05/2022

Bogusław Czarny

Kto potrafi, niech zrobi lepiej

O tej biografii można powiedzieć wiele dobrego. Jej mocną stroną jest zrekonstruowana przez autorkę historia rodziców Stanisława Lema, czyli Samuela Lehma, zamożnego lwowskiego lekarza i społecznika, zasymilowanego polskiego Żyda, oraz Sabiny Wolner, gospodyni domowej pochodzącej z tradycyjnej żydowskiej rodziny z Przemyśla. Efektem jest m.in. dość arkadyjski obraz dzieciństwa pisarza. Równie ważne są nowe ustalenia Gajewskiej dotyczące mało znanych losów dwudziestoparoletniego Stanisława i jego bliskich w okupowanym Lwowie. Wiarygodne wydają mi się sugestie, że te przeżycia wyjaśniają wiele późniejszych zachowań autora Cyberiady (np. duże znaczenie przywiązywane przezeń do pieniędzy, które wtedy uratowały życie jemu i jego rodzicom).

Cała książka pełna jest znanych i nieznanych wcześniej informacji o życiu Lema, jego rodziców, żony i syna w Krakowie, zdobytych przez autorkę m.in. dzięki dostępowi do prywatnego archiwum pisarza. Mam na myśli np. głęboko poruszający list Lema z 1945 roku do kuzyna Mariana Hemara. Dla lemologów istotne są szczegółowe informacje o naukowych ambicjach autora Etiologii nowotworów, o trapiących go chorobach, depresjach, wahaniach nastroju, o szybko rosnącej zamożności, o pewnej jednowymiarowości jego, jakby pozbawionego refleksji egzystencjalnej, życia wewnętrznego, o drażliwości i próżności, o poczuciu humoru, o sposobie pracy, o powstawaniu wielkich książek i o ich podskórnych powiązaniach, o filmach Lema, o wieloletniej znajomości z Ursulą Le Guin, o przenikliwości i o naiwności jego diagnoz sytuacji politycznej w Polsce i na świecie na przełomie XXXXI wieku.

To dobrze, że Gajewska nie ukrywa pomyłek autora Dzienników gwiazdowych, np. rzeczowych, jak tej dotyczącej nazwiska odkrywcy rzekomych kanałów na Marsie lub tej dotyczącej temperatury rozkładu kwasów, które wytknął mu Władysław Kapuściński. Te pomyłki urealniają rozpowszechniony w Polsce, z lekka odpustowy, obraz Mędrca Potrafiącego Czytać Przyszłość. Gorzej, że nie znalazłem w Wypędzonym… informacji o Lema sławnym projekcie superczołgu, w 1944 roku wysłanym do ministerstwa obrony w Moskwie wraz z propozycją współpracy. Nie znalazłem także odpowiedzi na pytanie, czy w 1994 roku Lem wiedział o krótkim pobycie w Polsce Mieczysława Choynowskiego. Schorowany, prawie niewidomy i pozbawiony pieniędzy osiemdziesięciopięcioletni Choynowski, opiekun i mentor młodego Stanisława, desperacko i nieskutecznie szukał wtedy szansy powrotu do kraju.

Oczywiście nie ma sensu streszczać ustaleń autorki rozrzuconych na ponad siedmiuset stronach jej książki. Dodam więc tylko, że tę biografię czyta się dobrze, czego nie zmieniają ślady pośpiechu, w jakim powstawała. Na przykład co jakiś czas straszy manieryczny czasownik „generować” („wyzwania etyczne generowane przez nowe technologie”, s. 361; podobnie na stronach: 10, 221, 325, 337). A jakie słabości ma historia życia Stanisława Lema opowiedziana przez Agnieszkę Gajewską?

W opublikowanym w Niemczech przez „Neue Rundschau” autobiograficznym artykule Mein Leben (1983) autor Niezwyciężonego mówił o sobie: „Poproszony o napisanie autobiografii Einstein nie rozwodził się nad swym życiem, lecz nad najukochańszym potomstwem: teoriami, dziećmi zrodzonymi przez jego umysł. Nie jestem wprawdzie Einsteinem, ale pod tym względem przypominam go: uważam bowiem, że najważniejsze w mej biografii są zmagania intelektualne, a reszta ma raczej charakter anegdotyczny”. Jaka szkoda, że Wypędzony… dotyczy przede wszystkim tej „anegdotycznej reszty” i nie jest pełnowartościową „biografią intelektualną” Stanisława Lema! Nie znaczy to, że Gajewska w ogóle nie wypowiada się o poglądach Lema, problemem jest jednak powierzchowność niektórych spośród jej opinii. Innymi słowy, okazała się ona świetnym historykiem i detektywem, ale gorszym czytelnikiem Lema intelektualisty.

