A mimo to praca Piotra Mitznera jest niejako nowym otwarciem refleksji nad Czapskim, ustanawiając go – bez patosu, bez dopisywania mu fikcyjnych ról i zasług – jedną z osiowych postaci kultury polskiej
Ta książka to owoc głębokiego namysłu i splecenie w całość wielu poszukiwań, wielu padających z daleka cieni. „Czytelnik, który zetknął się z moimi wcześniejszymi próbami okrążenia tego tematu, może czuć się zaniepokojony lub zniecierpliwiony, gdy znajdzie w tej książce znane mu już wątki” – zastrzega się Mitzner, autor traktujący czytelnika z wyjątkowym szacunkiem. Jest to jednak niepotrzebna przestroga: czytelnik, który zna już Warszawski „Domek w Kołomnie”, dokonane przez Mitznera z filologiczną uważnością edycje przedwojennych, rozproszonych tekstów Dymitra Fiłosofowa czy Lwa Gomolickiego, ale też jego Gabinet cieni czy eseje o małżeństwie Iwaszkiewiczów, rozpozna ten sam rytm kołującego, nawracającego dociekania, które ujawnia coraz więcej.
To kołowanie jest zresztą nawiązaniem do metody Czapskiego, może wobec niej ukłonem? „Powtarza się Czapski w esejach, listach i zapiskach, wielokrotnie wspomina ważne dla niego miejsca, ludzi, rozmowy” – pisze Mitzner i rzeczywiście chyba każdy, komu zdarzyło się wertować rozmowy z malarzem, jego listy i zapiski (należę do takich osób i znam ich jeszcze kilka) w nadziei odtworzenia faktografii jego relacji z „białymi Rosjanami”, stwierdzał z mieszaniną zniecierpliwienia i rozbawienia, że Czapski przez całe życie krążył wokół tych kwestii, obiecywał sobie i innym ich opisanie, pozostawiając jednak zaledwie kilkanaście logiów, których różnice odcieni pozostało nam porównywać.
Mitzner porównał je bodaj wszystkie, przynajmniej wszystkie dziś odczytane. Ludzie z nieludzkiej ziemi to – w pierwszym przybliżeniu – próba zestawienia spotkań Czapskiego z Rosjanami, począwszy od wczesnej młodości po ostatnie, sędziwe już lata w Maisons-Laffitte. Niektóre z tych spotkań są, mimo wspomnianej powyżej szczątkowości relacji, szeroko znane, w tym przede wszystkim kontakty Czapskiego z „triumwiratem” Dymitra Mereżkowskiego, Zinaidy Gippius i Dymitra Fiłosofowa, najpierw w rewolucyjnym Piotrogrodzie, potem w sposobiącej się do konfrontacji z bolszewikami Warszawie. Inne spotkania, równie szczątkowo opisane przez Czapskiego, obrosły legendą, jak kilka rozmów i jeden wieczór spędzony w Taszkiencie z Anną Achmatową, ewakuowaną tam z oblężonego Leningradu. Reszta to w większości kontakty z Rosjanami drugiej, trzeciej, czwartej fali emigracyjnej – tużprzedwojennej, wojennej, powojennych. Chciałoby się powiedzieć, że były one, przynajmniej w części, robocze, mniej istotne niż te najwcześniejsze – ale czy z Czapskim w ogóle możliwe były rozmowy inne niż istotne? Być może do planów współpracy redaktorskiej czy wydawniczej ograniczyć trzeba jego korespondencję z Romanem Gulem, wziętym pisarzem i rzutkim wydawcą emigranckiego magazynu „Nowyj Żurnał” – ale przecież nie jego rozmowy, czasem zmagania z Aleksiejem Remizowem, Władimirem Maksimowem czy Natalią Gorbaniewską!
