W ich opracowaniu pomogły źródła, dzięki którym udało się poznać kontekst relacji oraz istotne fakty. Są to przede wszystkim: Jarosław Iwaszkiewicz, Listy z podróży do Ameryki Południowej, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1954; Jarosław Iwaszkiewicz, Dzienniki 1955–1963, oprac. i przyp. Agnieszka i Robert Papieski, Radosław Romaniuk, wstęp Andrzej Gronczewski, Czytelnik, Warszawa 2010; Anna i Jarosław Iwaszkiewiczowie, Jerzy Lisowski, Listy 1947–1979, tom
Iwaszkiewiczowie poznali autorkę listów i jej męża, Mariano Carlosa Quintanę Unzué, w Kopenhadze, gdzie ten ostatni sprawował funkcję ambasadora Argentyny. Przyjaźń umocniła się dzięki kolejnej nominacji obu dyplomatów i półrocznemu pobytowi Jarosława Iwaszkiewicza na placówce w Brukseli. To wtedy zapewne pisarz nadał Carmen Quintanie przydomek „Perla”. Przyjął się on w najbliższym otoczeniu Iwaszkiewiczów do tego stopnia, że gdy autor przygotowywał do druku swoje listy wysyłane do bliskich w czasie dwóch wypraw do Ameryki Południowej – wydane pod tytułem Listy z podróży do Ameryki Południowej – pseudonimował małżeństwo Quintanów jako „państwo P.”. W zawartych w tej książce relacjach wyczuć można bez trudu radość pisarza z ponownego spotkania: „W dalszym ciągu żyję jak we śnie. […] Przyczyniła się także do tego może i przyjaźń moja z panią P. – zdawało się od tylu lat zapomniana, odległością nieprzekraczalną rozdarta i skazana na powolne zamieranie – a teraz niespodziewanym zbiegiem okoliczności odnowiona i przebiegająca na jakiejś takiej zupełnie nierealnej, powiedziałbym nawet baśniowej płaszczyźnie. Nie myśleliśmy, ja w Polsce, a ona w dalekiej Argentynie, wymieniając od tylu lat listy, że się jeszcze kiedy spotkamy. I oto los sprowadził nas znowu na chwilę – jako poważnych, starszych ludzi. Opowiadamy sobie o naszych wnukach – jeżeli porzucając wspomnienia chcemy powrócić do teraźniejszości. Ona ma ich pięcioro, ja na razie dwoje. Wczoraj spędziłem u niej całe popołudnie w ich «pięknym» – niesłychanie «wyczupirzonym» na biało salonie. Robiła na drutach jakieś majteczki dla jednego z wnuków, a ja przypatrywałem się jej pięknemu profilowi. A potem, jak dawniej, akompaniowałem jej do ludowych pieśni, które zawsze jeszcze bardzo pięknie śpiewa. Właściwie mówiąc śpiewa lepiej niż dawniej, bo miała tę cierpliwość, że wydawszy córki za mąż, ożeniwszy syna, zaczęła się na nowo uczyć śpiewu u bardzo dobrego profesora, który jej nieco poprawił emisję i bardzo surowo przekontrolował trzymanie się taktu. Jednym słowem śpiewa lepiej niż dawniej i z wielką radością usłyszałem dawne piosenki” (s. 66–67).
Zarówno Perla, jak i jej mąż pochodzili z zamożnych i ustosunkowanych rodzin argentyńskich. Wspomina o tym Iwaszkiewicz w Listach z podróży do Ameryki Południowej: „Pani P. opowiada mi bardzo dużo o tutejszej wsi. […] opowiada mi o de Rosasie i jego zbrodniach, o legendach, które zachowały się w ich rodzinie (starej argentyńskiej rodzinie – ojciec jej męża był przez krótki czas prezydentem Rzeczypospolitej tutejszej), ale to wszystko razem jest bardzo jeszcze dziewiętnastowieczne jak cały styl tutejszego życia” (s. 67–68). Owa „dziewiętnastowieczność” środowiska, które pisarz poznał dzięki Quintanom w Buenos Aires, zdaje się go zaskakiwać jako anachronizm z punktu widzenia Europejczyka. Pisarz zauważa rozdwojenie się Perli pomiędzy udziałem w snobistycznym życiu towarzyskim argentyńskich elit z jednej strony a dbałością o życie rodzinne, skupieniem na dzieciach i wnukach, skrupulatnym gospodarowaniem majątkami ziemskimi z drugiej. Wynika to również z treści niniejszej korespondencji.
Listy Perli zdradzają, że w 1948 roku autorkę z adresatem połączyło uczucie wykraczające poza domenę przyjaźni. Świadczą o tym zarówno jej słowa, jak i – może nawet bardziej wymownie – liczne niedopowiedzenia. Dzięki zwierzeniom pisarza zawartym w listach do Jerzego Lisowskiego z lat 1948–1949 wiemy, że fascynacja była obopólna. Listy od niej określa mianem „listów ważnych”, niecierpliwie oczekuje jej odpowiedzi. Będąc jeszcze w Ameryce Południowej, wspomina „bardzo sublimowany flirt” (t.