Wypędzonym… próżno bowiem szukać odpowiedzi na pytania w rodzaju: o co właściwie chodziło Leszkowi Kołakowskiemu, kiedy krytykował Summę technologiae, a także czy ta krytyka była zasadna? Jak zmieniały się poglądy Lema na temat świadomego sterowania dalszą ewolucją człowieka i jego gruntownej przebudowy? Jak wyobrażał on sobie psychikę maszyn? Jak mają się wytwory Lemowej imaginacji, w rodzaju myślących komputerów, takich jak Golem XIV i Zacna Ania (Honest Annie), do religijnych i filozoficznych koncepcji Boga? Krótko mówiąc, Gajewska pomija wiele ważnych pytań dotyczących, źródeł, treści i ewolucji poglądów swojego bohatera.

A kiedy już autorka zabiera się za Stanisława Lema obraz świata, pojawiają się problemy małe i duże. O ważnych dla pisarza poglądach Norberta Wienera z Cybernetics or Control and Communication in the Animal and the Machine (1948) pisze: „taka wizja wiązała się z określonym światopoglądem, w którym więzi społeczne powstają poprzez wymianę informacji podlegających entropii”. Podobnymi ogólnikami, banałami, niejasnościami Gajewska posługuje się nie tylko w tym miejscu. Na przykład analizując Summę technologiae, stwierdza, że Lem „zastanawiał się też, w jaki sposób […] pokrewieństwo człowieka z maszyną wpłynie na utratę jego funkcji poznawczych oraz informacyjną i duchową alienację”. Pisząc zaś o Golemie XIV, donosi, że Golem „poznaje otaczające zjawiska w sposób niezwykle złożony, w związku z czym wynikami pracy może się podzielić ze swoimi konstruktorami wyłącznie cząstkowo”.

Moim zdaniem większym problemem jest to, że – wbrew zapowiedziom wydawcy o „kompleksowości i bezkompromisowości” tej biografii – opowieść o trudnym związku Lema z marksizmem wymaga napisania od nowa. Owszem, autorka informuje o zachwalających komunizm i realny socjalizm artykułach, opowiadaniach i książkach współautora Jachtu „Paradise”, a także przywołuje stosowne cytaty, np. z Dziennika Jana Józefa Szczepańskiego („Byłem u Lema. Powiedział: – Rok temu ty byłeś na tych samych pozycjach co teraz, a ja byłem bardzo czerwony. Dziś [chodzi o listopad 1956 roku – BCz] jesteśmy na tych samych pozycjach”). Kiedy jednak przychodzi do uogólnień, pisze, że chodziło o chwilowe uwiedzenie „socrealizmem” (s. 627, podobnie np. s. 249) i o – bliżej niesprecyzowany – „antyimperializm” i że – ostatecznie – pisarz „nie wyrządził swoimi poglądami nikomu krzywdy” (s. 251). Wszak nie pisał żadnych raportów, donosów, „nikt przez niego nie stracił pracy, nikt nie miał z jego powodu nieprzyjemności i pretensji po latach” (tamże; zob. także s. 562–563).

Ważne części marksizmu, wbrew Gajewskiej (zob. także s. 256, 520–521), przetrwały jednak u Lema również po 1956 roku, co dotyczy np. materializmu historycznego („histmatu”), czyli marksistowskiej historiozofii, z wizją społeczeństwa komunistycznego jako zwieńczenia rozwoju społecznego. Na przykład w 1962 roku w eseju O granicach postępu technicznego autor informował czytelnika, że kresem ewolucji społeczeństw jest komunizm i że, „celem moralnym socjalizmu jest zlikwidowanie wyzysku”, a „celem komunizmu nieodwracalne i całkowite zburzenie, unicestwienie wszelkich ograniczeń wolności człowieka przez człowieka” (zob. Wejście na orbitę z 1962 roku, s. 200).

Jeszcze ważniejszy jest opublikowany w listopadzie 1967 roku na pierwszej stronie organu Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej „Gazety Krakowskiej” artykuł Lema pt. Wells, Lenin i przyszłość świata (pisownia oryginalna). Starszy o dwadzieścia lat od tego Lema, który – zgodnie z relacją najbliższych – wierzył w stonkę zrzucaną przez Amerykanów na polskie pola, Lem, przy okazji pięćdziesiątej rocznicy rewolucji październikowej, pisał m.in., że jedyną poważną teorią przemian społeczeństw ludzkich, równie naukową, jak np. astrofizyka i teoria ewolucji, jest marksistowski materializm historyczny. Przeciwstawiał „rozmach myśli” i „realizm” Włodzimierza Lenina „utopistom” w rodzaju Herberta G. Wellsa. Zachwalając rewolucję, krytykował „pomysł […] przejścia [od formacji kapitalistycznej] do stanu kolektywizacji socjalistycznej – drogą łagodnych, powolnych przejść ewolucyjnych”. Myślę, że chodzi tu o naturalny etap ewolucji poglądów autora Głosu Pana; tamten Lem, nadal mieszkał w tym Lemie, mimo że temu Lemowi coraz bliżej było już do Karla Raimunda Poppera i Willarda Van Omana Quine’a.

