Listy Krystyny Pytel-Irzykowskiej znajdują się w archiwum pisarza w Muzeum im. Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów w Stawisku. Były na tyle ciekawe i ważne pod względem poznawczym, że kilka lat wcześniej zostały przepisane przez Roberta Papieskiego. Natomiast o listach Jarosława Iwaszkiewicza Krystyna Pytel-Irzykowska powiedziała w dniu uroczystości pogrzebowej Marii Iwaszkiewicz-Wojdowskiej, córki pisarza, w marcu 2019 roku. Spotkanie to było impulsem do skompletowania i przygotowania do druku tej korespondencji, pokazującej z jednej strony „starego poetę”, z drugiej – wrażliwe i głębokie odczytanie jego twórczości.
Beata Izdebska-Zybała
Stawisko, 30 czerwca 1976
Droga Pani!
Błagam o trochę wiadomości z Byszew. Jak tam jest? Co tam jest? Czy budynki stoją? A po drodze? Jak w Jeżowie, Rogowie, zwłaszcza w Brzezinach, które zawsze takie śliczne.
Dziękuję za Tow. Ochrony Spokoju Iwaszkiewicza. Przydałoby się może w Warszawie – ale w Rawie?
Serdecznie pozdrawiam
Jarosław Iwaszkiewicz
Rawa Mazowiecka, 20 lipca 1976
Wielce Szanowny Drogi Panie,
byłam wczoraj w Byszewach! Jechaliśmy przez Jeżów, Brzeziny, Lipiny i z Natolina dopiero skręciliśmy w stronę Byszew drogą prawdziwie wiejską, wyboistą. Z powrotem przez Skoszewy, Buczek wjechaliśmy do Brzezin uliczką między cmentarzem a – nieopodal – kościołem. Najbardziej uderza tu rozległy falisty krajobraz, wszak to Wyżyna Łódzka, piękny i tęskny w środku lata, w popołudniowym słońcu z żółtawymi połaciami zbóż i kępami zieleni. I uderza jeszcze jedno: czas zatrzymał się tutaj, widać to w krajobrazie, we wsiach, w ludziach. Jakoś nie dotarła tu agresja cywilizacji, a tak blisko Łódź. Przez Byszewy, Skoszewy aż do Brzezin – smołówka, prawie nie ma samochodów, ludzi bardzo mało, a turystów – na dubelt!
Na miejscu dawnego majątku Plichtów znajduje się PGR. Dworek ongiś szlachecki, co tu dużo mówić, przedstawia opłakany widok. Nikt w nim nie mieszka, okna bez szyb, z dachu nad kolumnami wyrasta brzózka. Po lewej stronie resztki gruzów po rozebranej przybudówce czy altanie (tak zarządził podobno konserwator). Przed domem na wpół wyschnięty staw z kaczkami, za domem staw, mostek, pagórek z parkiem i starym, pustym w środku olbrzymim dębem, pamięta Pan to wszystko, dalej las, rzeczka o niespotykanej przejrzystości (Moszczenica się zwie), łąki i stawy. Proszę Pana, jak tu cicho, ładnie, pachnąco, ptaki uraczyły nas śpiewem, żaby – kumkaniem. Całość obejścia dworku niestety zaniedbana, szczególnie z tyłu.
Czy Pan sobie wyobraża, że byszewianie z PGR przyjęli nas złowrogo, nie spuszczali z oka, podchodzili coraz bliżej, coraz gęściej, aż oburzyli się głośno: „Jak tak można, różne szpiegi się kręcą z Niemiec, zdjęcia robią nie wiadomo po co itd. Żadne tłumaczenia nie pomogły, aż padło magiczne słowo: Iwaszkiewicz. Proszę Pana, ludzi odmieniło w okamgnieniu; Stronę Byszew1 znają w najdrobniejszych szczegółach, wszystkie realia na pamięć, mówią o Panu jak o kimś dobrze znanym i bliskim. Jeden z pracowników zaprowadził mnie po chwiejnych schodach na górkę, okna Pana pokoju wychodziły na wschód (?) i z tych okienek spoglądał Pan na aleję Skoszewską, skąd nadchodziły panny. A pan magister, młody wysoki blondyn w dżinsach, jak zna Książkę moich wspomnień, jej „ducha” także, rozmawialiśmy o polskości tej ziemi, o tym też, że niewielu pisarzy o niej i dawnej Łodzi wspomina. Magister zaprowadził nas nad stawy, wskazywał, co fotografować, żałuję ogromnie, że nie zrobiliśmy zdjęcia Pana przyjaciół z Byszew. Podchodziły dzieci, z dawną grzecznością mówiły nam „dzień dobry”.
