05/2024

Wojciech Chmielewski

Księżyc ma zapach Warszawy
(fragmenty)

[…]

*
– Wiesz Nadiu, czasem martwię się o ciebie. Jesteś taką radosną, pozytywnie nastawioną do świata kobietą. Do tego pełnisz bardzo odpowiedzialną funkcję w Instytucie Historii, pracujesz w Chińskich Okularach… A jednak czasami wydaje mi się, że jesteś jakaś zagubiona, dziwnie rozmarzona, może nawet nieswoja.

– Zupełnie nie rozumiem, myślę, że wszystko jest ze mną w porządku.

– Ależ oczywiście, kochanie, chciałam tylko powiedzieć, że ostatnio trochę się zmieniłaś. Czy nie za dużo pracujesz? Znam cię, Nadiu, już od tylu lat, pamiętam cię w wózeczku na wiślanych bulwarach. Miałaś brudną buzię, bo zajadałaś się jabłkiem oblanym lukrem, a potem paluszkiem pokazywałaś białe żagle, których na Wiśle nigdy nie brakowało. To piękne czasy, a Wanda Iwanowna była taka szczęśliwa, że wreszcie doczekała się córeczki… Szto u niej słychać?

– Wszystko w porządku. Mama pokochała Hiszpanię, mówi, że ta prowincja, jak żadna w Europie, była i jest przyjazna dla osób na emeryturze. A tata wciąż poluje! Chodzi ze strzelbą i zabija skowronki. Tam podobno zatrzęsienie tych ptaszków… Niedługo wybiorę się do nich na parę dni, to pokaże mi swoje trofea.

– Ja myślę o wyprowadzeniu się z Warszawy. Myślę, że to miasto dla was, młodych, wchodzących w życie i robiących kariery. Dla takich jak ty, kochanie… Twoje koleżanki i koledzy z instytutu. Wiem, że robicie tam wspaniałe rzeczy, bo dzięki Chińskim Okularom można zajrzeć do starożytności i zebrać źródła potrzebne do poznania tej epoki. A przecież była wspaniała, dla mnie to jakiś barwny pył, który ktoś, na przykład ty, Nadiu, rzucił przed moimi oczyma, a ja chłonę wszystkie kolory, które mieszają się w kolejne, i jeszcze inne… Dla mnie nasza historia, historia naszego wielkiego państwa, jest tak niezgłębiona, że podziwiam takie osoby jak ty, które chcą nam przybliżyć ogromną przestrzeń naszego dziedzictwa. Wiesz, że zawsze gorąco wspierałam twoją decyzję o studiowaniu historii, a kiedy okazało się, że możesz pracować w Chińskich Okularach, cieszyłam się jak mała dziewczynka. Pamiętasz? Kupiłam nawet igristoje, żeby to uczcić.

– Pewnie, że pamiętam.

– Czy wszystko u ciebie naprawdę w porządku? Przepraszam, że pytam, ale kiedy tak siedzimy tu, na tym rozświetlonym placu Spasitiela, w samym środku Warszawy, pijemy herbatę z samowara, ssiemy bryłki cukru, to widzę, że buzię masz wychudzoną, posmutniałą… A przecież ty jesteś piękna! Tak piękna jak nieznajoma z obrazu Kramskiego. Te same oczy, to spojrzenie! Nadiu, wiesz, że przede mną możesz otworzyć serduszko.

– Sama nie wiem… Może te wydarzenia z ostatnich dni. Niby nie mają żadnego między sobą związku, a jednak jakoś tak mi po nich dziwnie. Wiesz, teraz zajmuję się badaniem lat 1989–1993, to było odzyskanie niepodległości przez Polskę spod zwierzchnictwa ZSRS. Bardzo dawna historia, jak widzisz, bez mała trzysta lat temu. Mój profesor z Moskwy polecił mi zainteresowanie się tym tematem i faktycznie, chwyciło. To bardzo ciekawe. Tamten reżim rzeczywiście bardzo Polaków gnębił, to była zupełnie inna sytuacja niż teraz, bo…

– I tym się, biedactwo, przejmujesz?

– Nie tyle się przejmuję, ile myślę o tym przez cały czas. Wiesz, ciociu, ci Polacy byli w trudnym położeniu, bo niełatwo było budować coś nowego bez zerwania ze starym. A ja przez cały czas zapełniam fisze informacjami o tym, że stary poddańczy system mieszał się z nowym, to było coś, szto trudno było unieść. Tamtym, wtedy. Śledzę grupkę studentów, bo wiesz, Chińskie Okulary wyłapały dla mnie emocje jednego z nich, te najsilniejsze, po ich wątku przeszłam do innych. To jest taki facet, Jacek, studiuje historię, jest niepełnosprawny, metr czterdzieści, trudniej mu niż innym, ale daje radę. A do tego jest wesoły i koleżeński… Polska była wtedy krajem bardzo biednym, panowało straszne bezrobocie, ludzie emigrowali albo handlowali, czym się dało. Ci moi studenci nie tracą animuszu, są młodzi, całe życie przed nimi! Ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że w nich wszystkich tkwi wielki smutek i wielka obawa przez tym, szto może stać się z Polską. Pochłonęło mnie to, ciociu, bo przecież znamy dobrze dalszą historię tego kraju.

