06/2022

Enrique García-Máiquez
przełożyła Małgorzata Wołczyk

Hiszpania

Marqués de Tamarón: ocalić dziedzictwo


Wystarczy, aby choć jeden człowiek nauczył się patrzeć przez pryzmat błysku glorii, a wypełniłbym mój obowiązek ocalenia dziedzictwa.

Santiago de Mora-Figueroa, Błysk glorii1


Twórczość literacka Santiago de Mora-Figueroa, markiza Tamarón, jest skromna, za to jej znaczenie ogromne. Jego dzieło stało się jednym z punktów odniesienia dla myśli konserwatywnej w Hiszpanii, choć autor woli ją nazywać reakcyjną, wziąwszy pod uwagę specyfikę naszego kraju. Tym samym udowadnia, że nie trzeba zalecać się w środkach masowego przekazu, nie trzeba obnosić się z intelektualnym ekshibicjonizmem, żeby stać się znaczącym myślicielem w społecznym odbiorze. Prawdziwa waga dzieła zależy od wewnętrznej jakości, jego intelektualnej spójności, ale też wspiera się na moralnej wrażliwości autora.


Osoba i osobowość
Santiago de Mora-Figueroa y Williams, markiz Tamarón, urodził się w Jerez de la Frontera (Kadyks) w 1941 roku z matki Angielki, związanej z przemysłem winiarskim sherry, i ojca Hiszpana. Ukończył studia prawnicze, wstąpił do Szkoły Dyplomatów, pracował w ambasadach Hiszpanii w Mauretanii, Francji, Danii, Kanadzie i Wielkiej Brytanii, a w latach 1996–1999 był dyrektorem Instytutu Cervantesa.

Mora-Figueroa opublikował kilka książek: opowieść Proch strzelniczy z aguardiente (1983; aguardiente to wyrób spirytusowy niezwykle popularny w krajach kultury iberyjskiej), zbiór esejów Bełkot narodowy (1988) dotyczących zagadnień językowych, zbiór opowiadań Trompe l’oeil (1990), przenikliwy esej Wiek XX i inne plagi (1993), gdzie tytułem zapowiada swój spór o kształt współczesnego świata, oraz wspaniałą powieść Błysk glorii (2003). Prowadzi też w Internecie zabawnego bloga, tak osobistego, że nazywa się „Marqués de Tamarón”, jego odcinki były także drukowane.

Jego najnowsza książka (2021) nosi tytuł Dla przyjemności. W posłowiu autor stwierdza: „Ta książka została wydana 25 lipca AD MMXXI, w dzień Santiago, św. Jakuba, syna gromu. Ultreia2, a inspirowana jest motywem twórczości In contraria ducet, czyli „Żegluję pod wiatr i pod prąd” Diego de Saavedra Fajardo3 (1584–1648). To podsumowuje ducha tej książki, w której Santiago, markiz Tamarón, zachowuje się niczym praprawnuk syna gromu. Można zaryzykować stwierdzenie, że autor podobnie: bez strachu, ale też bez wielkiej nadziei atakuje wichry i fale naszych czasów obserwacjami i refleksjami. Ostrzeliwuje słowem, przeciwstawiając się biegowi stulecia.

Miarą jego przekory wobec tzw. ducha czasu niech będzie rozmowa z pisarką Esperanzą Ruiz, która zapytała go: „Machiavelli podchodził do książek w specjalnych szatach. A jakie dzieło lub autor – pana zdaniem – zasługiwałby na taki szacunek?”. Tamarón odpowiedział: „Mszał (z mszy trydenckiej po łacinie)”. Odpowiedź jest tym bardziej zaskakująca, że nie mamy do czynienia z autorem szczególnie pobożnym czy wierzącym.

Zacznijmy od końca: Dla przyjemności
Markiz Tamarón wpisuje się tą książką w angielską tradycję eseju, książek pisanych dla przyjemności rozmowy z czytelnikiem, a nie dla epatowania erudycją. Ale w naszych pragmatycznych czasach czytanie i rozprawianie dla zabawy, wspominanie z wdzięcznością o sprawach minionych wydaje się działaniem radykalnie wywrotowym, właściwie reakcyjnym.

Jak wyliczył autor, aż osiemdziesiąt procent zawartości książki Dla przyjemności zajmują cytaty w paru językach: greckim, łacińskim, francuskim, a przede wszystkim angielskim i hiszpańskim. To też jest wywrotowa działalność. Tamarón, jak już wiemy, jest nie tylko praprawnukiem syna gromu, lecz także jego dziedzicem. Gdy myśli o młodych wykorzenionych ludziach, którzy także zdaniem francuskiego eseisty François‑Xaviera Bellamy’ego są ludźmi wydziedziczonymi z kultury, Tamarón broni uniwersalnego dziedzictwa, a nawet praw własności intelektualnej. Tom kończy się nieco przytłaczającym indeksem onomastycznym, czyli listą gości na jego przyjęciu, w tym także nas, czytelników, których Tamarón (doprawdy gospodarz idealny!) traktuje jako zaproszonych na karty książki.

