Cała książka pełna jest znanych i nieznanych wcześniej informacji o życiu Lema, jego rodziców, żony i syna w Krakowie, zdobytych przez autorkę m.in. dzięki dostępowi do prywatnego archiwum pisarza. Mam na myśli np. głęboko poruszający list Lema z 1945 roku do kuzyna Mariana Hemara. Dla lemologów istotne są szczegółowe informacje o naukowych ambicjach autora Etiologii nowotworów, o trapiących go chorobach, depresjach, wahaniach nastroju, o szybko rosnącej zamożności, o pewnej jednowymiarowości jego, jakby pozbawionego refleksji egzystencjalnej, życia wewnętrznego, o drażliwości i próżności, o poczuciu humoru, o sposobie pracy, o powstawaniu wielkich książek i o ich podskórnych powiązaniach, o filmach Lema, o wieloletniej znajomości z Ursulą Le Guin, o przenikliwości i o naiwności jego diagnoz sytuacji politycznej w Polsce i na świecie na przełomie
To dobrze, że Gajewska nie ukrywa pomyłek autora Dzienników gwiazdowych, np. rzeczowych, jak tej dotyczącej nazwiska odkrywcy rzekomych kanałów na Marsie lub tej dotyczącej temperatury rozkładu kwasów, które wytknął mu Władysław Kapuściński. Te pomyłki urealniają rozpowszechniony w Polsce, z lekka odpustowy, obraz Mędrca Potrafiącego Czytać Przyszłość. Gorzej, że nie znalazłem w Wypędzonym… informacji o Lema sławnym projekcie superczołgu, w 1944 roku wysłanym do ministerstwa obrony w Moskwie wraz z propozycją współpracy. Nie znalazłem także odpowiedzi na pytanie, czy w 1994 roku Lem wiedział o krótkim pobycie w Polsce Mieczysława Choynowskiego. Schorowany, prawie niewidomy i pozbawiony pieniędzy osiemdziesięciopięcioletni Choynowski, opiekun i mentor młodego Stanisława, desperacko i nieskutecznie szukał wtedy szansy powrotu do kraju.
Oczywiście nie ma sensu streszczać ustaleń autorki rozrzuconych na ponad siedmiuset stronach jej książki. Dodam więc tylko, że tę biografię czyta się dobrze, czego nie zmieniają ślady pośpiechu, w jakim powstawała. Na przykład co jakiś czas straszy manieryczny czasownik „generować” („wyzwania etyczne generowane przez nowe technologie”, s. 361; podobnie na stronach: 10, 221, 325, 337). A jakie słabości ma historia życia Stanisława Lema opowiedziana przez Agnieszkę Gajewską?
W Wypędzonym… próżno bowiem szukać odpowiedzi na pytania w rodzaju: o co właściwie chodziło Leszkowi Kołakowskiemu, kiedy krytykował Summę technologiae, a także czy ta krytyka była zasadna? Jak zmieniały się poglądy Lema na temat świadomego sterowania dalszą ewolucją człowieka i jego gruntownej przebudowy? Jak wyobrażał on sobie psychikę maszyn? Jak mają się wytwory Lemowej imaginacji, w rodzaju myślących komputerów, takich jak Golem
A kiedy już autorka zabiera się za Stanisława Lema obraz świata, pojawiają się problemy małe i duże. O ważnych dla pisarza poglądach Norberta Wienera z Cybernetics or Control and Communication in the Animal and the Machine (1948) pisze: „taka wizja wiązała się z określonym światopoglądem, w którym więzi społeczne powstają poprzez wymianę informacji podlegających entropii”. Podobnymi ogólnikami, banałami, niejasnościami Gajewska posługuje się nie tylko w tym miejscu. Na przykład analizując Summę technologiae, stwierdza, że Lem „zastanawiał się też, w jaki sposób […] pokrewieństwo człowieka z maszyną wpłynie na utratę jego funkcji poznawczych oraz informacyjną i duchową alienację”. Pisząc zaś o Golemie XIV, donosi, że Golem „poznaje otaczające zjawiska w sposób niezwykle złożony, w związku z czym wynikami pracy może się podzielić ze swoimi konstruktorami wyłącznie cząstkowo”.
