z perspektywy lat wybory pisarzy okazują się dużo ciekawsze i ważniejsze od perypetii wpływowych komunistów. Politycy i biurokraci byli bardziej od pisarzy biegli w sztuce asekuracji, zdradzając niewiele poufnych wiadomości, choć trzeba przyznać, że Torańska ostro stawiała pytania i była do rozmów dobrze przygotowana – na co zwróciła uwagę Kaja Rostkowska (Oni Teresy Torańskiej – między wywiadem a przesłuchaniem, „Studia Medioznawcze” 2014, nr 4 [59], s. 129–136). A może decydująca okazała się osobowość autora Hańby domowej, jego dociekliwość i wiedza o procesach, w które także on dał się wciągnąć? Albo to, że tytułowi „oni” byli podczas wywiadów Torańskiej politycznymi emerytami, raczej pozbawionymi wpływu na współczesność, a rozmówcy Trznadla nierzadko pozostawali poczytnymi pisarzami, autorami pozycji ze szkolnego kanonu i autorytetami nie tylko w dziedzinie literatury? Przebieg rozmowy mógł więc wpłynąć na ich usytuowanie w kulturze współczesnej, zmienić postrzeganie ich drogi twórczej w oczach czytelników, rzutować na miejsce ich utworów w praktyce polonistyki szkolnej i akademickiej.

Czego Jaś mógł się nauczyć?
A skoro mowa o edukacji, warto zauważyć, że Hańba domowa w latach dziewięćdziesiątych minionego wieku stała się jednym z najważniejszych źródeł wiedzy o realiach Polski powojennej. W 1990 roku Bożena Chrząstowska opublikowała przeznaczoną dla klas maturalnych antologię Literatura współczesna „źle obecna” w szkole2, a przedmowę do tego niezwykle ważnego zbioru, pełniącego funkcję „tymczasowego” podręcznika literatury współczesnej dla szkół średnich, opatrzyła mottem: „To wszystko każe myśleć, że butwieć będzie materia wielu esejów krytycznych, nie mówiąc o podręcznikach i pomocach naukowych odpowiedzialnych za wiele kryteriów i ocen” (LZO, s. 5). Chrząstowska wyjęła więc ze wstępu Trznadla do Hańby domowej zdanie, które zapowiadało niezbędne zmiany w postrzeganiu kształtu kanonu polskiej literatury, zmierzch fałszywych wielkości i nieuprawnionych hierarchii. Wybierając motto, autorka antologii w pewnym sensie czyniła Trznadla patronem koniecznych przeobrażeń sposobów i celów kształcenia młodego pokolenia. Z przekonaniem zakładała, że oto do szkół trafia zbiór odnawiający polonistykę (czy szerzej: edukację humanistyczną), a wypisy „zamieszczone w książce […] burzą stary porządek i hierarchię wartości ustaloną przez dawną politykę oświatową i kulturalną” (LZO, s. 6). Wprost do Hańby domowej odnieść można ten fragment przedmowy: „[…] niektóre teksty, szczególnie z literatury dokumentalnej, obnażają proste mechanizmy i zawiłe meandry „zniewolonych umysłów”, odsłaniają zwykły ludzki strach przed represjami, wczorajszych bohaterów – „zasłużonych” – ściągają z cokołów na ziemię. Maturzyści powinni znać prawdę – to jest podstawowa norma edukacyjna i etyczna” (LZO, s. 6). Trudno przecenić rangę tego założenia, zwłaszcza że intencją autorki antologii było, by uczniowie poznali „współczesną literaturę, a poprzez nią – (także!) najnowszą historię” (LZO, s. 6). Dla Trznadla – jak dowiadywał się czytelnik lapidarnego wprowadzenia do umieszczonych w antologii Chrząstowskiej fragmentów Hańby domowej – lata pięćdziesiąte były okresem „narodowej hańby” (LZO, s. 265). Jako rozwinięcie tej tezy przytoczone zostały jego słowa, będące uniwersalną przestrogą, istotną również dla młodego czytelnika antologii: „Przecież to hańba dla intelektualisty ugiąć się przed rzeczywistością kłamliwą i despotyczną tylko dlatego, że jest, że zewsząd otacza. Tak jednak się stało” (LZO, s. 265). Chrząstowska w skrócie scharakteryzowała strony polemiki o książkę Trznadla, za istotę sporu uznając rozróżnienie między zrozumieniem a oskarżeniem. Oczywiście, najistotniejsze są same wybrane fragmenty Hańby domowej, ich dobór sugeruje interpretacje całości i odsłania intencję twórczyni antologii. Z przedmowy Trznadla przytoczone zostało istotne rozróżnienie, unieważniające tezę o powszechnym „umoczeniu” w komunizm (notabene w III RP wykorzystywaną bardzo często przez przeciwników dekomunizacji i lustracji). Autor książki bynajmniej nie uznawał za hańbiący udziału w powojennej odbudowie polskiej kultury i gospodarki, natomiast za przekroczenie moralnej granicy uznać trzeba, jego zdaniem, udział w propagowaniu ideologicznego, systemowego kłamstwa. Drugą kwestią, podkreśloną w umieszczonym w antologii skrócie autorskiej przedmowy, jest konieczność korekt historycznoliterackich hierarchii. Cytowana opinia Trznadla dotyczy dwóch autorów czytanych w szkole: Borowskiego i Różewicza. Co prawda, nie sprawdziły się przewidywania autora Hańby domowej (obie te gwiazdy zbledły na firmamencie polskiej kultury), jednak aktualność (i dydaktyczną przydatność) zachowała interpretacyjna uwaga Trznadla: „Obaj ci pisarze zostali uznani przez krytykę za wybitnych świadków literackich tej epoki, która spalała ludzi w obozowych piecach. I zrozumiano ich tak właśnie: że mieli nazizm hitlerowski za końcowy wytwór dotychczasowej kultury”(LZO, s. 266). Z tą tezą i przekonaniem o runięciu „wartości całej cywilizacji” Trznadel zdecydowanie się nie zgadzał i pokazywał odmienność stanowiska np. Zofii Nałkowskiej. Wybierając do antologii ten właśnie passus książki Trznadla, Chrząstowska przekonywała czytelnika, że wartość Hańby domowej nie wyczerpuje się w wymiarze demaskatorsko-biograficznym, ale wiąże się także z próbą zrozumienia najważniejszych dylematów XX wieku.