Książka nabiera tempa i czytelnik odczuwa rosnącą ciekawość autora i jego przesłania. Nie brakuje tu próbek wyjątkowego humoru, głębokiej kultury autora, jego ciekawskiej natury i smaczków ironii. No i przede wszystkim własnego stylu literackiego. Oto jak opisuje George’a Santayanę4: „Najbardziej religijny ateista, najbardziej hiszpański bostończyk, najlepiej piszący po angielsku Hiszpan i najbardziej reakcyjny sceptyk”.

Szczególnie ciekawe są wątki biograficzne. Na przykład krótkie wspomnienie pogrzebu ofiar zamachu 11-M5 w 2004 roku w katedrze westminsterskiej w Londynie. Autor przewodniczył celebrze jako ambasador Hiszpanii. Wydaje się to szokujące także z powodu czytań z Pisma Świętego, które wtedy wybrał, a które bardziej zachęcały do wykonania sprawiedliwych wyroków niż do przebaczenia. Nic w tej książce nie może być uważane za przypadkowe, jak chocby opis kucharki Pepy, która była jednooka, kulawa i miała krzywe zęby. Kiedy milicje komunistyczne nasiliły swoją działalność na południu Hiszpanii, służąca pocieszała matkę małego Santiago tymi słowami: „Gdyby bolszewiki zastrzeliły wielmożnych państwa markizów, to proszę się nie martwić, ja zabiorę dziecko do Grazalemy i wychowam na pastucha”. To tylko jedno z wielu anegdotycznych wspomnień. Na szczęście rodzice autora nie zostali zamordowani, ale jak sam uważa, możliwość życia pasterskiego zakorzeniła się w jego duszy i przejawia się w jego miłości do natury, w pewnych sentymentach do wsi, a przede wszystkim w doskonałym zrozumieniu i ostatecznym utożsamieniu się z pewnym bożonarodzeniowym powiedzeniem Eugenia d’Orsa, które uporczywie powtarzał jako motto: „Strzeż się bycia Mędrcem, jeśli nie byłeś wpierw Pasterzem”. A jednak uznał, że skoro o mały włos nie został pastuszkiem, to powinien zostać magiem i mędrcem, czyli gromadzić z zasobów kultury wszystko to, co warte jest zaklinania. Mimowolnie Tamarón w Dla przyjemności zaraża nas swoją wizją świata, bardzo rozległą kulturą, a przede wszystkim uwiarygadnia ją swoją odważną postawą, nie tracąc przy tym na figlarności.

Klucz: Błysk glorii
Aby zrozumieć wagę spuścizny, którą odkrywa dla nas Santiago de Mora-Figueroa w Dla przyjemności, musimy sięgnąć do jego głównego dzieła, powieści Błysk glorii. Markiz Tamarón, z właściwą sobie swadą, bagatelizuje jej znaczenie, twierdząc, że jest to książka o górach Sierra de Gredos. Ja utrzymuję, że jest to przede wszystkim bildungsroman, która owszem, jest w pewnym sensie tak wielka, jak Sierra de Gredos. Bohater, który opowiada historię w pierwszej osobie, to pochodzący z nizin społecznych Saturnino Prieto, ale hrabina Elena Cienfuegos i jej brat Miguel, hrabia Fonseca, przemienią go w innego człowieka, dzięki czemu stanie się złotym ogniwem Catena Aurea6.

Młodzi arystokraci udzielają mu stu lekcji, z których my, czytelnicy, możemy i powinniśmy także skorzystać: lekcje przyrody, angielskiego, łaciny i greki, życia społecznego itd. Niewątpliwie nazwisko hrabiostwa brzmiące „Cienfuegos” (ogień stokrotny) przywodzi na myśl powiedzenie ważne dla zrozumienia tych lekcji: „Nie jest tradycją adorowanie popiołu, ale przekazywanie ognia”. Powieść ta nie ma jednak nic z ciężkiej czy gęstej rozprawy filozoficznej. Zawiera kilka smacznych, pełnych namiętności, przeplatających się historii miłosnych, które podpowiadają, że dziedzictwo może być uratowane przez miłość i że ta miłość pociąga za sobą burzliwe relacje, wraz z towarzyszącym im „błyskiem glorii” (ten termin malarski, który nadaje powieści tytuł, odnosi się do wiązki światła, która przechodzi przez grube chmury i która odsłania świat boski). W powieści wisi też groźba wybuchu burzy wojny (błyski i pioruny), co podpowiada, że ocalenie dziedzictwa przez miłość wymaga odwagi i predyspozycji do jego obrony.

