„[…] miałeś wielki talent. […] Do tego – nie żyjesz, idealny bohater lokalnej pamięci […]”. Marek Brymora (1954–2017) to pierwszy wiersz cyklu. Jak wynika z cytatu, postać, której jest poświęcony, zasłużyła na upamiętnienie. Jednak zaraz potem pojawia się zastrzeżenie, też ciekawe: „w końcu będą cię cenić. Chyba, że się mylę”. I tak ostatnie linijki wiersza dedykowanego pierwszemu z kaliskich bohaterów Izabeli Fietkiewicz‑Paszek można traktować jako wizytówkę całego tomu, w którym w wielu miejscach migoce pogodna przekora w połączeniu z uśmiechniętą zgodą na niedoskonałość własnych pomysłów interpretacyjnych i ocen.
Idźmy dalej. „Masz to jednak za sobą. Gdzieś w innych przestrzeniach / poznajesz odpowiedzi, kody trzymasz w ręku / i koniec srebrnej nitki z obrazów Chardina” (Arkadiusz Pacholski [1964–2021]). Wszyscy bez wyjątku bohaterowie omawianego tomu wierszy odeszli już z tego świata, a tytułowy „koniec srebrnej nitki” to więcej niż prawdopodobne nawiązanie do mitu o trzech Parkach, które snują nić ludzkiego żywota, a w przeznaczonym przez Fatum momencie ostatnia z nich, Atropos, przecina ją wielkimi nożycami. Szczerze mówiąc, obraz ten zawsze kojarzył mi się ze śmiercią gwałtowną, a w każdym razie przedwczesną. Taką wydaje się odejście mężczyzny 57-letniego, czyli w sile wieku. A przecież każda śmierć jest zbyt prędka i „nie w porę”; zazwyczaj myślimy o niej jako o gwałcie zadawanym naturze czy też gwałcie natury zadawanym człowiekowi. Tak czy inaczej – to kolejny ważny motyw poezji Izabeli Fietkiewicz‑Paszek: odwieczny spór istoty ludzkiej z koniecznością przemijania. Z jednej strony – wybór tematu i bohaterów zakłada potrzebę powrotu do przeszłości i opłakania jej przemiany w nieubłaganą teraźniejszość, z drugiej – jest świadomym i bogatym w znaczenia drążeniem historii i tradycji własnego (i przodków, a w każdym razie ziomków) miejsca na ziemi. W tej wędrówce – znów dwuznaczność. Odczuwamy lęk przed śmiercią, powinniśmy więc współczuć umarłym, którzy już tej grozy doświadczyli, tymczasem w jakiś sposób zazdrościmy im wiedzy nadal dla żyjących niedostępnej, ponieważ ona mogłaby zmniejszyć nasze obawy.
Krótka charakterystyka następnego bohatera – „lekarz, żołnierz, poeta” (Aleksander Braude [1915–1998]) – pozwala dalej snuć refleksję o śmierci. Daty widniejące przy nazwisku uświadamiają jeszcze jedną oczywistość: rozmyślanie zaproponowane przez Izabelę Fietkiewicz‑Paszek dotyczy każdego, również w tym sensie, że poświęcone jest osobom żyjącym w różnych okresach historii. Niektóre z nich autorka znała osobiście, choćby z widzenia („niekiedy w mieście widzę dżentelmena, / który jedzie rowerem w stronę widnokręgu” – to ponownie o Arkadiuszu Pacholskim), o innych czytała albo uczyła się, bo czytała o nich albo się uczyła cała Polska (Maria Konopnicka [1842–1910], Maria Dąbrowska (1889–1965]), jeszcze następnych wydobyła z powszechnego nieistnienia (co wydaje mi się najciekawsze!), posługując się kluczem miejsca, jakim jest miasto Kalisz, o czym za chwil kilka.
W następnym wierszu (Janusz Teodor Dybowski [1909–1977]) poetka sugeruje jeszcze inne przyczyny spotkań z umarłymi kaliszanami, sugeruje zapewne z przymrużeniem oka: „Kaprys światłowodu, / przypadek, przeznaczenie?”, zaraz jednak z powagą dodaje: „[…] żyję / od wczoraj twoim życiem, szukając sposobu, / jak odczytać po latach, jak dobrze zrozumieć / twój świat i twoje dzieło”. Bo „Nawet jeśli lepszych / od ciebie było wielu […], to ja jednak wierzę, / że zaciemnione frazy uda się oświetlić”. Te przyczyny powrotów do przeszłości, czy to w kontekście życia, czy śmierci, wydają mi się bardzo ważne. Jeśli bowiem istnieje jakaś metafizyczna „równość”, inna niż społeczna, inna niż rasowa (i tak dalej), dotyczy ona zarówno losu pośmiertnego, jak i tego przeżywanego na ziemi, ponieważ żadna biografia nie jest ani nieważna, ani przypadkowa i „nie ma symetrii / pomiędzy słowem a sławą”. Piękne podsumowanie. Bardzo poetyckie. A to dopiero czwarty bohater. Dopiero i już, bo – jak poprzedni – należy do tych nieznanych, zapomnianych, niemal nieistniejących.
