Saint-Dyé, 3.8.79.
Po drugie dlatego, że Twój stosunek do siebie samego, do przyjaciół, do innych i do życia w ogóle bardzo mi się podoba – odpowiada mojemu i odpowiada czułej, żywej przyjaźni, która nas łączy już od tylu lat!
Po trzecie dlatego, że, mimo naszego sceptycyzmu co do ludzkiej bezinteresowności i bezstronności sądów, cieszy mnie, że jesteś otoczony tak żywą i ciepłą przyjaźnią, bo na nią zasłużyłeś, jako człowiek dobry, mądry i jeden z najmniej zakłamanych, jakich znam.
Nie potrzebuję Ci mówić, jak mi się podoba uczucie, które łączy Cię z Zosią. Zawsze było to dla mnie jasne, ale widzę teraz (i doskonale to rozumiem), że Zosia nie tylko cierpi nad Twym stanem bardziej od Ciebie, ale okazuje wszystkie wspaniałe zalety swego charakteru, serca i inteligencji. Jesteście jedną z rzadkich „par” małżeńskich, które mogą zachęcić do tej na ogół przechwalonej instytucji.
Ja czuję się od wczoraj znacznie lepiej, nabrałem apetytu, przestałem mieć bóle – może trochę dzięki lekarstwom Cotlenki, bardziej chyba z powodu spokoju, miłego domu, dobrej tu atmosfery. Leonor bardzo się o Ciebie zawsze wypytuje, ma do Was nie tylko z powodu mnie żywą sympatię – nic zresztą dziwnego, bo ma alergię do wszelkich form fałszu i intuicyjnie czuje i Twoją, i Zosi „atmosferę”. Powiedziała mi, że chciałaby Ci podarować rysunek (nie litografię), żebym Ci nie mówił, następnym razem przywiozę.
Posyłam Ci (bo może Cię zaciekawi) artykuł przesłany mi przez Lewandowskiego. Nie wie on, że z Baczyńskim byłem w jednej klasie i że moja krótkotrwała (bo wkrótce przeniesiono mnie od Batorego do Rydzyny) przyjaźń z nim zawiązała się na tym właśnie tle: kiedy zaczęto prześladować mego najlepszego przyjaciela Ryśka Bychowskiego, przezywając go „od Żydów”, w krwawej bójce, którą wywołałem, przyłączył się do nas (Ryśka i mnie) tylko Baczyński i 3 innych kolegów (na trzydziestu kilku). Bychowski został później zestrzelony w bombowcu w czasie raidu nad Kolonią w 42 r.
Podobne doświadczenie (choć tragiczniejsze) miałem później w Rydzynie: mój najlepszy przyjaciel tam, Andrzej Stamirski, popełnił samobójstwo w podchorążówce w Grudziądzu w r. 1938 (był o rok starszy ode mnie), tak go prześladowano za „żydostwo” (a ojciec, bogaty przemysłowiec, był ekslegionistą z Virtuti Militari). Uważam, że tekst Lewandowskiego zasługuje na wydanie i jestem pewien, że jego analiza tych „luk” w krytyce literackiej na temat poezji Baczyńskiego jest słuszna.
Zjawię się u Ciebie nie w przyszłym tygodniu (bo mam ciężki tydzień przed sobą), ale na pewno w zaprzyszłym!
Ściskam Cię czule!
Kot
„Rysiek”, czyli Jan Ryszard Bychowski (ur. 1922), nie zginął, jak czytamy w liście, w roku 1942. Okoliczności jego śmierci akuratnie podaje Joanna Olczak-Ronikier: „w nocy z 22 na 23 maja 1944, kiedy wracał ze swoim dywizjonem z bombardowania Dortmundu, jego Lancaster został ostrzelany przez huraganowy ogień niemieckich dział przeciwlotniczych. Zginął przy lądowaniu na lotnisku w Blackpool” (Krzyś i Ryś, „Zeszyty Literackie”, nr 142).
O Andrzeju Stamirskim i jego samobójstwie Jeleński pisze szerzej we wspomnianym liście do Lewandowskiego. „W przeciwieństwie do Ryśka, Andrzej miał ten rzadki «żydowski typ» z karykatury «Stürmera» – był naprawdę bardzo brzydki. W Rydzynie nie miał z tego powodu żadnych przykrości (ale przyjaźń nasza polegała również na tym, że w przeciwieństwie do rodziców do żydostwa się poczuwał i że dużo na ten temat mówiliśmy ze sobą – ostro reagując na każdy (rzadki zresztą) przejaw antysemickich «poglądów» w szkole). Stamirski był o klasę wyżej ode mnie (co w Rydzynie nie grało roli – przyjaźnie w internacie były «międzyklasowe»). Po wakacjach 38 r. dostałem od niego zrozpaczony list ze Szkoły Podchorążych w Grudziądzu. Był przez kolegów nieludzko prześladowany – nie pomagała tu legionowa przeszłość ojca, ani Virtuti. Napisałem zaraz do jego ojca, błagając go, żeby zrobił, co mógł, żeby Andrzeja stamtąd wydostać – niech go sprowadzi pod jakimkolwiek pretekstem, niech uzyska świadectwo lekarskie załamania nerwowego (kierowałem go do Gustawa Bychowskiego – ojca Ryśka). Było za późno. Zanim stary Stamirski (jak twierdził) dostał mój list (ja myślę: zanim przyjął to do świadomości – on, przyjaciel Sławka, Prystora itd.!), Andrzej popełnił w Grudziądzu samobójstwo…” (ZL 21).
Lekarz, którego nazwisko Jeleński przywołuje w liście do Hertza, to Vadim Cotlenko, paryski doktor zaprzyjaźniony także z Józefem Czapskim.
Interpunkcja i pisownia listu zostały zmodernizowane, przy zachowaniu elementów specyficznych dla autora (np. zapis wyrazu „raid”). Oryginał znajduje się w Archiwum Instytutu Literackiego i jest drukowany za łaskawą zgodą Stowarzyszenia Instytut Literacki Kultura.
Za pomoc przy opracowaniu listu dziękuję Annie Bernhardt, Marii Prussak, Mikołajowi Nowak-Rogozińskiemu oraz Piotrowi Mitznerowi.
Opracował i podał do druku Paweł Bem