Kiedy rzecz w sobie zamkną, czują tak, jak ja
Kiedy palce i pięść mą zaciskam, gdy znaczy
W niej istnienia spoistość nagły kształt, i trwa.
Nie wiem, jakie atomów obroty i loty
Powrozami unerwień rozpędzają dzwon
Lany z gwiazd, lotu ptaków, żelaza, tęsknoty
I z wielkiego spokoju. Jestem jego sercem.
Pierwszy obszar wątpienia zamyka się we fragmencie ciała, w czynnej ludzkiej ręce, najpierw należącej do człowieka ślepego i połączonej w dziwny wspólny podmiot z czułkiem ślimaka, a potem należącej do mnie – to skala makro, skala ludzkiego działania, widzenia i – ślepoty. Drugi obszar wątpienia – jak to u Lema bywa – rozpina się między wymiarami najmniejszymi (atomów obroty) i największymi (gwiazdy), łączy mikrokosmos ze sferą Kosmosu – obejmując całą rzeczywistość.
Ów pierwszy obszar wątpienia – zaciśnięta pięść – to obręb wrażeń, zda się, czysto sensualnych, lecz połączonych w jedno z czynnością, jaka niewątpliwie nie należy już do samego ciała, lecz do umysłu, który okazuje się zdolny do uchwycenia – bagatela – nagłego „kształtu spoistości istnienia”. Obszar niewiedzy zawiera w sobie jądro specyficznej wiedzy, wyrażonej – jak to w poezji bywa – szczególnym połączeniem leksemów: „istnienia spoistość znaczy kształt”. W zaciśniętej pięści istnienie przechodzi w znaczenie i daje się poznać w swojej spoistości, ma kształt, określony jako nagły, lecz zdolny do zachowania w takim czy innym wrażeniu czy doznaniu cielesnym, skoro trwa.
Pierwsza strofa, rozpoczęta frazą-deklaracją „Nie wiem”, zawiera w sobie wiedzę, aczkolwiek daną tylko w odczuciu kształtu, jakie bywa udziałem ślepca zaciskającego rękę na rzeczy, którą chce poznać, i ślimaka, dotykającego poznawanego obiektu swoim delikatnym czułkiem, będącym – być może – ewolucyjną zapowiedzią ręki.
Choć już coś wiemy, i to wcale niemało, drugą strofę otwiera znowu deklaracja niewiedzy, przeniesiona z makroskali do skali Kosmosu. Ponieważ jednak „to samo” nigdy nie jest w poezji tym samym, owa niewiedza zyskuje w drugiej strofie nie tylko inny zasięg, lecz także inny profil, charakteryzujący się odmiennym ukształtowaniem przestrzeni oraz obecnych w niej obiektów i oddziałujących na nie sił. Najłatwiej to zauważyć, analizując tak zwany dobór leksemów. Dobór to szczególny, prowadzący z pozoru do dysonansu estetycznego. Pojawiają się niemetaforycznie użyte „atomy”, słowo należące do fizyki, z którymi wiąże się ruch określony jako „obroty” – co żywo przypomina tytuł dzieła Kopernika O obrotach (sfer niebieskich), wprowadzając elementy astronomii, bo każdy przecież wie, że tak zwany planetarny model atomu Bohra przypomina model układu słonecznego. Siły wiążące atomy zostają określone słowem pochodzącym z doświadczenia codziennego „powrozy”, wzbogacone określeniem „powrozy unerwień”, należącym do biologii (anatomii). Tak realizuje się włączenie w obręb mowy poetyckiej śladów języka fachowego kilku dyscyplin nauk przyrodniczych. Prozaizm „powrozy” okazuje się ściśle związany z budowanym stopniowo obrazem poetyckim. Na powrozach unerwień poeta zawiesza dzwon, lany z pierwiastków ziemskich (żelazo) i wielkich obiektów kosmicznych: gwiazd.