Losy dworku przedstawiają się tak: przed pięcioma laty wyprowadzili się jego mieszkańcy, konserwator łódzki (jest to nadal teren województwa łódzkiego) uznał go za zabytek i jako taki ma być odrestaurowany i w przyszłości będzie tu kawiarnia i ośrodek kulturalny dla wsi. Stan zawieszenia trwa. Nie ma jeszcze kosztorysu, funduszy, wykonawcy, a ludzie zatroskani, zawstydzeni, jakby ze smutkiem popatrują na swój dworek.
Mówią, że Plichcianki przyjeżdżają tu często z Łodzi i Gdańska na grób ojca i stare kąty odwiedzić. Mówią też o niezaradności Plichtowej, o rządcy Michalaku, który się za jej rządów wzbogacił, a który pracuje jeszcze w PGR. Z dawnego młyna, mówią, niewiele zostało (zostało tak wiele przecież), mówią, że dworek modrzewiowy w Skoszewach2 prezentuje się dobrze i jest w prywatnych rękach. Robiło się późno, nie byliśmy w Skoszewach na cmentarzu, pojadę tam jeszcze kiedyś.
Proszę Pana, byszewianie prosili, żebym napisała, że zapraszają Pana do siebie, księgowa powiedziała, że przywiozą Pana jak dawniej z Rogowa do Byszew, zapytałam, czy bryczką, zapewnili, chórem, że bryczka się znajdzie. Zaproponowałam, żeby sami Pana zaprosili, uprzedzam, że może będą prosić Pana o poparcie przy ratowaniu dworku. Nie wiem zresztą, czy napiszą, może nie będą śmieli, ale są dumni, że Pan to miejsce opisał, ukochał, cytowali prawie fragmenty książki i zakończenie rozdziału o niedoszłym kupnie Byszew ze wszystkimi psychologicznymi aspektami Pana odmowy.
Przykre wrażenie zaniedbania, opustoszenia dworku zatarło wzruszenie, jakiego doznałam w obcowaniu z tymi ludźmi przywiązanymi do tradycji, do Pana i Pana książki, zatroskanymi o przyszłość tego pięknego starego zakątka.
Najważniejsze zdjęcie, frontowa ściana dworku, nie udało się.
Nie wiem, czy spełniłam oczekiwania Pana. Napisałam o Byszewach tak jak umiem i odczuwam, to co widziałam i słyszałam. Magistrowi poleciłam Ogrody.
Z serdecznością i oddaniem
Krystyna Pytel-Irzykowska
Stawisko, 29 lipca 1976
Szanowna i Droga Pani!
Jakże głęboko wzruszony byłem przeczytawszy Pani list i jakaż jest moja wdzięczność za to, że Pani tam pojechała, widziała, rozmawiała z ludźmi. To, że o mnie tam wiedzą, że mówią, że pamiętają, że czytają moją książkę, to jest tak wzruszające, dowód że nie zawsze ziarno pszeniczne pada na opokę, że coś wiedzą o tym, co napisałem, ludzie, po których najmniej można się było tego spodziewać. Jakże to ładnie z Pani strony, że Pani tam pojechała i że Pani tak do mnie napisała. To że ktoś tak odczuł właśnie całe piękno tej okolicy, całą polskość Doliny Moszczenicy – o której nikt dotąd nie pisał – że Pani to wszystko tak zobaczyła jak ja – ten rozległy, falisty, niespodziewany pejzaż, którego nikt nie dostrzegł dotychczas. Ta rozebrana przybudówka przy dworze powstała już po moich czasach, za moich czasów stał tu wysoki, smukły krzak bzu (białego), którego listki zaglądały do „naszego” okna. Co można zrobić, aby ten dwór ocalić, aby przyspieszyć jego remont, aby jakoś to zagospodarować? Do kogo mam napisać, czy do konserwatora miasta Łodzi, czy do wojewody łódzkiego? Chciałbym coś pomóc tym ludziom, ale pojechać? Byłem tam w 1961 roku w pół wieku po moim pierwszym przyjeździe. Ale teraz byłoby to wszystko może za bardzo dla mnie bolesne. Bo to już „wszyscy umarli”. Dworek w Skoszewach to już jest nowy dom, stary modrzewiowy spalił się tak jak i kościół w czasie walk na jesieni 1914 roku! Niechże Pani jeszcze do mnie napisze.
Dziękuję stokrotnie
Jarosław Iwaszkiewicz
[…]
opracowanie i przypisy Beata Izdebska-Zybała
[całość można przeczytać w numerze]