W tym samym wierszu autorka, znów przekornie, zdradza sposób wyszukiwania postaci, którym poświęca swoją książkę: „[…] się zjawiłeś / na hasło: «Kalisz – pisarz»”. Sposób niewątpliwie więcej niż charakterystyczny dla naszej cyfrowej współczesności. Przyznaję, że skorzystałam z tego tropu. Oczywiście działa! Oczywiście nie wolno na nim poprzestać i – jak wynika z omawianych tekstów – Izabela Fietkiewicz‑Paszek nie poprzestała, co, mam nadzieję, zostało już w zarysach zademonstrowane. Oczywiście nie mogła, bo sama w Kaliszu się urodziła, tam żyje i działa, pisząc wiersze, piosenki, recenzje i felietony, a także inicjując rozmaite przedsięwzięcia kulturalne, np. Ogólnopolski Festiwal Poetycki im. Wandy Karczewskiej (jednej z bohaterek Końca srebrnej nitki). Omawiany tom w swojej pierwszej części (o drugiej – poniżej) zawiera więc dwadzieścia dwa sonety (sic!) poświęcone poetom i pisarzom związanym z Kaliszem.
Przedstawiając wszechstronną twórczość Fietkiewicz‑Paszek, autorka posłowia Anna Tabaka przywołuje łacińską formułę febris calisiensis (kaliska gorączka), której pomysłodawcą był Aleksander Braude – wspomniany już wyżej „lekarz, żołnierz, poeta”, człowiek niewątpliwie sam dotknięty zdiagnozowaną przez siebie „chorobą”. W pamiętnikach zatytułowanych Nigdy dość się nie umiera, wydanych w 1990 roku przez Krajową Agencję Wydawniczą, napisał: „[…] Maria Dąbrowska też była chora. Jeszcze w młodości zaraziła się tym. Pan wie, wtedy wszędzie pływały te robaczki, czy bakterie. Nazywała się ta choroba – kaliska gorączka. One, proszę pana, te robaczki właśnie, weszły jej do krwi. Później z krwią przenikają do serca i tam rosną. Robią się z nich jakieś fragmenty miasta, jakaś plątanina ludzkich losów, życie pół na pół ze śmiercią. Kiedy tak rosną w sercu to bardzo boli. Więc po trochu wszystko z serca wyrywała i wkładała do tych Nocy i dni […]. Nieważne jak się ta choroba nazywa: febris calisiensis, czy inaczej. Kardiolodzy wiedzą, że podobne schorzenia nie należą do rzadkości, prawie każdy ma w sercu jakiś Kalisz” (cytat za stroną internetową Stowarzyszenia Promocji Sztuki Łyżka Mleka, zakładka „Głosy o pisarzach kaliskich”). To właściwie żadna tajemnica. Przyzwyczailiśmy się, że miasta stają się bohaterami książek. Nie wyobrażamy sobie Lalki Bolesława Prusa czy Miasta niepokonanego Kazimierza Brandysa bez Warszawy, Jeżycjady Małgorzaty Musierowicz bez Poznania, Blaszanego bębenka Güntera Grassa bez Gdańska, a Nocy i dni Marii Dąbrowskiej bez… Kalisza, nazwanego tam Kalińcem, ukochanego miasta Barbary Niechcicowej. Zawartego w powieści obrazu zagłady miasta z roku 1914 nie da się zapomnieć. W kilku wariantach przywołuje go także Izabela Fietkiewicz‑Paszek. Na przykład: „Był sierpień. Rok czternasty. Ucieczka przed ogniem. / Dwie walizki i rozpacz – to wasz cały bagaż. / Nikt nawet nie przypuszczał, […] że tak zniszczone/ będzie to wasze miasto. Byłeś tylko dzieckiem, / jednak pewnych obrazów pamięć nie usunie” (Eligiusz Kor-Walczak [1913–2000]).
Mimo że jedyna pieczęć Dąbrowskiej wystarczyłaby do literackiej nobilitacji Kalisza, zakochani w nim „tambylcy” na Nocach i dniach nie poprzestają. Niedawno na ekrany naszych kin wszedł film Opiekun w reżyserii Dariusza Reguckiego (oryginalna historia pewnego kryzysu małżeńskiego z sanktuarium św. Józefa w tle), którego akcja dzieje się w pięknie fotografowanym Kaliszu, główna bohaterka jest zaś skrzypaczką tamtejszej filharmonii (jak się okazuje, wielce zasłużonej). A niezawodne wyszukiwarki internetowe utwierdzają w przekonaniu, że „Kaliniec” jest miejscem, gdzie kulturę uprawia się mądrze i pięknie. Wystarczy zajrzeć na stronę Stowarzyszenia Promocji Sztuki Łyżka Mleka, którego współzałożycielką jest Izabela Fietkiewicz‑Paszek.