Moim zdaniem większym problemem jest to, że – wbrew zapowiedziom wydawcy o „kompleksowości i bezkompromisowości” tej biografii – opowieść o trudnym związku Lema z marksizmem wymaga napisania od nowa. Owszem, autorka informuje o zachwalających komunizm i realny socjalizm artykułach, opowiadaniach i książkach współautora Jachtu „Paradise”, a także przywołuje stosowne cytaty, np. z Dziennika Jana Józefa Szczepańskiego („Byłem u Lema. Powiedział: – Rok temu ty byłeś na tych samych pozycjach co teraz, a ja byłem bardzo czerwony. Dziś [chodzi o listopad 1956 roku – BCz] jesteśmy na tych samych pozycjach”). Kiedy jednak przychodzi do uogólnień, pisze, że chodziło o chwilowe uwiedzenie „socrealizmem” (s. 627, podobnie np. s. 249) i o – bliżej niesprecyzowany – „antyimperializm” i że – ostatecznie – pisarz „nie wyrządził swoimi poglądami nikomu krzywdy” (s. 251). Wszak nie pisał żadnych raportów, donosów, „nikt przez niego nie stracił pracy, nikt nie miał z jego powodu nieprzyjemności i pretensji po latach” (tamże; zob. także s. 562–563).
Ważne części marksizmu, wbrew Gajewskiej (zob. także s. 256, 520–521), przetrwały jednak u Lema również po 1956 roku, co dotyczy np. materializmu historycznego („histmatu”), czyli marksistowskiej historiozofii, z wizją społeczeństwa komunistycznego jako zwieńczenia rozwoju społecznego. Na przykład w 1962 roku w eseju O granicach postępu technicznego autor informował czytelnika, że kresem ewolucji społeczeństw jest komunizm i że, „celem moralnym socjalizmu jest zlikwidowanie wyzysku”, a „celem komunizmu nieodwracalne i całkowite zburzenie, unicestwienie wszelkich ograniczeń wolności człowieka przez człowieka” (zob. Wejście na orbitę z 1962 roku, s. 200).
Jeszcze ważniejszy jest opublikowany w listopadzie 1967 roku na pierwszej stronie organu Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej „Gazety Krakowskiej” artykuł Lema pt. Wells,
Nie bez znaczenia, sądzę, jest i to, że społeczne przemiany – zwykle – napędza u Lema (zgodnie z regułami „histmatu”) ewolucja zautonomizowanej technologii, np. rozwój inżynierii genetycznej (czyli, w języku partyjnego aparatczyka, „postępujący rozwój sił wytwórczych”). Jeszcze na początku
I wreszcie – czy zafascynowany komunizmem Lem „nikomu nie szkodził”? Ten pogląd Gajewskiej mam za naiwny. Jego wychwalające komunizm książki (np. Astronauci, Sezam, płomienny Obłok Magellana z rozdziałem Komuniści!) ogromnymi nakładami wsiąkały w Polskę, kształtując świadomość i wpływając na życiowe wybory i losy czytelników, w tym bardzo młodych czytelników. Talent autora sprawił, że jego słowa były bardziej skuteczne od wysiłków całych komitetów partyjnych.
Tak, przez dziesięciolecia Lem propagował komunizm. Nie o oskarżenie tu jednak chodzi, nie o wezwanie do zmiany nazw planetoid, szkół i ulic, ale o prawdę o wielkim polskim pisarzu i prawdę o tamtej Polsce. Lem (jak tylu innych intelektualistów!) dał się uwieść Pięknej Bajce o Szczęściu Powszechnym. Cóż, obrazy świata, które wytwarzamy, mają wewnętrzną logikę i – być może – bez tej Lemowej naiwności nie byłoby Cyberiady, Solaris, Maski. To nie jest oskarżenie także dlatego, że ważny jest bilans wszystkich czynów i zaniechań. Wszak z olśniewających książek Lema pokolenia urzeczonych Lemem Polaków i nie tylko Polaków już od ponad pół wieku uczą się, i długo jeszcze będą się uczyć, Dobra, Prawdy i Piękna.
Dodam jeszcze, że zaniedbania piszącej o marksizmie Lema Gajewskiej zaskakują. Wypowiadając się o tych sprawach, mogła wszak skorzystać np. ze znanych, obszernych i wnikliwych analiz Ebenezera Rojta (http://kompromitacje.blogspot.com/search?q=Lem+marksizm, dostęp 15 stycznia 2022 roku). Tego samego Ebenezera Rojta, który po ukazaniu się pierwszej książki Gajewskiej o Lemie Zagłada i gwiazdy tak celnie wykpił jej interpretację jedenastej podróży Iljona Tichego (http://kompromitacje.blogspot.com/2021/11/gajewska-czyta-lema.html, dostęp 9 stycznia 2022 roku).