Ten plan faktograficzny, kronikarski jest niesłychanie ważny: lata pracy nad spuścizną czynnych w Polsce „białych Rosjan”, Skamandrytów, rosyjskich i sowieckich intelektualistów pozwoliły Mitznerowi w sposób wyczerpujący, a jednocześnie wolny od „mrówczości kalendariów”, odtworzyć chronologię, dynamikę i treść kolejnych relacji Józefa Czapskiego z Rosjanami. Bo przecież powyższe wyliczenie najważniejszych spotkań jest tylko przymiarką do książki. Jeszcze przed wojną Czapski znał, czytał i recenzował wielu poetów i pisarzy pierwszej fali emigracji. Jego ciekawość ludzi była nieposkromiona, jeden kontakt prowadził do drugiego, pojedyncze, najmocniejsze więzi – z Fiłosofowem w pierwszej kolejności, z Gomolickim, Mereżkowskim, Jurijem Felzenem, ale także z Lwem Szestowem czy Nikołajem Bierdiajewem – splatały się z innymi, tworząc „sieć” (modne słowo), pozwalającą Czapskiemu na orientowanie się w dokonaniach i napięciach współczesnej mu kultury rosyjskiej. Ta sieć zagęści się oczywiście w wojennych i powojennych latach – a Mitzner odtworzył jej węzły.
Mistrzowskim dokonaniem – biografistycznym, literaturoznawczym, historycznym – jest pierwszy, najdłuższy rozdział książki, w przeważającej mierze poświęcony relacjom Czapskiego z Fiłosofowem. Nieraz opisywano dramatyczne okoliczności ich spotkania („Twoj gorod, Pieterburg – umirajet”, zamarzłe truchła koni na pustych ulicach i Mereżkowski w damskim szlafroku, perswadujący praporszczikowi Czapskiemu, dlaczego nie należy czytać Tołstoja; graf Fiłosofow trzyma się nieco z tyłu), współpracy w Polsce roku 1920 (Józio Czapski to szukający „triumwiratowi” locum w Warszawie, to ekspediujący Mereżkowskich z Fiłosofowem do rodzinnego majątku w Mordach) i lat dwudziestych i trzydziestych
Ten pierwszy rozdział pokazuje, jak powierzchowne, a przynajmniej niewystarczające były dotychczasowe rekonstrukcje działalności „Domku w Kołomnie” i relacji Czapskiego z jego założycielem. Fiłosofow nie tylko aspirował do roli preceptora czy autorytetu młodego, zagubionego w kongresówkowej Warszawie Czapskiego, lecz także był jego przewodnikiem i mistrzem. To jego nazwisko padło, gdy Piotr Kłoczowski u schyłku życia Czapskiego zapytał go: „Kto ze spotkanych przez Ciebie ludzi najbardziej wpłynął na Twe doświadczenie religijne?”. To on podsuwał mu najważniejsze lektury, przejąwszy niejako to zadanie po Mereżkowskim, który w Piotrogrodzie zaserwował młodemu pięknoduchowi Dostojewskiego, Nietzschego, Carlyle’a i Rozanowa jako uderzeniową odtrutkę na idealizm Tołstoja.
Gęstość tej odtworzonej przez Mitznera wymiany myśli, wzorów i tropów między Fiłosofowem a jego uczniem prowadzi nas do drugiego wymiaru tej książki: Rosyjski krąg Józefa Czapskiego to przecież nie tylko kilkudziesięciu spotkanych osobiście pisarzy, myślicieli i poetek. Pierwszym poważnym doświadczeniem czytelniczym i filozoficznym gimnazjalisty, kartkującego dotychczas niecierpliwie Verne’a, były powieści Tołstoja – i od tego zacznie się namiętne, niezmordowane, żarliwe odkrywanie przez Czapskiego kolejnych autorów rosyjskich. Mitzner idzie wiernie tym tropem, odkrywając większe i mniejsze fascynacje lekturowe: Rozanow, Achmatowa, Pasternak, Sołżenicyn. Oczywiście, te dwie siatki i dwa wymiary pokrywają się – Czapski starał się poznać tych, których czytał, sięgał po teksty tych, których poznał – ale lista autorów, których chłonął, tłumaczył lub podsuwał innym, jest jeszcze dłuższa niż lista jego przyjaźni.
