11/2023

Leszek Bugajski

Józef Hen i podróż do Jokohamy
– na setne urodziny pisarza

Wszechstronność pisarska Józefa Hena zadziwia od lat. Od wielu – pisarz właśnie obchodzi setne urodziny. Przez dekady aktywności zawodowej stworzył imponujący dorobek, na który składają się powieści wojenne i miłosne, historyczne i młodzieżowe, a także biografie postaci historycznych, wreszcie wiele tomów utworów sylwicznych. Poza tym wiele scenariuszy filmowych.

Z tego wielkiego dorobku wyłuskaliśmy powieść nieco dzisiaj zapomnianą, może dlatego, że odmienną od wszystkiego, co Hen napisał. Osobną. Nawet tytuł ma wyjątkowy – Yokohama. Autor napisał ją w pierwszej połowie 1972 roku i przemknęła jako ciekawostka pośród innych utworów Hena, do których słabo pasowała tematem, scenerią, także swoją wieloznacznością. A dzisiaj zyskała nieoczekiwaną aktualność, ba, można ją nawet nazwać utworem profetycznym. Tyle tylko, że mało kto o tym wie i pamięta.

Zresztą ta powieść stara się wprowadzić czytelnika w błąd już na pierwszej stronicy, gdy jej narrator, pisarz imieniem Józef (!), oznajmia, że nic mu się nie udawało i że od tej pory ma zamiar zajmować się tylko swoimi sprawami. Czyli człowiek najwidoczniej rozczarowany swoją dotychczasową karierą i ktoś zgorzkniały, kto stawia na egoizm. Kilkadziesiąt stronic dalej do tej smętnej autocharakterystyki dodaje jeszcze zdanie: „Z ambicji artystycznych pozostała mi tylko jedna, żeby utrzymać jakoś rodzinę”.

Pisarz Józef nerwowo oczekuje na telefony albo sam dzwoni i nie dowiaduje niczego dobrego: w wydawnictwie, gdzie na wydanie czeka jego książka, okazuje się, że dalej będzie czekała, bo taka jest rzeczywistość PRL, w innym wydawnictwie jego opowiadania się nie ukażą, zespół filmowy, który ma skierować jego scenariusz do produkcji, też coś kręci. Bohater powieści nie załamuje się, nie jest mu obca okołoliteracka rzeczywistość lat siedemdziesiątych XX wieku – ma spore doświadczenie, ale jest w depresyjnym nastroju, bo rodzinny budżet mu się ledwo spina. Ówczesny czytelnik miał prawo pomyśleć, że dostał do rąk jeszcze jedną powieść o użalającym się na swój los pisarzu, której akcja rozegra się w SPATiF‑ie i na Trakcie Królewskim, że zapowiada się ironiczna i złośliwa powieść środowiskowa o autorze, któremu nie wpadł do głowy lepszy pomysł niż wylewanie na głowę czytelnika swoich żalów. I tu by się pomylił, co powinna mu uświadomić scenka rozgrywająca się właśnie w SPATiF‑ie, tyle że wbrew obiegowej opinii – kompletnie wyludnionym.

Pisarz spotyka na warszawskiej ulicy dziwaczną postać – Amerykankę z futrzanym ogonkiem i koszem wypełnionym ciuchami. Ni to podstarzała hipiska, ni to uliczna „wariatka”. Okazuje się, że to artystka uprawiająca pantomimę, która jest w podróży do Jokohamy. Absurdalne, ale takie powinno być. Artystka chce występować – w Paryżu jej się nie udało, jedzie więc na wschód, bo tam ma podobno otrzymać jakiś kontrakt. Ale nie ma pieniędzy, zawrócono ją z rosyjskiej granicy, bo nie ma rosyjskiej wizy, w ambasadzie amerykańskiej nie znalazła pomocy, bo właśnie zaczął się weekend.

I tak oto rozpoczyna się kilkudniowa gehenna. Bohater powieści, mimo wstępnej deklaracji zajmowania się tylko swoimi sprawami, udziela Amerykance pomocy, poruszony jej artystycznym „szaleństwem” – stara się przeprowadzić ją przez biurokratyczny labirynt rozciągający się pomiędzy ambasadami ZSRR i Stanów Zjednoczonych, Pałacem Mostowskich, biurem Orbisu, bankiem i czymś tam jeszcze. Z determinacją stara się skruszyć mur urzędowej obojętności oraz sztywnych przepisów, które nie przewidują przypadku amerykańskiej artystki podróżującej do Chabarowska, Nachodki i dalej statkiem do Japonii.

Józef wciąga w akcję pomocową swoją rodzinę i przyjaciół warszawskich, a także moskiewskich, wykorzystuje znajomości i to, że sam też jest znany, przynajmniej niektórym. Rodzina pozbywa się na rzecz Amerykanki nawet osiemdziesięciu dolarów z dna szuflady, w której czekały na wycieczkę do Wenecji. Nagle odnajduje w sobie siłę solidarności, ulegając sile Amerykanki naiwnie i straceńczo dążącej do mglistego celu, mimo że – jak inni – uważa, iż jej podróż źle się skończy. Ale pisarzowi jakoś to imponuje, a na dodatek przypomina sobie solidarność ludzką, jakiej sam doświadczył w czasie wojennego zesłania.

To najciekawszy wątek powieści Hena. Wyraźnie pisał ją, by trochę dla zabawy, trochę z frustracji zderzyć zmęczonego artystę PRL‑owskiego z kolorowym artystycznym „ptakiem” z Zachodu, który przemyka przez Polskę. Jednak dzisiaj czyta się Yokohamę jak zapowiedź niedawnego zrywu pomocowego dla Ukraińców, którego nikt nie oczekiwał i który też był kłopotem dla udzielających pomocy, no, ale jak to mówi bohater powieści Hena, „jakaś solidarność nas, k…, obowiązuje”. Nagle opis tych zabiegów zmęczonego życiem pisarza Józefa z powieści staje się czymś w rodzaju lustra, w którym przegląda się dość powszechne doświadczenie, może nie aż tak uciążliwe, może pozbawione humorystycznych scen, ale jednak podobne.

Czy to powieść o solidarności? Tak, dzisiaj taka jej lektura jest nieunikniona, mimo że w gruncie rzeczy jest to również pamflet na biurokrację, ukryty atak na zamknięcie, w jakim upływało życie obywateli państwa, i wyraz frustracji, że tutejszy pisarz nie był „obywatelem świata”, który mógł po prostu ruszyć w podróż przez pół świata bez skomplikowanych przygotowań i lęku. A jeśli jest ta powieść także wyrazem frustracji, to można ją też odczytać jako grę wyobraźni – narrator mógł sobie taką osobę i taką jej podróż po prostu wymyślić jako coś niemożliwego dla niego, przywiązanego do codzienności i nią udręczonego. Może to była gra wyobraźni, której celem było zniechęcenie samego siebie do marzeń, bo podróż poprzedzona tyloma kłopotami urzędowymi nie jest warta aż takiego wysiłku. Podpowiada to decyzja o pozbyciu się dolarowych „zaskórniaków”, które były znakiem nadziei na przyszłą wycieczkę do Wenecji.

Hen to wszystko pół wieku temu świetnie opowiedział.

Wszystkiego dobrego, panie Józefie.

Józef Hen: Yokohama
Państwowy Instytut Wydawniczy
Warszawa 1979, s.160
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.