– Chcesz mi powiedzieć, Nadiu, że po całych dniach zajmujesz się losami karła sprzed trzystu lat?

– Czuję, że pod jego wpływem się zmieniam. Nie wiem dokładnie, co się ze mną dzieje, ale wiem, że jemu o coś chodziło. Nawet w tym kalectwie, w tej biedzie po upadku komunizmu, był śmiały, wiedział, czego chce. A ja? Czy wiem, czego ja tak naprawdę chcę? O szto mi chodzi? A Jacek wiedział! Do tego jego znajomość polskiej historii…

– Ale przecież wiemy, że nasza historia potoczyła się w końcu pomyślnie. Zobacz, Nadiu, siedzimy przy stoliku na historycznym placu, który istniał tu i w tamtych, badanych przez ciebie czasach. Wokół barwny tłum, przed lodziarnią jak zwykle kolejka, zobacz na te kokardy na włosach dziewczynek. Czy nie są śliczne? A dwie wysokie wieże kościoła są tu przecież, odbudowano je z wielkim pietyzmem po wojnie imperialnej…

– Tak, wiem, ale…

– Myślę, że udzielił ci się po prostu duch tamtych czasów, trucizna, która sączy się z minionych epok. Czytałam kiedyś coś na ten temat. Rozumiem, że historycy pracujący w Chińskich Okularach pozostają pod stałą kontrolą psychologa, prawda Nadiu? To wielki zaszczyt, ale i wielka odpowiedzialność pracować w tym systemie. Pewnie to również ryzyko, potwierdza to twój stan. A może przydałby ci się urlop? Wakacje? Może Krym albo prowincja turecka? Takie oderwanie się od wszystkiego czasami jest najlepsze. Przez lata mojej pracy dla państwa, a wiesz przecież, kochana Nadiu, że wywiad gospodarczy to nie byle szto – przecież w końcu Chińczycy byli skłonni odsprzedać nam urządzenie, na którym pracujesz, prawda? – jednak dbałam o zdrowie. Było mi bardzo potrzebne. Przerwy w pracy to podstawa, żeby odetchnąć, żeby zachować zdrowe spojrzenie na to wszystko. Nie przemęczać się do granic możliwości. Dlatego każdyj rok byłam albo na pieszej wędrówce po Syberii, albo nad ciepłym morzem, a w ostateczności na daczy na Mazurach pod Kaliningradem. Żeby wir pracy nie pochłonął mnie całkowicie. A widzę, kochanie, że teraz tobie to grozi. Przemęczenie, przepracowanie. Może zaprzestaniesz na jakiś czas obserwowania tego, jak mu tam, Jacka i odprężysz się nieco? Powiedz mi lepiej, szto tam w twoim życiu uczuciowym… No jak? Masz kogoś? Przed starą ciotką możesz się chyba wygadać.

– Może to, szto powiem, zabrzmi dziwnie, ale faceci z instytutu w ogóle mnie nie pociągają. Jakby nie mieli tego czegoś…

– Ale oni na pewno się tobą interesują!

– I szto? Ostatnio nawet byłam w knajpie w Chinatown z Denisem. On też zajmuje się starożytną Polską, Piłsudskim, wojną polsko-bolszewicką i tego typu sprawami, więc naturalnie się zbliżyliśmy. Któregoś dnia poszliśmy na Annopol, wiesz, restauracja, wino. Tam klimat jest przez cały rok. A potem on na ulicy koniecznie chciał mnie objąć i pocałować. Rozumiesz?

– I szto z tego?

– Jak to szto? Nie miałam ochoty na te amory. Zresztą on nie jest w moim typie i w ogóle.

– I jak się potem z tym czułaś?

– Źle. Po przyjściu do domu od razu skorzystałam z kabiny medycznej, bo na drugi dzień szłam do pracy, ale noc miałam taką sobie. Jednak najśmieszniejsza rzecz przytrafiła mi się rano. Wychodzę z klatki do tramwaju i patrzę, a Denis śpi koło mojego domu na trawniku. Obudziłam go, był w strasznym stanie. Pozwoliłam mu wejść na górę i skorzystać z kabiny. A wiesz, szto jest jeszcze śmieszniejsze? On się na mnie obraził! Od tamtego dnia nie odzywa się do mnie, unika, pewnie obgaduje za plecami. Dostawiał się, a potem strzela focha. Sama widzisz, jacy są u mnie w pracy faceci. W większości karierowicze, myślą o posadach i katedrach w Paryżu, Moskwie, Bóg wie gdzie jeszcze. A ja taka nie jestem. Wystarczy mi praca w Warszawie. Awans? Dlaczego nie, ale nie za wszelką cenę, poza tym naprawdę interesuje mnie historia Polski. Nasz kraj miał najciekawsze dzieje od założenia państwa przez wikińską dynastię Rurykowiczów, aż do ostatniej wojny sprzed dwustu lat. To naprawdę niezły kalejdoskop dziejów.

