Działalność krytycznoliteracka Błońskiego należy niewątpliwie do najosobliwszych zjawisk w powojennej krytyce literackiej w Polsce. Odczytania tego autora do dziś wyznaczają kanon interpretacyjny dla wielu utworów i wynikają zarówno z jego głębokiej znajomości dorobku poszczególnych pisarzy, jak i z doskonałego rozeznania w historii rodzimej i światowej literatury. Z pozoru erudycja to nic nieoczywistego w przypadku krytyka – każdy, kto mieni się tym tytułem, dysponuje (na ogół) obszerną wiedzą historyczno- i teoretycznoliteracką, z łatwością porusza się w przestrzeniach określonych epok, prądów literackich. Wystarczy wziąć jednak do ręki przedstawiany czytelnikowi tom i przeczytać choćby jedną z zawartych w nim interpretacji, by przekonać się, że poprzeczka kompetencji literaturoznawczych tym razem zawędrowała niebotycznie wysoko. W Języku właściwie użytym spotykamy kogoś, kto z dużą swobodą przechodzi od wnikliwej analizy tekstów współczesnych autorów do nie mniej przenikliwej refleksji nad poezją romantyczną czy barokową; kogoś, kto z niesłychaną precyzją wyłapuje najdrobniejsze zapożyczenia, aluzje i kalki, żonglując przy tym najróżniejszymi cytacjami i kryptocytacjami. Jest to ten rodzaj pisarstwa krytycznoliterackiego, wobec którego trudno pozostać obojętnym, ale które nie przedkłada też erudycji nad pomysły własne.
Formuły interpretacyjne Błońskiego mają to do siebie, że są tworami w pełni samodzielnymi – składają się z metafor, które albo zostają wyprowadzone z omawianych tekstów, albo pochodzą z obserwacji najzwyklejszych sytuacji czy zjawisk codziennego życia. Nierzadko autor znajduje oparcie także w mitologii: mitologiczne konflikty i postacie charakteryzują w jego tekstach postawy pisarzy, jak również szeroko rozumianą problematykę artystyczną dzieł literackich. Dostrzeżona w poezji Zbigniewa Herberta dysjunkcja bohater‒narrator zostaje określona przez krytyka jako… zabawa z lornetką – ,,Podmiot obserwuje bohatera: im bardziej go sobie przybliża (aż do utożsamienia niekiedy), tym bywa wyrozumialszy, podatniejszy wzruszeniom, bardziej uczuciowy i kapryśny”. Wspomniany motyw rozdwojenia czy też niewspółmierności pojawia się nieprzypadkowo aż w czterech szkicach ze zbioru. Sama opozycja bohater‒narrator stała się – przypomnijmy – kanwą odczytania cyklu Marcela Prousta w literackim szkicu Widzieć jasno w zachwyceniu. Zmysł krytyczny Błońskiego jest niesłychanie wyczulony na tego rodzaju niespecyficzności. Krytyk notorycznie wpada na trop jakiejś podwójności lub dualizmu. Liczba dwa ma zresztą znaczenie specjalne w tomie. Wiele w nim zestawień, poszukiwań płaszczyzn porozumienia między autorami. Komparatystyka dokonywana jest zwykle przez wzgląd na określony temat – tak oto obóz koncentracyjny, jako jeden z najboleśniejszych tematów historii i literatury
Myślenie teoretyczne Błońskiego wyraźnie stroni zresztą od wszelkiej systemowości. Krytyk intuicyjnie unika sztywnych konstrukcji myślowych i jest to właściwość aż nazbyt widoczna w zebranych w tomie studiach. „Po co podpierać się zaraz filozofami” – czytamy w eseju o poezji Jana Polkowskiego. Nieco dalej, w rozprawie o klasycyzmie, znajdujemy zaś: „Rymkiewicz powołuje się nieraz na Junga. Czy nie prościej byłoby przypomnieć paru niemieckich romantyków?”