04/2021

Julia Hartwig i Artur Międzyrzecki, Julian Stryjkowski

Korespondencja (1970–1993)

[…]

3. [Julian Stryjkowski do Julii Hartwig i Artura Międzyrzeckiego]

Mr and Mrs / Arthur Międzyrzecki / Dept. of English Drake University / Des Moines / Iowa 50311 / U.S.A.

Warszawa, 30 sierpnia 1971


Moi kochani,
dziękuję za miłe słówko. Dowiadywałem się o Was u wspólnych znajomych i mniej więcej wiem, co się u Was działo. Na szczęście minęły tam okropne upały, ale u nas nie było lepiej. Takiego lata ja (jako najstarszy człowiek) nie pamiętam.

Niedawno przeżyliśmy straszną śmierć Pawełka Beylina1. Pogrzeb, który odbył się bez przemówień, w ciszy zrobił makabryczne wrażenie. Biednie wyglądały obie siostry Beylinki2, takie bezradne, zdziwione, jakby nie rozumiały, co się stało. One stare, a on miał przecież tylko 45 lat! Bardzo Pawełka kochałem3.

*
A więc nie jesteście więcej w Iowie. Nie znam Des Moines. Myślę, że jest brzydsze niż Iowa4. Jak spędziliście wakacje? Dla Ciebie, Julio, chyba Nowy Jork musiał być ogromnym przeżyciem. Wbrew pozorom jest to jedyne miasto, w Ameryce, w którym można chodzić pieszo. Godzinami chodziłem po Manhattanie. Jak się czuje w tym kraju Daniela? Pewno się uczy w szkole i pewno już mówi po angielsku jak urodzona Amerykanka („native English language”5), dla niej pobyt w Ameryce najbardziej się przyda, choć przypuszczam, że musi się tam czuć obco i wcale nie najlepiej.

Z naszych wspólnych znajomych u Kazia i Andrzeja – chyba macie od nich bezpośrednio wiadomości, wszystko w ramach możliwości, jak najlepiej. Kazio chyba znowu szykuje się do Paryża a Andrzej do Iowy6. Co do mnie to się nigdzie nie szykuję, bo już wszędzie byłem. („Ja już napisałem” – pewno pamiętasz to, Arturku kochany).

Bardzo tu jest bez Was pusto. Nie jest to zdanie wtrącone, ale główne w tym liście.

Czuję się nieźle, choć mogłoby być lepiej, ale widocznie nie może już, toteż z utęsknieniem czekam, żeby móc Was uścisnąć i sobie powiedzieć to i owo.

Całuję

Julian


4. [Julia Hartwig i Artur Międzyrzecki do Juliana Stryjkowskiego]

1417 27th Street, Apt. 2 / Des Moines, Iowa 50311

Des Moines, 6 października [1971]7


Kochany Juleczku! Czy to nie miło, naprawdę, żeś do nas napisał? Czyli jak to mówią: Isn’t it really nice… i te de i te pe. Muszę Ci powiedzieć, że te ich grzeczne zwroty wychodzą mi już bokiem, co dowodzi wielkiej mojej niewdzięczności i krótkiej pamięci, bo ta grzeczność, w codziennych sprawach, jest błogosławieństwem i oszczędza nerwów na kilka następnych lat potrącania w warszawskich tramwajach.

Co ja Ci tu już pisałam, a czego nie pisałam o nas, w poprzednim liście. Jesteśmy na pierwszy semestr w Des Moines (stolica stanu, jak pamiętasz) na Drake University. Już od miesiąca pracujemy, Artur wykłada europejską poezję współczesną, ja też mam jakieś drobne zajęcia, jest więc okazja, żeby przyjrzeć się z bliska życiu amerykańskiego uniwersytetu, od strony faculty8 i studentów. Środowisko jest sympatyczne, mamy dużo spokoju i trochę czasu na nasz prywatny użytek. Staramy się coś pisać i jeśli o mnie idzie – byłabym szczęśliwa, gdyby udało mi się coś zrobić przez ten czas i nie wracać z pustymi rękami. Bardzo nasłuchujemy wieści z domu. Właściwie jest to rodzaj wygnania, co tu mówić, i pustka wokół bywa nieznośna. Oczywiście, najbardziej brak przyjaciół, a nie strzech słomianych. Pisują zresztą i są mili. Bardzo dla nas ważne są te listy i godzina poczty jest dla nas zawsze najważniejsza w ciągu dnia.