– I ja tak uważam. A jak ty o tym opowiadasz, to słuchałabym cię chętnie godzinami. To niesamowite, że możesz zajrzeć w minione emocje starożytnych Polaków. To tak jakby cofnąć czas. Powiedz mi, Nadiu, jacy byli wtedy Polacy?

– Nie ma łatwej odpowiedzi. Pokolenie, które badam, dopiero wchodziło do historii, chciało się w niej zapisać, to ludzie urodzeni pod koniec lat sześćdziesiątych XX wieku. Myśleli, że mają wolność, niepodległość, i niektórzy z nich rzeczywiście porobili potem kariery, doszli do wielkich pieniędzy. Ale to byli nieliczni. Większość z nich, także bohaterowie, w których życie zaglądam, Jacek i inni, nie została do niczego dopuszczona. Byli dla tamtego systemu potrzebni, o ile go wspierali, nie kontestowali, o ile byli grzeczni. To miała być taka armia klakierów potakująca tym, którym dzięki układom i wielkim pieniądzom naprawdę się udało. Jacek był inny, buntował się.

– Czegoś nie rozumiem…

– Czego? To proste. Fortuny porobione przez komunistów w starym reżimie wcale się nie zmniejszyły, przetrwały najgorsze i zasiliły portfele ich wnuków. Do tego doszły układy i robota służb. A reszta? Ci, którzy nie mieli czerwonych rodziców lub sami nie potrafili przyssać się do postkomunistycznego cycka? Zazwyczaj ich los był smutny. Czasami, owszem, buntowali się, pili alkohol, wściekali, ale układ bardzo szybko pacyfikował te robaczkowe ruchy, uruchamiając program: nacjonalistyczna, ksenofobiczna tłuszcza, zoologiczna prawica dążąca do zniszczenia młodej demokracji. To wystarczyło. Wtedy wystarczyło.

– No dobrze, Nadiu, ale zaczem było ich pacyfikować? Przecież ci młodzieńcy i dziewczyny, których śledzisz w Chińskich Okularach, wcale nie objęli wtedy władzy w Polsce. To raczej pokolenie ich ojców, powiedzmy, ludzie o dwadzieścia lat starsi. Jacy oni byli?

– No cóż. W mojej ocenie nie potrafili odciąć się od zła, które ich osobiście dotknęło, nawet nie nazwali zła złem. Myślę ciociu, że byli tchórzami. Jestem pewna, że Jacek też by ich tak nazwał.

– Zobacz, Nadiu, jaki śliczny chłopczyk! Chodź tu, mały. Daj cioci buziaka!

– Rzeczywiście, słodki.

– Strasznie to wszystko pokręcone. Obawiam się, żeby ci to, kochanie, nie zaszkodziło. Poza tym coś mi się wydaje, że ty chyba czekasz na kogoś. Czekasz na swojego księcia z bajki! Przyznaj się, chciałabyś, żeby przyszedł do ciebie Wroński albo inny Rhet Butler, a może nawet książę Myszkin, szto? Przepraszam, że tak mówię po tym strasznym wypadku z kosmolotem Wasi. Życie sprowadzi cię wreszcie na właściwą drogę, która wcale nie będzie zła. Dobrze, że opowiedziałaś mi o sprawie z Denisem, będę miała na ciebie oko. Nie bój się, nie bawię się w swatkę. Ale taka dziewczyna jak ty powinna spotykać się z kimś poważnym, a nie z zapijaczonym historykiem szukającym przygód w Chinatown. To nie jest ktoś odpowiedni dla ciebie.

– A ty byłaś szczęśliwa z wujkiem?

– Kochaliśmy się. I od czasu jego zaginięcia w kosmosie nie istniał już dla mnie żaden inny. I wiesz szto? Jest mi dobrze, tak, mimo tej tragedii jestem szczęśliwa, bo wiem, że Aleksiej poświęcił swe życie w służbie Wiecznej Rosji. Musimy przecież podbijać wciąż nowe światy, bez tego nie bylibyśmy tym, kim jesteśmy.

– Musimy… Tylko jakoś za dużo tych śmierci w kosmosie. Wasia…

– Wciąż o nim myślisz?

– Pewnie. Kochałam go.

– Nie ma szto pogrążać się we wspomnieniach i smutnych myślach, Nadiu. Może zjemy po pucharze lodowym? Tu mają znakomite, pistacjowe, z polewą z kajmaku i adwokata. No jak? Do tego dużo bitej śmietany. Nazywają się „Warszawskie całuski”. Zjemy?

– Sama nie wiem.

– Czego nie wiesz?

– Nie wiem, czy dalej nie kocham Wasi, ale chyba…

– Wołam kelnera. I wiesz szto? Wciąż chodzisz w uniformie akademiczki, ale zapraszam cię na zakupy. W przyszłym miesiącu lecimy na Księżyc. Dobrze?
– Kocham go. Tak, ciociu, wciąż kocham Wasię.

[…]

[Całe opowiadanie można przeczytać w numerze.]

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.