Jako dziecko
Mieszkał niedaleko dworca
Lubił podróże koleją
Szczególnie te na wieś
Do rodzinnego domu matki
Nie mógł się nadziwić
Że w pewnej miejscowości
Pociąg przystawał dłużej
A parowóz – który z sykiem
Zrywał pneumatyczne więzy –
Doczepiano szybko
Po przeciwnej stronie
Tak to początek pociągu
Stawał się końcem
A koniec początkiem
Mimo żartów dorosłych
– Żartów zupełnie nie na miejscu –
Nie było powrotu…
Nie znał jeszcze
Pojęcia parenklizy
Ale widział wyraźnie
Że dalszy tor jazdy
Wciąż się odchyla
I coraz bardziej zakrzywia
Gorący zaokienny pęd
Wyszarpywał zasłony na zewnątrz
Pojedyncze atomy żywicznych woni
Wpadały z wiatrem – łączyły się
I oblepiały nozdrza niespokojnej wyobraźni
U kresu podróży
Za miękką teatralną kurtyną
Sosnowego lasu
– Stacja –
Przygarniająca cisza
Odwrócona plecami
Do wszystkich spraw
Odjeżdżającego właśnie świata