[…]
Mr and Mrs / Arthur Międzyrzecki / Dept. of English Drake University / Des Moines / Iowa 50311 / U.S.A.
Warszawa, 30 sierpnia 1971
Niedawno przeżyliśmy straszną śmierć Pawełka Beylina1. Pogrzeb, który odbył się bez przemówień, w ciszy zrobił makabryczne wrażenie. Biednie wyglądały obie siostry Beylinki2, takie bezradne, zdziwione, jakby nie rozumiały, co się stało. One stare, a on miał przecież tylko 45 lat! Bardzo Pawełka kochałem3.
Z naszych wspólnych znajomych u Kazia i Andrzeja – chyba macie od nich bezpośrednio wiadomości, wszystko w ramach możliwości, jak najlepiej. Kazio chyba znowu szykuje się do Paryża a Andrzej do Iowy6. Co do mnie to się nigdzie nie szykuję, bo już wszędzie byłem. („Ja już napisałem” – pewno pamiętasz to, Arturku kochany).
Bardzo tu jest bez Was pusto. Nie jest to zdanie wtrącone, ale główne w tym liście.
Czuję się nieźle, choć mogłoby być lepiej, ale widocznie nie może już, toteż z utęsknieniem czekam, żeby móc Was uścisnąć i sobie powiedzieć to i owo.
Całuję
Julian
1417 27th Street, Apt. 2 / Des Moines, Iowa 50311
Des Moines, 6 października [1971]7
Co ja Ci tu już pisałam, a czego nie pisałam o nas, w poprzednim liście. Jesteśmy na pierwszy semestr w Des Moines (stolica stanu, jak pamiętasz) na Drake University. Już od miesiąca pracujemy, Artur wykłada europejską poezję współczesną, ja też mam jakieś drobne zajęcia, jest więc okazja, żeby przyjrzeć się z bliska życiu amerykańskiego uniwersytetu, od strony faculty8 i studentów. Środowisko jest sympatyczne, mamy dużo spokoju i trochę czasu na nasz prywatny użytek. Staramy się coś pisać i jeśli o mnie idzie – byłabym szczęśliwa, gdyby udało mi się coś zrobić przez ten czas i nie wracać z pustymi rękami. Bardzo nasłuchujemy wieści z domu. Właściwie jest to rodzaj wygnania, co tu mówić, i pustka wokół bywa nieznośna. Oczywiście, najbardziej brak przyjaciół, a nie strzech słomianych. Pisują zresztą i są mili. Bardzo dla nas ważne są te listy i godzina poczty jest dla nas zawsze najważniejsza w ciągu dnia.
Jak pewno wiesz, mieszkają u nas Zbyszkowie Herbertowie, cieszę się, że mieszkanie komuś służy. Dostaliśmy od nich list, z którego wynika, że powoli się aklimatyzują, i że szukają domku pod Warszawą9. „Domki” – oto jest nawyk z tego kontynentu. Ale my nie mamy domku, tylko normalne mieszkanie, na pierwszym piętrze, choć, oczywiście, też w małym dwurodzinnym… domku. Na dole mieszka rozwiedziona młoda i piękna Murzynka z dwojgiem dzieci, i jej prywatne perypetie, spory i kłótnie z młodym, smukłym Murzynem, który ją odwiedza – odbywane zawsze pod gołym niebem – są dla nas przedmiotem podziwu, bo wszystkie gesty w tej zmysłowej wymianie zdań (są właśnie w okresie sporów) zorganizowane są na kształt baletu. Wielki to odpoczynek, po konwencjonalności „białych”10.
Następny nasz semestr znów w Iowa City. Tak więc do lata jeszcze tu będziemy, i to stale w kręgu kukurydzy i wysokich śniegów.
Daniela chodzi do szkoły i w tym roku odbędzie tutejsze graduation szkolne, czyli maturę, oczywiście – jeśli dobrze pójdzie.
Trochę mniej desperuje niż w poprzednich miesiącach, pewno dlatego, że ma trochę szkolnych sukcesów, ponieważ jej europejska, acz niedorosła, dusza, zadziwia tutejszych profesorów swoją odmiennością. Znalazła tu bratnią osobę w nauczycielce antropologii, Niemce ożenionej z Polakiem, małżeństwo z obozu koncentracyjnego, dwóch ofiar – i obie dogadują się na temat amerykańskich słabości. (Czy to ładnie w ich sytuacji?).
Wiadomość o śmierci Pawła Beylina była okropna. Ciotki, jego żona i dziecko11, przyjaciele – wszystko to od razu stanęło mi przed oczami. Wciąż wydaje mi się to nie do wiary.
Jedna z pociech tutejszych – to jesień obecna. Jedyna chyba pora roku do życia tutaj, kiedy powietrze nie tylko nie przeszkadza żyć, ale napełnia jakimś błogim spokojem. Podobno bywają tu długie takie pogodne jesienie. A Ty, czy spacerujesz w Alejach? Ściskam Cię bardzo serdecznie, pilnuj siebie i swojego zdrowia. Czy piszesz coś? Do widzenia, drogi mój,
Julia
Ostatniej niedzieli byliśmy na kolacji w Iowa City, gdzie wspominają Cię – jak wiesz – serdecznie. Naprawdę, więc trochę tu z nami byłeś duchem. Poza tem: dawno już nie widziałem (tzn. od N. Jorku) „Twórczości”, ale ostatnie numery są już w drodze, wysłała nam je Joasia15. W Iowa City, gdzie spędzimy drugi semestr (ale na uniwersytecie, gdzie będę miał wykłady), jest zresztą trochę pism polskich w bibliotece, więc kłopot z głowy.
Wracać mamy po roku akademickim, więc latem dopiero. Podlewaj tymczasem peonie (piwonie, jeśli wolisz) w Botanicznym Ogrodzie, albo inne kwiaty, stosowniejsze jesienią, astry na przykład – zresztą, jak chcesz.
Jak Twoje zdrowie – i jak procesy twórcze? Pamiętasz swoje „ja już napisałem” w Oborach, przed laty? Wspominam tamto lato, ciągle, jak niezwykłą Arkadię, to lato w okresie Twojej rekonwalescencji, jeśli dobrze pamiętam. Tak, dobrze pamiętam: byłeś na diecie i Adolf16 Ci jej zazdrościł.
No, milcz serce. Ściskam Cię mocno,
Artur
[…]
[Całą korespondencję można przeczytać w numerze.]