Nie bez znaczenia, sądzę, jest i to, że społeczne przemiany – zwykle – napędza u Lema (zgodnie z regułami „histmatu”) ewolucja zautonomizowanej technologii, np. rozwój inżynierii genetycznej (czyli, w języku partyjnego aparatczyka, „postępujący rozwój sił wytwórczych”). Jeszcze na początku XXI wieku w Tako rzecze Lem (2002) pisarz wielokrotnie podkreślał, że „technologia jest zmienną niezależną od cywilizacji” (zob. np. s. 289 lub s. 474 tego wywiadu-rzeki). Z marksisty została w nim wtedy już tylko ta banalna (banalna dzięki marksizmowi właśnie!) teza o wielkim znaczeniu rozwoju technologii dla ewolucji społeczeństw. Niemniej, zapytany przez Stanisława Beresia wprost o marksizm, co prawda odrzucił dialektykę i cukierkową wizję komunizmu, lecz powstrzymał się od bezpośredniej krytyki materializmu historycznego (zob. s. 367 i następne). Wszystko to Gajewska pokrywa milczeniem.

I wreszcie – czy zafascynowany komunizmem Lem „nikomu nie szkodził”? Ten pogląd Gajewskiej mam za naiwny. Jego wychwalające komunizm książki (np. Astronauci, Sezam, płomienny Obłok Magellana z rozdziałem Komuniści!) ogromnymi nakładami wsiąkały w Polskę, kształtując świadomość i wpływając na życiowe wybory i losy czytelników, w tym bardzo młodych czytelników. Talent autora sprawił, że jego słowa były bardziej skuteczne od wysiłków całych komitetów partyjnych.

Tak, przez dziesięciolecia Lem propagował komunizm. Nie o oskarżenie tu jednak chodzi, nie o wezwanie do zmiany nazw planetoid, szkół i ulic, ale o prawdę o wielkim polskim pisarzu i prawdę o tamtej Polsce. Lem (jak tylu innych intelektualistów!) dał się uwieść Pięknej Bajce o Szczęściu Powszechnym. Cóż, obrazy świata, które wytwarzamy, mają wewnętrzną logikę i – być może – bez tej Lemowej naiwności nie byłoby Cyberiady, Solaris, Maski. To nie jest oskarżenie także dlatego, że ważny jest bilans wszystkich czynów i zaniechań. Wszak z olśniewających książek Lema pokolenia urzeczonych Lemem Polaków i nie tylko Polaków już od ponad pół wieku uczą się, i długo jeszcze będą się uczyć, Dobra, Prawdy i Piękna.

Dodam jeszcze, że zaniedbania piszącej o marksizmie Lema Gajewskiej zaskakują. Wypowiadając się o tych sprawach, mogła wszak skorzystać np. ze znanych, obszernych i wnikliwych analiz Ebenezera Rojta (http://kompromitacje.blogspot.com/search?q=Lem+marksizm, dostęp 15 stycznia 2022 roku). Tego samego Ebenezera Rojta, który po ukazaniu się pierwszej książki Gajewskiej o Lemie Zagłada i gwiazdy tak celnie wykpił jej interpretację jedenastej podróży Iljona Tichego (http://kompromitacje.blogspot.com/2021/11/gajewska-czyta-lema.html, dostęp 9 stycznia 2022 roku).

Autorce tej biografii należy się szacunek i wdzięczność miłośników książek Stanisława Lema. Nauka jest działaniem zbiorowym, błędy jednych naprawiają inni. Żeby sięgnąć wyżej, stajemy na ramionach olbrzymów, a po książkach Gajewskiej lemologia już nigdy nie będzie taka jak wcześniej. Na krakowskim Salwatorze, pod kamykami żydowskim zwyczajem kładzionymi na grób widać wyryte w kamieniu słowa Mistrza: feci, quod potui, faciant meliora potentes (zrobiłem, co mogłem, kto potrafi, niech zrobi lepiej). Profesor Agnieszka Gajewska może je z dumą powtórzyć.
Agnieszka Gajewska: Stanisław Lem. Wypędzony z Wysokiego Zamku. Biografia.
Wydawnictwo Literackie,
Warszawa 2021, s. 714.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.