Ale też rosyjska eksperiencja Czapskiego nie ogranicza się ani do „historii przyjaźni” ani do „prywatnej historii literatury”. Mitznerowi udało się odtworzyć rosyjskie doświadczenie Czapskiego – doświadczenie, na które na równych prawach składał się dryl Korpusu Paziów, wymiana depesz z Zinaidą Gippius, paryskie rozmowy z Szestowem, zimne nary Griazowca, rozmowy z zekami i enkawudzistami, aryki Taszkientu i koci uśmiech Niny Berberowej, choć najwięcej zachowało się świadectw o ludziach, umysłach i książkach.
Takie ujęcie stawia Czapskiego w zupełnie nowym świetle. Nie stronił on nigdy od zatrudnień publicznych, ale też nie starał się o nie. Bodaj najwyższą jego oficjalną funkcją było kierowanie Wydziałem Propagandy i Informacji przy sztabie Armii Andersa, najpoważniej brzmiącą rangą – tytuł delegata Rządu RP w jednej z alianckich komisji, badających po cichu i bez przekonania zbrodnię katyńską. Kilkukrotnie wysyłany był przez Giedroycia w misjach nie tyle tajnych, ile delikatnych, z różnym zresztą szczęściem. Był doskonałym (choć nieco roztargnionym) rozmówcą, uprzejmość i uważność pozwalały mu zjednywać sobie ludzi. Łatwiej już jednak wyobrazić go sobie w mundurze (na szczęście zachowało się kilka zdjęć) niż w ambasadorskim fraku.
A jednak. W interpretacji Mitznera Czapski okazuje się nie tylko Hermesem i swatem, animatorem dziesiątków odkryć czytelniczych, tłumaczem i poszukiwaczem nowych tropów rosyjskiej myśli czy literatury. Okazuje się arcyambasadorem: praktykiem (a przez to, jeśli nam się uda – wzorem) najlepszej możliwej formuły rozmowy z Rosją.
Żeby zdać sobie sprawę, jakie niebezpieczeństwa groziły mu na tej drodze, jak łatwo było na niej zabłądzić, trzeba przywołać bodaj garść faktów z jego (emblematycznego, jak spotkania z Mereżkowskim czy Achmatową) życiorysu. Rosja jako otaczający żywioł, u progu
Takie curriculum w
Czapski był doskonale wolny od obu, szedł wyprostowany wśród trzęsawisk. Rosja była dla niego rzeczywistością, z którą trzeba stanąć twarzą w twarz („Nie chodzi o to, czy kocham Rosję, czy jej nienawidzę. Chodzi o to, że wykreślić jej z historii żaden Polak nie zdoła”), doświadczać jej, rozpoznawać i rozmawiać – bez uniżoności i bez lęku, z nieutraconą nawet na chwilę świadomością, że relacje polsko-rosyjskie są zbiorem krzywd i bliskości.
Umiejętność prowadzenia w ten sposób rozmowy – życzliwej, uważnej, w której jednak w niczym nie uchybiamy swoim przekonaniom i przywiązaniom – jest cnotą, którą w obiegowym rozumieniu przypisuje się, zwykle z nostalgią, „dobrze urodzonym”. I rzeczywiście, pańskość Czapskiego, tak chyba dlań nieważna, tak przezeń lekceważona i bez wpływu na jego losy – kapisty bez grosza przy duszy, emigranta w pokoiku na strychu – w tym właśnie się objawiła: w zdolności do przyswojenia całego „doświadczenia rosyjskiego” bez lęku ani zauroczenia, do podjęcia z nim rozmowy na równych prawach. To droga, jaką wytyczył – a dorobek Piotra Mitznera pokazuje, że można nią za Czapskim podążać.