Agnieszka i Robert Papiescy
[…]
[Jerzy Lisowski do Jarosława Iwaszkiewicza]
Paryż, 3
Kochany mój, dobry Jarosławie!
Szaloną radość sprawiłeś mi obydwoma swoimi listami, które razem dziś dostałem. Pokrzepiłeś mnie trochę na duchu, czego potrzebowałem bardzo, bo jestem ostatnio dość rozbity. Kłopoty z Hanką – dość poważne. O ile i Kazia, i ty możecie spać spokojnie, bo wrócę nie dalej niż we wrześniu, to nie wiem jednak, czy nie wrócę sam. Mam jeszcze nadzieję, że powstrzymam ją od tego głupstwa, nie raz już tak bywało, że postanawiała ode mnie odejść i nie odchodziła, i później Bogu dziękowała. Myślę więc, że i tym razem tak będzie, ale na razie humoru nie mam najlepszego. Nie proszę Cię, żebyś o tym nie rozpowiadał, bo to tak jak ci ogon (?) pieprzem posypać, zaraz byś poleciał plotkować, ale może póki co, zachowaj to przy sobie. Pogoda taka sama jak stan ducha, tzn. pod psem. Na dodatek jutro zdaję prawo jazdy i to podenerwowanie na pewno mi nie posłuży. Mylisz się, prowadzenie idzie mi bardzo dobrze i sądzę, że w Warszawie zaufasz mi własną osobę bez strachu. Przeproś panią Hanię, że tak bez jednego słowa jej tę wodę posłałem, ale j’ai été pris de court1 i nie miałem już czasu ani po prawdzie ochoty na „prawdziwy” list. Wszystko to nie znaczy, że nie mogłem skrobnąć paru słów. Andrzej Kijowski opowiadał mi dziś imieniny pani Hani na Stawisku i tak mi się nagle „zatęskniło” strasznie, że nie wiem. Nawet do Gucia Iwańskiego2 i Andrzeja Pilawitza. Cóż to w gruncie rzeczy za antypatyczny bęcwał ten Andrzej [Kijowski]. Przeżarty jest Kazią do samego szpiku kości, może i kiedyś to był dobry, miły chłopak (chociaż nie bardzo wierzę), ale to babsko zrobiło z niego perszerona (lotnego, ale perszerona, i oczywiście wałacha). Może tutaj wyzbędzie się trochę tej swojej krakauerskości, ale wątpię. W każdym razie byłem dla niego nec plus ultra3 uprzejmy, czekałem na dworcu lotniczym, zawiozłem do prywatnego mieszkania, póki się nie urządzi, zaprosiłem na obiad etc., tzn. zrobiłem o wiele więcej, niżbym pewno zrobił, gdybym go lubił. Ale łatwo mi z nim było być może właśnie dlatego, że nic mnie nie obchodzi.
Obydwa Twoje listy przeczytałem tylko raz, dziś rano, i nie chcę ich teraz więcej czytać. Wydały mi się jakieś bardzo pogodne i boję się, że za drugą lekturą odnalazłbym ten smutek anielski, którym tak wszystko u ciebie przepojone, a tego produktu na razie sam wytwarzam wystarczające ilości. Do tego wszystkiego dochodzi w tym naszym idiotycznym kraju to jeszcze, że poza niewesołą historią dwojga rozchodzących się ludzi dorabia się do tego, rzecz naturalna, jeszcze aspekt polityczny. Nie będzie się przecież mówiło, że została tu z kim innym, tylko że „wybrała wolność”. A Bóg jeden wie, bo już de Gaulle nie, że z tej wolności tutaj zostały już, nawiasem mówiąc, tylko „wybiórki”. Mam zresztą nadzieję, że do tego nie dojdzie. Widzisz, mój drogi, każdy ma swoją Hanię, ty narzekasz, ale przynajmniej pod tym względem masz spokój. To się płaci! Napisz do mnie koniecznie, bo tu ani ust do nikogo otworzyć (zresztą, jak wiesz, ja nie lubię otwierać).
Ściskam Cię i całuję gorąco. Dziękuję!
Jurek
J.