Ostatnie spotkanie Jarosława Iwaszkiewicza z Perlą Quintaną miało miejsce wiosną 1953 roku, gdy pisarz wracał z Chile przez Buenos Aires i – jak zapisał w notatkach włączonych później do tomu
Dowiedziawszy się o śmierci Perli, Iwaszkiewicz, w syntetycznej notatce, wiąże wspomnienie o przyjaciółce z informacją o polskim statku transatlantyckim. Świadomie czy też nie, odnosi się w ten sposób do obrazu tak często kreślonego przez nią w listach – obrazu dwóch odległych światów i dwóch bliskich sobie osób rozdzielonych wodami Atlantyku: „Perla Quintana umarła, «Batory» ma być zastąpiony innym statkiem. Kiedy się jest starym, widzi się już całość życia ludzi i przedmiotów, domów, okrętów. […] Perla [była] «damą» z dyplomacji, z argentyńskiej arystokracji, widzę całe jej życie jak z perspektywy ptaka” (Dzienniki, t.
Małgorzata Zawadzka
[…]
Bruksela, 1 wrz. 1938
Moje życie w Brukseli nie jest zbytnio ciekawe, a nawet bardzo mało, śmiem twierdzić. Po powrocie z Argentyny miałam przyjemność gościć moją siostrę1 przez cały rok. Byłyśmy razem w Anglii i podróżowałyśmy po Niemczech, by w końcu znaleźć się w Czechosłowacji, gdzie zatrzymałyśmy się na wypoczynek. Były to dla nas obu wakacje – tylko we dwie, bez domowych czy rodzinnych trosk. W ubiegłym roku siostra wyjechała i od tej pory moja rodzina – tak liczna dzięki wizycie mojego brata i siostrzenicy, którzy mieszkali u nas – ogranicza się do trzech osób. Carmen2 pojechała do Argentyny w listopadzie, by spędzić trochę czasu ze swoją babką oraz potowarzyszyć trochę bratu, który studiuje prawo i, Bogu dzięki, dobrze się uczy. Bardzo się jej u nas podoba, ale na razie tylko zabawa jej w głowie, a ja cieszę się, że zawsze byłam przeciwna zawieraniu małżeństw w tym wieku, gdy człowiek jest zakochany w miłości.
W tym roku zaczęłam ćwiczyć śpiew i dałam mały występ na rzecz działalności księżnej Marie de Croÿ3. Program obejmował kilka hiszpańskich pieśni z
Obecnie przygotowuję podróż do Argentyny. 8 października wypływamy z Boulogne na pokładzie „Almeda Star”6, na pięć miesięcy, w stronę słońca! Mimo wszystko nie bez żalu opuszczam Europę! Każdego dnia jakaś nowa sprawa próbuje mnie tu zatrzymać. Perspektywa odwiedzenia Państwa i poznania kraju takiego jak Wasz jest jedną z nich, mam jednak nadzieję, że pewnego dnia uda mi się przyjechać, o ile zechce Pan podtrzymać zaproszenie. To ciekawe, że popełnił Pan taką pomyłkę, wysyłając mi swoją książkę akurat do Rzymu7. W ubiegłym roku przez miesiąc podróżowaliśmy po Włoszech autem i kraj ten urzekł mnie swoim pięknem. To Bóg, i to człowiek. Prawdziwy cud, jakiego nie widzi się nigdzie indziej. Człowiek darzący szacunkiem przyrodę i inspirujący się jej capolavoro8 podczas tworzenia własnego. A teraz nowy kontynent na powrót zanurzy mnie w cokolwiek dzikim życiu na wielkich równinach 9! Z radością dowiaduję się o poprawie stanu zdrowia Pańskiej Żony10. Biedny Przyjacielu, rozumiem, z jak trudnymi rzeczami musiał się Pan mierzyć, mam jednak nadzieję, że teraz wszystko zacznie się układać i że, kiedy znowu się spotkamy, znajdę Państwa na powrót bardzo szczęśliwymi. Poruszyło mnie to, co pisze mi Pan o swoim życiu, i doceniam ten dowód zaufania. W żadnym razie mnie Pan nie zanudza, zresztą wie Pan o tym, inaczej by mi Pan o tym wszystkim nie powiedział. To jeden z Pana żartów, jak ten o skromnym autorze słynnej książki! Nie, Drogi Przyjacielu, nigdy nie zapominam miejsca, w którym skrywam coś lub przechowuję, choćby to było jedynie przywiązanie.
A teraz proszę mi pozwolić pogratulować Panu sukcesu Pańskich utworów. Z wielkim zainteresowaniem czytam Pańską książkę, a gdy ją skończę, powiem Panu, dlaczego tak bardzo mi się podoba. Żałuję, że nie będzie mnie w Brukseli tej zimy, kiedy to przyjeżdża Pańska Bratanica11, chciałabym jednak, by poznała pewną moją znajomą, panią de [Seume], która będzie szczęśliwa, mogąc Jej pomóc się tutaj odnaleźć. Jest to urocza światowa dama często przyjmująca do siebie młode dziewczęta jako „paying guests”12, Rosjanka mieszkająca od ponad 15 lat w Brukseli przy bulwarze Waterloo nr 95. Pozwolę sobie pomówić z nią o Pańskiej Bratanicy, o ile uważa Pan, że byłoby Jej to na rękę.
Smutno mi wyjeżdżać bez ujrzenia Pana teraz, gdy Pana odnalazłam. Proszę pozdrowić ode mnie Siostrę13, o ile zachowała choć mgliste o mnie wspomnienie, oraz Córki, które tak polubiłam. Wyrazy sympatii dla Anny oraz wielkiej i szczerej przyjaźni dla Pana
Perla Quintana
[…]
15 września 1948
Buenos Aires
Pańska
Carmen S.E. de Quintana
[…]
[Dalszy ciąg można przeczytać w numerze.]