04/2023

Sławomir Buryła

Kroniki inne niż wszystkie

Aurelia Wyleżyńska została zapomniana. Jedynie Tomasz Szarota w wydanej pół wieku temu klasycznej pracy zatytułowanej Okupowanej Warszawy dzień powszedni pośród wielu innych źródeł powstałych hic et nunc cytował niektóre jej zapiski. Dopiero w opublikowanej w 2014 roku rozprawie amerykańskiej badaczki Rachel Brenner The Ethics of Witnessing: The Holocaust in Polish Writers’ Diaries from Warsaw, 1939–1945 dziennikowi pisarki poświęcono nieco więcej miejsca. Dobrze się stało, że wreszcie się ukazał.

Dwutomowe Kroniki wojenne… stanowią bowiem cenny zbiór informacji o okupacyjnej rzeczywistości. Na pierwszy tom wspomnień Wyleżyńskiej składają się notatki poczynione pomiędzy sierpniem 1939 a zimą 1942 roku. Drugi obejmuje lata 1943–1944 (do końca czerwca 1944 roku). Czytamy w nich o życiu stolicy, ale nie tylko. Pisarka śledzi zarówno to, co się dzieje w Europie Zachodniej, jak też rzeczywistość na wschodzie II Rzeczypospolitej zajętej przez Stalina. Co pewien czas wybiera się zresztą do rodzinnego majątku na Podolu – do Wielgolasu. Przebywając na stałe w Warszawie, tęskniła do miejsc, w których się wychowała i dorastała. Na Podolu wciąż mieszkała część rodziny; rodziny – dodajmy – o zdeklarowanych, wyrazistych poglądach narodowych (z którymi Wyleżyńska radykalnie się nie zgadzała). W Wielgolasie szukała namiastki spokoju. Generalne Gubernatorstwo – a zwłaszcza Warszawa – stanowiło przecież epicentrum hitlerowskiego terroru. Prowincja, o czym przekonuje choćby wydany ponownie w 2022 roku diariusz Stanisława Rembeka, rządziła się swoimi prawami. Niemców nie spotykało się na ulicach. W dzień pojawiały się wprawdzie oddziały żandarmerii, ale policja polityczna miała swoje siedziby w większych (zwykle powiatowych) miejscowościach.

Wyjazdy poza stolicę pozwalają więc autorce dostrzec i zatrzymać w pamięci wiele scen z okupacyjnych dziejów polskich dworów oraz chłopstwa. Nie jest to wiedza wcześniej nieznana, niedostępna badaczom, ale często zapominamy, że ziemiańskie dworki (razem z chłopstwem) znalazły się w lepszym położeniu niż miasta, w których szalejąca hiperinflacja, przy permanentnym braku towarów, prowadziła do głodu i straszliwego zubożania społeczeństwa. Wyleżyńska dostrzega to w przechodniach spotykanych na ulicach miasta – w ich szarych, wcześnie postarzałych twarzach. Dostrzega w budynkach i arteriach Warszawy nękanych we wrześniu 1939 roku przez bombardowania i ostrzał artyleryjski, a zaraz potem przez nędzę i srogie zimy.

Gospodarstwa szlacheckie – choć znajdujące się w lepszej sytuacji ekonomicznej – nie były oczywiście całkowicie bezpieczne: „Nowe troski, przyjechała sąsiadka, opowiada o napadach bandytów. W Polsce nieodłączne to od wojny, a nawet i bez wojny… Zamaskowani bandyci buszują po domu, zabierają, co się da. Przede wszystkim pieniądze. Wiedzą, że bracia szlachta ma ich obecnie dużo i trzyma w domu”. Do kradzieży, szmuglu i łapówkarstwa na wsi i w miastach Wyleżyńska powraca wielokrotnie. Tak jak Kazimierz Wyka w Gospodarce wyłączonej widzi w tym zjawisku nie pojedyncze przypadki, lecz całą sieć patologicznych zachowań. Odnotowuje to z niepokojem i przerażeniem. Zdaje się, że bardziej przeraża ją niemożliwość duchowego odrodzenia niż odbudowy polskich miast przypominających cmentarz wzniesiony z gruzów. Moralne zmartwychwstanie narodu traktuje Wyleżyńska jako warunek sine qua non. Bez odnowy moralnej nie można mówić o zwycięstwie militarnym czy politycznym.