. Wolty te wskazują na istotną cechę krytyki literackiej Błońskiego – staje się ona w jego wydaniu dyscypliną w pełni samodzielną. Nie potrzebuje wyszukanych podstaw filozoficznych czy „twardej” metodologii, by móc efektywnie spełniać swoje zadania. Wprowadzając terminy, pochodzące ze słowników różnych teorii, Błoński nieodmiennie okrasza je ironią, traktując jako składniki „mowy uczonej”, do której rzekomo nie aspiruje… Jakże fałszywa to skromność, jako że doskonale zdaje sobie sprawę z najdrobniejszych niuansów literaturoznawczych metodologii. To samo można pomyśleć o okazywanym nieraz rzekomym braku kompetencji (,,niech mądrzejsi to rozstrzygną”). Można zapytać, czemu służy ta retoryka? Cechą znamienną relacji, jaką Błoński buduje z odbiorcą, jest konfesyjność i poczucie pewnej komitywy. Wyznania te służą zadzierzganiu więzi z czytelnikiem. W eseju o Jerzym Kwiatkowskim autor przedstawia profesora znamiennie, bardziej jako bliskiego sobie człowieka niż uczonego – ,,Pokpiwałem z Jerzego, że dolawszy trochę wody, mógłby załapać cztery romanistyczne doktoraty. Ale on obruszał się nawet na takie dowcipy…”. Nie brak wspomnień, nie brak werdyktów kategorycznych, ale też i emocji, jakie towarzyszyły krytykowi podczas tworzenia interpretacji czy samej lektury. Oto jeden z przykładów, jakie można znaleźć w omawianym tomie:
Błoński przytacza jednocześnie wiele przepysznych anegdot, subtelnie wtrącając je w słowo wstępne, tworzone refutacje lub podsumowania. Tak oto, sumując rozważania o klasycyzmie Jarosława Rymkiewicza, puszcza nieoczekiwane oko do znajomych profesorów – ,,Programowy gmach, który z takim rozmachem wystawił Rymkiewicz, fasadę ma istotnie klasyczną. Rządzi nią bowiem dostojna zasada naśladownictwa. Jeśli jednak podnieść wzrok, odsłonią się gotyckie maszkarony i romantyczne wieżyczki, gdzie ze strzelistych okienek wyglądają wieszczowie i prorocy […] W podziemiach zaś ukryci siedzą strukturaliści, Głowiński zaś pociesza Sławińskiego, że nie takie przygody idei trafiały się w literaturze…”. Nierzadko wśród owych rzuconych na boku napomknięć są przemyślenia, z których da się wyprowadzić kolejne interpretacje. Dziś to właśnie te miejsca apelują o uwagę…
Swoisty dla Błońskiego nadmiar uwag, spostrzeżeń i rozwiązań czyni z jego myślenia wzorcowy przykład podejścia hermeneutycznego. Krytykowi towarzyszy nieustannie świadomość nadmiaru znaczeń, jak i przekonanie, że ,,są prawdy, których mędrzec odkryć nie może nikomu” – że nie da się powiedzieć wszystkiego. Właśnie z tego powodu przywoływana niekiedy krytyka tematyczna okazuje się niewspółmierna wobec jego wysiłków. Krytyka tematyczna w autorskim ujęciu Błońskiego jest hermeneutyką. Za fasadą francuskiej szkoły krytycznej kryje się przeciwna metafora systemowa – zakłada ona możliwość adekwatnego przypisania słowa do rzeczy, stąd nieodłączne wrażenie niedomiaru, towarzyszące interpretatorowi w obliczu uchwytnej całości. Ruch między częścią i całością świetnie pokazują zebrane w tomie studia – w szczególności zaś te poświęcone poezji Czesława Miłosza. Czytając je kolejno, śledzimy zarówno ewolucję poezji noblisty, jak i rozwój krytycznoliterackich formuł Błońskiego, który z dekady na dekadę dokłada do hermeneutycznego koła kolejne kategorie interpretacyjne, poszerzające ogląd odsłoniętej dotąd „całości”.
Tak pomyślana lektura stanowi fascynującą przygodę intelektualną, w czasie której wciąż jest co odkrywać. Zebrane studia zachęcają do myślenia nieszablonowego, a może raczej – do myślenia w ogóle. Błoński udowadnia, że poza mechaniczną logiką schematów teoretycznych istnieje jeszcze zdrowy rozum, intuicja i kreatywność, a więc te wartości, które trudno zastąpić nawet najbardziej wyszukaną terminologią krytyczną. Wydobycie z siebie owych talentów w obliczu tajemnicy tekstu uczyniło z jego projektu literaturoznawczego przedsięwzięcie nieomal duchowe, o specjalnym wymiarze metafizycznym.