Do swego rodzaju „publicystyki kulturalnej” odwołuję się nieprzypadkowo. Bo Koniec srebrnej nitki nie jest tylko książką poetycką, którą można po prostu przeczytać i zrecenzować. Jest częścią oryginalnego pomysłu, który łączy kilka dziedzin sztuki – literaturę, malarstwo, teatr, film… Zawiera dwa kody QR. Pierwszy odsyła do klipu reklamującego tom. Film w reżyserii Michała Kwiatkowskiego to swoisty fotoreportaż ze współczesnego Kalisza, w którym pojawiają się animowane postacie z sonetów Izabeli Fietkiewicz‑Paszek: Arkadiusz Pacholski, Herszel Solnik, Maria Konopnicka i Teodor Tripplin. Drugi – to zapis spektaklu poetyckiego Najtrudniej podobno pisać o samym sobie. Adam Asnyk do Franciszka Kvapila. Składa się on z tekstów Anety Kolańczyk, Izabeli Fietkiewicz‑Paszek i fragmentów listu (urodzonego w Kaliszu!) Adama Asnyka do czeskiego poety, tłumacza wierszy autora Nad głębiami. Kvapil prosił o informacje do noty biograficznej Polaka, jaką zamierzał umieścić na końcu antologii jego poezji. Badacze twórczości Asnyka oceniają ten list jako „bezcenne źródło wiedzy [o nim – AC], a jeśli chodzi o dzieciństwo […] – jedyne”, jak napisano w nocie otwierającej aneks do Końca srebrnej nitki. W 1897 roku epistołę wydrukował „Przegląd Literacki”, przedstawienie zaś zaprezentowano w listopadzie 2018 roku w ramach
I właśnie zbiór tych głosów-sonetów zawierających wypowiedzi ważnych dla Adama Asnyka osób to wspomniany wyżej Aneks – w istocie druga część tomu kaliskiej poetki. Postać autora Miejmy nadzieję niejako łączy w sobie cechy charakterystyczne dla bohaterów pierwszej części Końca srebrnej nitki, jest to bowiem twórca powszechnie znany, prezentowany w podręcznikach szkolnych i akademickich oraz licznych przedsięwzięciach poetycko-muzycznych, a równocześnie odkryty na nowo dzięki kreacji intymnych wyznań ludzi, którzy byli mu bliscy. Oto rodzice Adama zwierzają się z dramatycznych przeżyć spowodowanych niemożnością wywarcia istotnego wpływu na utalentowanego syna, który szybko poszedł swoją drogą i nie chciał słuchać ostrzeżeń w rodzaju: „największy przeciwnik ukrywa się w nas samych”, a „zesłanie nie ma końca, bywa odroczone” (Kazimierz Asnyk do syna). Oto jedyne dziecko, Włodzimierz, zmaga się z rozdarciem pomiędzy żalem do ojca a odpowiedzialnością za własne wybory życiowe (Włodzimierz Asnyk do ojca). Oto uczeń tłumaczy się przed mistrzem ze złośliwości, jakie formułował pod jego adresem, i składa mu hołd (Kazimierz Przerwa-Tetmajer do Adama Asnyka). Oto przyjaciółka posądzona o uwiedzenie Włodzimierza broni się przed oczernieniem i obiecuje wybaczenie (Lucyna Kotarbińska do Adama Asnyka). Oto Helena Modrzejewska (to mój ulubiony sonet!) po mistrzowsku balansuje pomiędzy podziwem a pokusą rywalizacji o artystyczne laury, formułując wstrząsające słowa: „Warto umrzeć na niby dla chwili jedynej, / w której czyta się słowa rozpaczy poety. / To prawie jak na własnym pogrzebie być widzem, / a potem się odrodzić […]”. Tak, Izabela Fietkiewicz‑Paszek kreuje tu niezwykle oryginalny pomysł poetycki, który zdecydowanie zniechęca do encyklopedycznych poszukiwań. Na szczęście recenzja nie jest tekstem naukowym i można uniknąć pokusy poszukiwania faktograficznych odpowiedników sygnałów zawartych w wierszach. Przywoływana już Anna Tabaka napisała, że Izabela Fietkiewicz‑Paszek „czyta wnikliwie, wybiera to, co najistotniejsze dla postaci, po czym własne wersy inkrustuje cytatami (wspaniała jest lekkość, z jaką to robi!) lub niepostrzeżenie parafrazuje tytuły i zdania […]”.
Najważniejsza jest poezja – chciałoby się podsumować te spostrzeżenia. Najważniejsza, bo pozwala wyrazić to, co niewyrażalne, a zarazem ukryć to, co powinno pozostać tajemnicą. „Zrozumiałam – pisze autorka posłowia do Końca srebrnej nitki – że Kalisz jest w tych wierszach zarówno miejscem na mapie, jak i metaforą”. A bohaterowie sonetów Izabeli Fietkiewicz‑Paszek – dopowiadam – to nie tylko hasła z encyklopedii, lecz także symbole najbardziej przejmujących ludzkich losów i zmagań. Wszak metafora i symbol to narzędzia, bez których poezja nie istnieje.
Na koniec, by postawić kropkę nad i – niezwykłe wiersze autorki Końca srebrnej nitki oprawione zostały równie niezwykłymi obrazami Jarosława Wójcika, którym właściwie należałoby poświęcić osobny tekst.