Przesłanie książki Tamaróna jest klarowne, ale dobrze podkreśla je bohaterka Elena, komentując odchodzenie na łożu śmierci wujka Saturnina, Gabriela: „To, co jest przekazywane – nie umiera, podobnie jak ten, kto to przekazuje, nie umiera całkowicie. Tak jak traditio […] Dlatego też Wirgiliusz nie wszystek umarł ani Hans, stary leśniczy, który nauczył mnie naśladować pieśń skowronka, ani Luna, pies, który umiał skubać ucho bez wyrządzania szkody, choć gdy spróbowałem tego z Miguelem, zabolało go i kopnął mnie w tyłek, albo Pepa, jednooka kucharka, od której nauczyłem się śmiać, gdy gulasz zepsuł się w kuchni po wielu godzinach pracy. Tak więc, wujek Gabriel zostawił nam wiele, mrugnięcie, odwagę i czułość, no cóż…”.

Jednak Elena nie wyjaśniła Saturninowi tego najważniejszego, co on sam będzie musiał odkryć, na równi czytelnikami. Oznacza to, że i on, i my będziemy spadkobiercami wielu nauk, odsłanianych stopniowo. Patrząc na dzieci z sierocińca, które arystokraci zabierają czasem na wycieczki w góry, mówi do Saturnina: „Przyszłość jest taka, że ​​ci – i wskazała na hordę łobuzów– będą kiedyś w twojej klasie społecznej, ale to nie oznacza, że ty nagle przestaniesz być wieśniakiem i staniesz się kimś ponad”. Elena uczy go, że nic nie osiągnie bez osobistego zaangażowania. Nie wystarczy też zaangażowanie polityczne: „To będzie zależało od ludzi takich jak ty, Sátur. – Jest nas wielu— Nie, nie mam na myśli twoich towarzyszy [z lewicowej partii politycznej], ale ludzi twojej natury. Czyli nielicznych. Zawsze było nas mało, a teraz jest nas jeszcze mniej”. Trzeba zauważyć, że arystokratka używa pierwszej osoby liczby mnogiej w odniesieniu do młodego wieśniaka. Awansuje go rodzajem gramatycznym. Mianuje go niejako rycerzem z pomocą ognistego miecza języka.

Będą musieli jeszcze nauczyć Saturnina, jaka jest jego rola w historii. Zdarzy się to na końcu książki i już, niestety, nie Elena i Miguel, ale wspólny przyjaciel Adam, książę Werneck, wyjaśni mu: „Elena i Miguel mieli przeszłość i teraźniejszość, ale potrzebowali nadziei co do przyszłości. Oczywiście nie co do ich osobistej przyszłości, bo gdy ich poznałeś, to zaczęli podejrzewać, że czas im się kończy. Uważali jednak, że wiele rzeczy – starą niepisaną wiedzę, niewyraźne ślady przeszłości, pogańskie intuicje, odwagę ich klasy, przestrogi ludu – można i należy przekazać komuś, kto z kolei będzie mógł je później przekazać innym. To jest właśnie traditioaurea catena. A wkrótce po tym, jak cię poznali i polubili, musieli zdać sobie sprawę, że to ty jesteś jej złotym ogniwem. «Ja? czerwony wiejski gnojek!» – mruknąłem sarkastycznie. «Tak, ty, Saturnino Prieto, student z klasy średniej, lewicowiec i naiwniak»”. Pomimo tak klarownych wyjaśnień Saturnino zachowuje w sobie resztki cynizmu: „I postanowili uczyć mnie, żeby mi zrobić przyjemność…”. Ale Adam przerywa mu: „Otóż nie, postanowili przede wszystkim uczyć, delektując się tym!”. Przyjemność sokratejską, jak wiemy, odczuwał tylko Sokrates, nauczając, bo uczniowie mogą odczuwać innego rodzaju przyjemność, czyli odkrywanie prawdy ukrytej za oficjalną prawdą. „Nie, Sátur – odpowiedział Adam, pochylając się lekko w fotelu – nie możesz im zazdrościć. Ty też możesz wypełnić swój obowiązek depozytariusza. Musisz dawać i opowiadać”.

W ten właśnie sposób markiz Tamarón zachęca nas wszystkich do nauki, do dawania i opowiadania, bo naszym powołaniem jest ocalenie dziedzictwa. Cała intelektualna praca Tamaróna temu zresztą służyła. Trzeba sobie powiedzieć, naśladując słynną frazę Flauberta: „Saturnino c’est moi”. W Błysku glorii wszystko nam wyjawił, a w swojej najnowszej książce Dla przyjemności wciąż przekazuje nam w spadku swoje książki, muzykę, cytaty, pejzaże, zwyczaje i postawy warte ocalenia. W naszych rękach jest aurea catena.

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.