„Uważam za barbarzyńcę każdego, kto nie jest romańskiej krwi” – pisał. I optował na rzecz aliansu z Francuzami, uważając ich za sprzymierzeńców w odrodzeniu wielkiej chwały rzymskiej Europy, która – jak należy się domyślać – miała wyeliminować narody pośledniejsze, do których zaliczał D’Annunzio między innymi Chorwatów i Serbów. Odradzał Mussoliniemu wiązanie się z Berlinem. Lubił popisywać się twardym charakterem, ale był – jak wynika z wielu świadectw – dosyć miękkim i rozwichrzonym narcyzem i celebrytą, który wykorzystywał ludzi, w zależności od humoru. Wielbiony przez tłumy, wielbił przed lustrem samego siebie. W Rzymie potrafiło go fetować nawet sześćdziesiąt tysięcy manifestantów, odprowadzając go (a raczej niosąc) po wiecu do hotelu. Nawet w Vittoriale degli Italiani, swojej posiadłości nad jeziorem Garda, która wygląda jak miasteczko zaprojektowane przez wariata, a gdzie przeniósł się z Rzymu w roku 1922 po tym, jak (podobno) Mussolini chciał go wyrzucić przez okno, potrzebował wiernej widowni i licznych kochanek.
D’Annunzio nie został we Włoszech zapomniany, niemniej jednak o politycznych poglądach poety mówi się raczej niechętnie, akcent kładąc na literackie przymioty jego dzieł, które można kupić prawie w każdej księgarni.
Obecnie świetne recenzje zbiera biografia artysty napisana przez Maurizia Serrę, dyplomatę, byłego ambasadora Włoch przy UNESCO, laureata Nagrody Goncourtów. Jego L’Imaginifico. Vita di Gabriele D’Annunzio to nie tylko doskonałe kompendium wiedzy o kontrowersyjnym pisarzu, lecz także pełna życia opowieść o czasach, które niesłusznie uznajemy za minione.
Niesłusznie, bo przeszłość prawie zawsze wyskakuje nam nieoczekiwanie jak diabeł z pudełka. I mówi: trwam.
Tak się stało w przypadku D’Annunzia, który na nowo rozpalił nie tylko włoskie, lecz także i chorwackie głowy.
Poeta, jak powszechnie wiadomo, ma na swoim sumieniu zbrojne zajęcie Fiume (dzisiejszej Rijeki) w roku 1919. Nie miał specjalnych wątpliwości, pisząc manifesty i artykuły, że miasto należy się Italii. Nie żałował również ofiar, jakie ponieśli Chorwaci, broniąc Fiume. Wywołał międzynarodową awanturę, której skutki można, niestety, odczuwać do dzisiaj. A wszystko wyglądało wtedy trochę jak karnawał i maskarada. Ze strony włoskiej, rzecz jasna. Bo drugiej stronie chodziło o życie.
Zwolennicy D’Annunzia chcieli przyłączyć miasto i region do Włoch, chociaż rząd w Rzymie specjalnie się do tego nie palił. I przyłączyli.
Chorwaci pamiętają o tym do dzisiaj. Włosi jakby mniej.
Zatem kiedy w Treście został odsłonięty mały pomnik poety, rozpętała się burza.
Monument stanął na Piazza della Borsa, jednym z najładniejszych placów miasta. Niewielki, kameralny, sympatyczny. D’Annunzio siedzi na ławce i czyta książkę. Doczepić się można tylko do koloru, bo złoty. Ale żadnych wojowniczych póz, żadnego nawiązania do Fiume vel Rijeki. Wycofanie, lektura, zaduma. Jakby twórca pomnika chciał zwrócić uwagę na to, że D’Annunzio dzisiaj to przede wszystkim pisarz i poeta – i takim winniśmy go zapamiętać.
Dlaczego ktoś wpadł na taki pomysł? Pojęcia nie mam. Może ogarnęła go chwilowa amnezja? Nie pomyślał o reperkusjach? Chorwaci zrazu uderzyli w wysokie tony. Ówczesna prezydent kraju Kolinda Grabar-Kitarović nazywała pomnik rzeczą „nie do przyjęcia”, „skandaliczną”.
Burmistrz Fiume w swoich wypowiedziach ripostował, że skoro w mieście są już pomniki Jamesa Joyce’a, Itala Sveva i Umberta Saby, to dlaczego nie może zaistnieć monument D’Annunzia, który „przecież też był pisarzem”. I jest upamiętniony w całym kraju. Zapomniał tylko dodać, że każdy z trzech wymienionych przez niego twórców był silnie z Triestem związany. D’Annunzio – średnio. Nie było to jego ulubione miasto ani się tutaj nie urodził, ani nie studiował, bywał tylko przejazdem.
Koniec końców odezwali się Włosi mieszkający w Chorwacji, mówiąc, że działania burmistrza Triestu trzeba nazwać nieodpowiedzialnymi, albowiem torpedują te porozumienia, które do tej pory zostały zawarte z Chorwatami. Teraz domek z kart znowu się zawalił.
Prawicowi komentatorzy pouczali Chorwatów, że Triest leży po włoskiej stronie i to Włosi decydują, jakie pomniki sobie postawią.
Vojko Obersnel, prezydent Rijeki, też nie przebierał w słowach: „Postawienie pomnika temu poecie nie może być rozumiane inaczej niż jako gloryfikacja brutalnej okupacji miasta. Chociaż niektórzy we Włoszech dzisiaj chcieliby myśleć, że D’Annunzio nie był inspiracją dla faszyzmu, wiadomo, że jego polityka była nacjonalistyczna, szowinistyczna, wywyższająca Włochów ponad inne narody i kultury, które D’Annunzio uważał za gorsze”.
Tak, polemizują Włosi, ale ten sam D’Annunzio, o którym Chorwaci do znudzenia klepią, że był faszystą, chciał w Rijece powszechnych wyborów dla kobiet i mężczyzn, miał zamiar ustanowić płacę minimalną, namawiał do wprowadzenia powszechnej opieki zdrowotnej. Tyle Włosi.
Chorwaci odpowiadają krótko: dla nas to była trauma. Musieliśmy uciekać z miasta. I otworzyli z przytupem dużą wystawę zatytułowaną D’Annunzio’s Martyr / L’olocausta di D’Annunzio.
Rzym nie protestował.