Kubie Leśniakowi ze Strzyżowa
By nie odnieść russowego zwycięstwa (pobiedy), autor nie może być jak Rosja (albo Wielka Smuta, albo Kraj Rad) i jak bojarzy, którzy po Iwanie Groźnym mieli Wielkiego Pietra, więc o Wielkim Październiku poinformowali dopiero 7 listopada. Nie może bać się woltyżerki3 na Pegazie i trudnych pytań, choć „kto pyta, napyta sobie biedy”, a „kto skarżypyta, nie błądzi”.
Autor ma się trzymać się z dala i od koryta (władzy świeckiej), i od żłoba (władzy duchowej). I nie przyklejać sobie sztucznej brody jak kapitanowie statków, gdy nie chcą, by ich łajby poszły na żyletki. Człowiek pióra nie może stroić się w pawie pióra4 niby kura domowa wpatrzona w Paryż5, koguta galijskiego i Coco Chanel. Ma być oryginalny. Jak więzień, który za kratkami nosi pasiaki, i makler na parkiecie6 noszący pasek7. Choć czerwone szelki są na giełdzie8 tym, czym czarny pas w karate, i noszą je prymusi ze świadectwami z czerwonym paskiem, nigdy nie pasowani na rycerza9.
Autor ma poszukiwać. Powiedzieć sobie: „A dlaczego by nie?”, jak Bóg, gdy tworzył zakichany świat10, i przyjąć dewizę ślepych kotów: „Pożyjemy, zobaczymy”. Nie może pchać się do Rzymu, gdzie prowadzą wszystkie drogi i wszystkie Schody Hiszpańskie. Ma chadzać własnymi ścieżkami jak „szalejący reporter” Egon E. Kisch, który olał pożar w Pradze. I pływać pod prąd, co w Tajfunie radzi Conrad – kpt. ż.w., któremu żegluga śródlądowa11 była bliska jak ciału koszula i garnitur zębów i który raz przeżył zaślubiny z morzem, a nie raz zaślubiny z kranówą12.
Pisarz musi mieć żelazową wolę (Fe)deryka Chopina, być wierny jak pies13 etyce pisarza14 i strzec jej jak odźwierny15.
U schyłku życia oddajemy wiedzę jak mury kamienic ciepło w upalny wieczór. By napisać Galicyan, wypożyczyłem wiedzę z biblioteki. Po dekadzie oddałem tam wydaną książkę.
W średniowieczu popularne były konkursy poezji jocs florals. Trzecią lokatę nagradzano złotą statuetką osła żującego różę, drugą – złotą różą, a pierwszą… zwykłą różą. Bo dzieło ludzkich rąk nie może równać się z dziełem Boga. Taką bezcenną różę dał Galicyanom Homer. Jak twórca Achillesa16 i Penelopy17, nie widzi i pływa pod żaglami po Morzu Śródziemnym. Jakub Leśniak ze Strzyżowa (dla przyjaciół Homer), używając modulatora głosu, przeczytał Galicyan dwa razy! Ba! Wyznał, że dzięki książce „widzi więcej”. To jakby został malarzem. Bo Monet uważał, że malarz powinien stracić wzrok i go odzyskać.
Kuba vel Homer to syn Zygmunta – patrona18 Muzeum Samorządowego Ziemi Strzyżowskiej. Stworzyła je Monika Bober – dyrektorka. Zanim nie zwiedziłem tego muzeum, sądziłem, że pisząc Galicyan zrobiłem coś dla regionu.
Odbieram jeszcze jedną nagrodę. Mój wnuczek, Maksio, ma roczek. Urodził się z połową serduszka. Nie ma rokowań. Dziecko może umrzeć za chwilę lub za pół wieku. Uczę malca pierwszych literek elementarnej kultury (a, be, cacy), czytam mu. Nie Baśnie z 1001 nocnika19, ale o Kocie w butach (marki Puma), o Koszałku-Opałku (niedopałku w koszu na śmieci), o Koziołku Matołku w Afryce Francuskiej, gdzie żyją biali, kolorowi i trójkolorowi; o Królowej Śniegu, co miała zimno na wardze i zamrażała pocałunkami. Śpiewam mu ulubioną kolędę pampersów20 „Dzisiaj w bet lejem…”, kołysanki dla usypianych psów („Aaa, aaa / były sobie kotki dwa”21) i dla śniętych ryb („Wszystkie rybki śpią w jeziorze, ciur ra, la, la…”). Wchodzę też na Śnieżkę i w kaplicy św. Wawrzyńca, opiekuna bibliotek, zostawiam grosik na szczęście22. Ściślej dwugroszówkę, by mu zrekompensować brak połowy serca. I piszę wierszyki. Gdy je czytam, Maksio uśmiecha się. To prawdziwa róża.