Diarystka odnotowuje zatem wszystkie ważniejsze wydarzenia z historii Warszawy, a także przywołuje wieści z pozostałych miast (niekiedy są one na prawach plotki). Z powodu owego bogactwa zebranego materiału źródłowego niełatwo znaleźć odpowiednik dla jej dziennika. Nie wiem, czy jej zapiski nie są – jak chcą edytorzy Grażyna Pawlak i Marcin Urynowicz – najważniejszym źródłem memuarystycznym z czasów II wojny światowej utrwalonym ręką polskiego pisarza. Zapewne jest to dziennik objętościowo najobszerniejszy – większy niż Zofii Nałkowskiej (nawet jeśli mamy w pamięci fragmenty spalone przez autorkę Granicy z obawy przed aresztowaniem). Być może Kronikom wojennym… dorównałyby objętością Pierwsze trzy miesiące, gdyby Tadeusz Peiper zdecydował się prowadzić dłużej swoje notatki. W przypadku diariuszy wojennych niełatwo jednak o proste paralele czy gradacje. Często powstają one w odmiennych warunkach życiowych, odmienna bywa też pespektywa poznawcza obserwatora. Wystarczy przywołać zapiski Jerzego Kamila Weintrauba, prowadzone w ukryciu, pod nieustanną presją utraty życia. Stanisław Rembek za to nie musi się ukrywać. Zajmuje go przede wszystkim życie mieszkańców prowincji. Grząski sadPowstanie na Żoliborzu Leopolda Buczkowskiego to nade wszystko dziennik specyficzny ze względu na swą oryginalną formę artystyczną. A przecież to tylko wybrane tytuły i twórcy. Osobny zespół dzieł stanowią te pochodzące od twórców żydowskich, skoncentrowanych na utrwaleniu tamtego wyjątkowego losu. Musimy założyć – o niektórych przypadkach wiemy z całą pewnością – że część diarystyki wojennej zaginęła. Ale też widzimy, że niemal co roku pojawiają się nowe memuary, zdeponowane do tej pory w zbiorach rodzinnych czy państwowych…

Dodajmy więc również to, że Wyleżyńską zajmuje szersze spectrum spraw niż Nałkowską. Można odnieść wrażenie, jakby chciała ona utrwalić wszystko, o czym słyszy i co widzi. Więcej, bardzo często sięga po relacje innych osób albo plotki powszechnie krążące wśród ludzi (oczywiście, zaznaczając każdorazowo status takich informacji). Nałkowska jest bardziej lakoniczna i oszczędna – zarówno w stylu, jak i w podejmowaniu kolejnych tematów. Jednak to Wyleżyńska bez wątpienia oferuje badaczowi o wiele większy zakres wiedzy. Wielka w tym zasługa przyjętej przez nią postawy poznawczej. Przypomina ona po trosze działania reportażysty, po trosze dziewiętnastowiecznego naturalisty, w takim znaczeniu, w jakim ten ostatni jawi się jako wytrwały tropiciel informacji uzyskanych w bezpośrednim kontakcie z otoczeniem, z ludźmi. Pisarka stara się też być uczestnikiem zdarzeń. Stąd codzienne wędrówki po Warszawie, niekiedy podejmowane w sytuacji zagrożenia życia. Nie ma to jednak większego znaczenia dla diarystki, która jest owładnięta pragnieniem dokumentowania dookolnego świata. A dokumentuje niemal wszystko, co składa się na nową, okupacyjną rzeczywistość. Możemy więc zapoznać się z modą, cenami żywności, kursem walut i złotówki, z iście postapokalitycznym wyglądem Warszawy, ale też i z tym, jak jej mieszkańcy w tych warunkach spędzają wolny czas, jak oceniają przedwojenne władze i przyczyny klęski wrześniowej, jak zachowują się znienawidzeni Niemcy. Nie ma warstwy społecznej ani grupy etnicznej, której nie spotkamy w Kronikach wojennych… Niemcy, Żydzi, Ukraińcy, robotnicy, chłopi, kler, ziemianie, inteligenci – przewijają się przed naszymi oczyma obok szmuglerów, szmalcowników, działaczy politycznych, kolaborantów, konspiratorów, artystów i uczonych.

[…]

[Dalszy ciąg można przeczytać w numerze.]

Aurelia Wyleżyńska: Kroniki wojenne 1939–1942;
Kroniki wojenne 1943–1944.

Opracowanie Grażyna Pawlak i Marcin Urynowicz,
Państwowy Instytut Wydawniczy,
Warszawa 2022, s. 696, 536.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.