Jak pewno wiesz, mieszkają u nas Zbyszkowie Herbertowie, cieszę się, że mieszkanie komuś służy. Dostaliśmy od nich list, z którego wynika, że powoli się aklimatyzują, i że szukają domku pod Warszawą9. „Domki” – oto jest nawyk z tego kontynentu. Ale my nie mamy domku, tylko normalne mieszkanie, na pierwszym piętrze, choć, oczywiście, też w małym dwurodzinnym… domku. Na dole mieszka rozwiedziona młoda i piękna Murzynka z dwojgiem dzieci, i jej prywatne perypetie, spory i kłótnie z młodym, smukłym Murzynem, który ją odwiedza – odbywane zawsze pod gołym niebem – są dla nas przedmiotem podziwu, bo wszystkie gesty w tej zmysłowej wymianie zdań (są właśnie w okresie sporów) zorganizowane są na kształt baletu. Wielki to odpoczynek, po konwencjonalności „białych”10.

Następny nasz semestr znów w Iowa City. Tak więc do lata jeszcze tu będziemy, i to stale w kręgu kukurydzy i wysokich śniegów.

Daniela chodzi do szkoły i w tym roku odbędzie tutejsze graduation szkolne, czyli maturę, oczywiście – jeśli dobrze pójdzie.

Trochę mniej desperuje niż w poprzednich miesiącach, pewno dlatego, że ma trochę szkolnych sukcesów, ponieważ jej europejska, acz niedorosła, dusza, zadziwia tutejszych profesorów swoją odmiennością. Znalazła tu bratnią osobę w nauczycielce antropologii, Niemce ożenionej z Polakiem, małżeństwo z obozu koncentracyjnego, dwóch ofiar – i obie dogadują się na temat amerykańskich słabości. (Czy to ładnie w ich sytuacji?).

Wiadomość o śmierci Pawła Beylina była okropna. Ciotki, jego żona i dziecko11, przyjaciele – wszystko to od razu stanęło mi przed oczami. Wciąż wydaje mi się to nie do wiary.

Jedna z pociech tutejszych – to jesień obecna. Jedyna chyba pora roku do życia tutaj, kiedy powietrze nie tylko nie przeszkadza żyć, ale napełnia jakimś błogim spokojem. Podobno bywają tu długie takie pogodne jesienie. A Ty, czy spacerujesz w Alejach? Ściskam Cię bardzo serdecznie, pilnuj siebie i swojego zdrowia. Czy piszesz coś? Do widzenia, drogi mój,

Julia


Kochany Juleczku, i ja Cię ściskam z daleka. Nawet Ci ułożyłem wierszyk: „Caro Dottore12 – Juliano – uściski ślę conamore – Ano-ano”, ale „ano-ano” to byłby plagiat z Henia Berezy13, a my jesteśmy oryginalni – no nie? – i może nawet, kto wie, za bardzo. Z listu Julii wiesz już, co u nas. Jesień piękna, zajęć dużo – i na szczęście lepiej nam się pracuje niż w Iowa City. O Nowym Jorku latem (wodka letom?14) też wiesz z grubsza: ciekawie tam było i właściwie bardzo niezwykle. Smutki: znasz, byłeś, możesz sobie wyobrazić. Daleko stąd do ludzi, z którymi spędzamy życie, tak albo siak, ale jednak – spędzamy. I gorzki jest czasem ten komfort naokoło.

Ostatniej niedzieli byliśmy na kolacji w Iowa City, gdzie wspominają Cię – jak wiesz – serdecznie. Naprawdę, więc trochę tu z nami byłeś duchem. Poza tem: dawno już nie widziałem (tzn. od N. Jorku) „Twórczości”, ale ostatnie numery są już w drodze, wysłała nam je Joasia15. W Iowa City, gdzie spędzimy drugi semestr (ale na uniwersytecie, gdzie będę miał wykłady), jest zresztą trochę pism polskich w bibliotece, więc kłopot z głowy.

Wracać mamy po roku akademickim, więc latem dopiero. Podlewaj tymczasem peonie (piwonie, jeśli wolisz) w Botanicznym Ogrodzie, albo inne kwiaty, stosowniejsze jesienią, astry na przykład – zresztą, jak chcesz.

Jak Twoje zdrowie – i jak procesy twórcze? Pamiętasz swoje „ja już napisałem” w Oborach, przed laty? Wspominam tamto lato, ciągle, jak niezwykłą Arkadię, to lato w okresie Twojej rekonwalescencji, jeśli dobrze pamiętam. Tak, dobrze pamiętam: byłeś na diecie i Adolf16 Ci jej zazdrościł.

No, milcz serce. Ściskam Cię mocno,

Artur


P.S.
Ja Cię widzę, ja Cię widzę…


[…]

[Całą korespondencję można przeczytać w numerze.]

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.