Żelazo, pierwiastek budujący wnętrze ziemi i ludzką cywilizację, zespala się w tym wierszu w jedną masę z ingrediencjami z pozoru zupełnie obcymi: lotem ptaków, tęsknotą i wielkim spokojem. Można by sądzić, że młody poeta nigdy nie słyszał o tak zwanej synchronizacji metafor, które powinny pochodzić z tych samych pól semantycznych i z podobnego kręgu wyobrażeń. Jednak nie taką spójność chce osiągnąć ten, który później stał się jednym z najwybitniejszych na świecie pisarzy science fiction i filozofów nauki.
Wybór żelaza – jako jedynego wymienionego tu z imienia pierwiastka z tablicy Mendelejewa – nie jest przypadkowy. Lem, zwykle tak dokładny we wszystkim, co dotyczy nauki i techniki, zastępuje żelazem spiż (stop miedzi, cyny, cynku i ołowiu), z którego zwykle wyrabia się dzwony, przywołując inny ciąg skojarzeń. Wiadomo, iż jądro Ziemi wypełnia płynne żelazo, żelazo jest osnową komórki krwi ludzkiej, wykuwanie narzędzi z żelaza stało się dźwignią cywilizacji ziemskiej, z niego człowiek zaczął wyrabiać narzędzia, wytwarzając własną przemyślnością w piecu hutniczym najwyższe osiągalne na ziemi temperatury, zbliżając się do warunków, które panują we wnętrzu naszej planety i do warunków, w których rodził się świat. Z takiego żelaza powstaje Lemowski dzwon. W procesie wytapiania to, co najbardziej wewnętrzne, płynne i bezkształtne, staje się tym, co zewnętrzne i posiadające określony kształt. Jak wiadomo, wszystko, co składa się na masę dzwonu, wpływa na jego ton: niepowtarzalny, indywidualny i rozpoznawalny (dzwony mają swoje imiona), zdolny do propagacji tak daleko, jak sięga ośrodek przenoszący falę dźwiękową: pięknie uporządkowaną wibrację powietrza. Dzwon, czyli to, co skupione i zamknięte w określonym kształcie, buduje się po to, by wprawiane w ruch ludzką ręką, wytwarzało ekspandującą uporządkowaną energię – potencjalnie – w nieskończoność. I choć w bezgłośnym dźwięku Lemowskiego dzwonu dałoby się może usłyszeć echo armeńskich i europejskich legend o ludwisarzach, którzy dla uzyskania pięknego tonu gotowi byli poświęcić ludzkie życie, wrzucając do gorącej masy metalu żywe serce, nie ten ton dominuje w konstrukcji całego wyobrażenia.
Do leksemów wziętych z języka zjawisk przyrody nieożywionej Lem dokomponowuje zjawisko z przyrody ożywionej: lot ptaków – i – zupełnie nieoczekiwanie – zjawisko z wewnętrznego życia człowieka: tęsknotę. Te należące do różnych pól wyrażenia łączy więź na wysokim piętrze abstrakcyjnych skojarzeń: zarówno lot, jak i tęsknota wiążą odległe w przestrzeni punkty – wyobraźnią, pragnieniem pokonania przestrzeni, przyciąganiem, widzeniem, wolą, wysiłkiem. Ptak to poprzednik człowieka w locie, w pokonywaniu ogromnych przestrzeni i w tęsknocie do nieznanego.
Wszystkie wyrażenia, użyte w drugiej strofie, budują nieskończoną przestrzeń wypełnioną rozmaitymi oddziaływaniami: ruchem wywoływanym przez rękę pociągającą za powróz, siłami wiążącymi obroty wewnątrz atomu, dalekosiężnymi oddziaływaniami grawitacyjnymi wiążącymi materię w Kosmosie, lotem ptaków, które prawdopodobnie mają zmysł pozwalający orientować się w polu magnetycznym Ziemi, impulsami nerwowymi. Ale jako określenie podporządkowujące sobie cały ten układ sił wprowadza Lem słowo „spokój”, a określając pozycję myślącego podmiotu w tej przestrzeni, mówi: „Jestem jego sercem”.
[…]
[Ciąg dalszy w numerze.]