Wybór fragmentów rozmów nie zaskakuje, Chrząstowska zacytowała dialogi z pisarzami, których utwory uczniowie dobrze znają, a teraz uzyskiwali nowy, ważny kontekst interpretacyjny. Treść wspomnień Andrzejewskiego streszcza nadany im w antologii tytuł: Wizja świata uporządkowanego: katolicyzm, marksizm. Wydaje się, że dokonana przez Andrzejewskiego interpretacja własnego zaangażowania w stalinizm może stanowić ponadczasowe ostrzeżenie przed poszukiwaniem zamienników religii, przed przyjmowaniem objaśniającej wszystko wizji świata. Dla Andrzejewskiego zaangażowanie w komunizm było wejściem w „czarodziejski krąg świata uporządkowanego” (LZO, s. 267). Przyznawał, że się zawiódł, ale nic nie świadczy o poczuciu winy, o zrozumieniu własnego udziału w spustoszeniach dokonanych przez komunizm. Mówił: „[…] gdyby mnie pan w tej chwili spytał, czy żałuję, że należałem do partii, to powiedziałbym, że absolutnie nie. Wprost przeciwnie, uważam, że się przez te kilka lat bardzo wiele nauczyłem naprawdę, marksizmu, dialektyki marksistowskiej” (LZO, s. 267). Wywód autora Popiołu i diamentu, podany w wyrazistym skrócie, jest sugestywny, zwłaszcza w zestawieniu ze słowami Herberta. Wypada przyznać, że wybierając wyimki z tych dwóch dialogów, Chrząstowska celnie ukazała główną oś sporu, jaki toczy się w Hańbie domowej (i sporu o samą tę książkę). Również w przypadku rozmowy z autorem Struny światła wybór śródtytułów („Była to odmiana faszyzmu”, „Otchłań duszy ludzkiej” – czyli o motywacji…, Sposób na życie) ujmuje istotę wywodu poety i jego bezkompromisową ocenę „autorytetów” wspierających komunizm. W cytowanych przez Chrząstowską fragmentach Herbert przedstawił się jako obserwator, a nie „aktor tego zniewolenia” (LZO, s. 267), świadek pozbawiony złudzeń, z obrzydzeniem patrzący na życie literackie trącące „pornografią i gangami politycznymi” (LZO, s. 267). Pisarze, zwłaszcza ci, którzy doświadczyli sowieckiej okupacji po 17 września, nie mogli nie wiedzieć, jaki charakter ma rzekome wyzwolenie przez Armię Czerwoną. Hańba polegała na tym – twierdził Herbert – że elity, w tym przede wszystkim pisarze, ze strachu, próżności lub chciwości legitymizowały władzę komunistów tworzących nowy ład, opierając się na z gruntu nihilistycznym założeniu „zupełnej plastyczności człowieka” (LZO, s. 271). Herbert mówił też o możliwości uchylenia się pisarza od udziału w haniebnym procederze, a także o tym, jak moralnie rujnujące bywało to zaangażowanie: „Widziałem Andrzejewskiego w stanie rozkładu, widzę innych kolegów” (LZO, s. 272).

Taki jednoznaczny i sugestywny wyciąg z Hańby domowej poznawał uczeń – czytelnik Literatury „źle obecnej” w szkole AD 1990, a także wydawanego od 1992 podręcznika Literatura współczesna. Trudno przecenić fakt, że przez ponad dziesięć lat III RP (aż do reformy zapoczątkowanej w 1999 roku) uczniowie klas maturalnych czytali fragmenty Hańby domowej i właśnie ta książka w dużej mierze kształtowała ich stosunek do kultury, historii i polityki doby PRL. Warto przypomnieć, że programowe propozycje Chrząstowskiej bywały ostro krytykowane, o czym pisała jej najbliższa współpracowniczka, Seweryna Wysłouch: „W 1992 roku «Gazeta Wyborcza» rozesłała złożone w ministerstwie propozycje programowe «do wybitnych pisarzy, krytyków i historyków literatury». Wyniki ankiety ogłosiła w niepodpisanym [!] artykule Czego Jaś nie przeczyta, tego… Wszystkie przytoczone tam wypowiedzi były zdecydowanie negatywne, a zmianami programowymi obciążona została personalnie «pani Chrząstowska», oskarżana o koniunkturalizm, historyzm, upolitycznienie, ideologizację szkoły, zaściankowość, etc.” (Seweryna Wysłouch, Chrząstowska i stereotypy, czyli o reformie kształcenia literackiego, programach i podręcznikach, „Polonistyka. Innowacje” 2021, nr 14, s. 14).

Oczywiście, trudno udowodnić, że właśnie z powodu eksponowanej roli Hańby domowej w podręczniku i programie nauczania Chrząstowską spotkała krytyka ze strony „Gazety Wyborczej”. Łatwo jednak zauważyć, że książka Trznadla (a zwłaszcza rozmowa z Herbertem) stała się obiektem wielu polemicznych wystąpień publikowanych na stronach tego właśnie dziennika.

[…]

[Ciąg dalszy w numerze.]

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.