[Jarosław Iwaszkiewicz do Jerzego Lisowskiego]
Stawisko, dnia 8 sierpnia 60
Kochany Jurku –
Otrzymałem dzisiaj twój list, który mnie bardzo zmartwił. Oczywiście nikomu nic o twoich sprawach nie mówię i dzisiaj nic nie mówiłem, kiedy się mnie rozpytywali – ale sytuacja jest trudna, gdyż Hanka bardzo nierozsądnie do wszystkich ponapisywała kartki i listy, informując ich o zdarzeniach w sposób równie szczery, co niejednakowy, tak że ploty są szalone. Marysia nawet pojechała w tej sprawie do Lejkowa do Olimpii5 – możesz sobie wyobrazić! No, ale ja jestem zdania, że wszystko rozejdzie się po kościach. Na razie bardzo mi jest przykro, że przechodzisz takie rzeczy – oczywiście mogę Ci mówić o mojej przyjaźni i tak dalej, ale z praktyki wiem, jak to mało znaczy w takich razach. Bardzo to wszystko smutne – ale trzeba być pogodnym i za siebie, i za pogodę, która jest przerażająca. Smutne melancholijne wieczory – zupełnie jak przy końcu października; przy moim wrodzonym smuteczku, który znasz tak dobrze, możesz sobie wyobrazić, jak działam. Na bardzo zwolnionych obrotach. Hania jest w Zakopanem, Marysia w Lejkowie, Teresa na Wiśle, jedzie do Torunia z ukochanym – ja jestem sam w domu z moją siostrą Heleną i z małym Jasiem6. Nie jest to urocze spędzanie czasu, ale trudno, czas spędza każdy jak może. Jeszcze w dodatku przyszła na mnie posucha przerażająca i nic nie piszę, ku wielkiej uciesze Aronka. Wczoraj Aronek miał być na Stawisku, ale Zabłudowska7 umarła, więc u nich w kahale wielkie poruszenie. Ale oczywiście szkoda kobiety, bo była porządna i nie bardzo głupia. Za to był Najder z żoną8 (swoim samochodem) i Anka [Baranowska]. Posłałem także po Telakowską9, która mieszka na Wschodniej u Hertzowej10 i kuruje się po dwukrotnym zawale serca. (A ja zawsze mówiłem, że to nie kobieta!). Bardzo mi jej żal, bo kiepsko wygląda – ale jej koncepcja wzornictwa przemysłowego zwyciężyła na całej linii.
Podzielam całkowicie twoje zdanie o naszym przyjacielu, który ostatnio przybył do Paryża. Próbowałem od razu powiedzieć coś takiego w redakcji, ale Aronek zrobił mi tak straszną awanturę, nawet nie wysłuchawszy do końca. A ja po prostu powiedziałem, że pewna zmiana menu czy też płodozmian tylko dobrze zrobi naszej redakcji – i nadal jestem tego zdania. Pracowity on, bo pracowity – ale pewne piętno na pismo kładzie, a ja bardzo często jestem innego zdania niż on, zwłaszcza w tych bzdurach, jakie pisze do „Przeglądu Kulturalnego”11.
Z powrotu Najdera ucieszyłem się bardzo i z tego wszystkiego, co on zrobił przez to półtora roku. To bardzo solidny gość – takiego nam potrzeba, choć niedobrze by było, żeby wszyscy byli tacy. Ostatnie numery nasze nie bardzo są dobre. A teraz myszki zjadły doszczętnie pewną roślinę pastewną12. Co prawda mamy i u siebie taką roślinę, ale tej niepodobna używać do karmienia ludzi13.
Pornografia świetna, podobała się też bardzo Aronkowi, który słusznie uważa, że lepsza od Atlantyku14. Czy ją tłumaczy Georges Désir15? Jak widać na obrazku, Gallimard nie wziął Chopina mego w lipcu, myślę, że i nigdy nie weźmie. Jakoś bardzo zasadniczo przechodzi moda na mnie. Może to i lepiej. To, co Preger16 napisała w „Nowej Kult[urze]”, moralnie obojętne, ale lepsze to niż to, co o Kuryluku. Nie czepiała się moich pośladków 17, bo i nie ma czego. To samo napisała Danilewiczowa w „Wiadomościach”, tylko na odwrót 18. Okropny jest los pisarza. Hania tylko co dzwoniła z Zakopanego: tylko czy Anusia 19 może iść na Giewont! Mam biednej Anusi (bogu ducha winnej – a czartu ciało) naprawdę zupełnie dosyć. Tymczasem całuję cię serdecznie, myślę o tobie bardzo dużo i bardzo mi Cię brak prywatnie i redakcyjnie
Twój Jarosław
[Jarosław Iwaszkiewicz do Jerzego Lisowskiego]
Stawisko, 10.8.60
Wiesz, naprawdę, Jurek – za dużo przebywasz w towarzystwie bab i nie możesz poskromić języka. Taki długi! Idź do balwierza – jak mówi Hamlet (tylko w moim tłumaczeniu) – niech Ci przytną, co masz za długie! Żebyś Ty powtórzył Andrzejowi K[ijowskiemu] to, co mi Kazia mówiła! Cóż za papla jesteś. A niech no ja powtórzę, coś Ty pisał o Andrzeju! Ta herod baba latała dziś po redakcji z ozorem, dobrze, że redakcja ciasna i rozbiegu nie było – bo bym ją pobił. Jeszcze bachora karmiła przy biurku Anki – na śniadanie dostał orange pressé i dwa kawałki tortu orzechowego wmusiła w niego. Namów Andrzeja, żeby babę puścił w trombe – bo inaczej zamkniemy pismo. Już babsko do adwokata latało w sprawie pensji Andrzeja i jeszcze na Polskę Ludową wymyśla, a Gomułka ma anielską cierpliwość, że taki grat jeszcze za kratą nie siedzi. Powtórz teraz to wszystko Andrzejowi – proszę –
***
Czy możesz spowodować powinszowania jakiegokolwiek pisma francuskiego z powodu 15-lecia „Twórczości”? Obchodzimy to w ogóle w sierpniu, więc data nic nie znaczy. Skądinąd nam przyślą.
Tymczasem do widzenia
Jarosław
[…]
[pełny tekst do przeczytania w wydaniu papierowym]