04/2024

Leszek Bugajski

Majdan, niebotyki

Marian Pilot 1936–2024
Wypowiedziane na pogrzebie Mariana Pilota na warszawskich Powązkach 15 lutego 2024 roku


Ponad sześćdziesiąt lat temu Henryk Bereza, kiedy przeczytał pierwszą książkę wówczas dwudziestokilkuletniego Mariana Pilota, napisał, że autor Panien szczerbatych debiutował „znacząco, ale bez rozgłosu”. W miarę upływu lat to „znacząco” stopniowo rosło, aż do „wybitności”, a niekiedy przybierało kształt frazy: „jeden z najwybitniejszych”. I to było, jest i – miejmy nadzieję – będzie właściwe określenie pozycji, jaką Marian zajął w polskiej literaturze.

Kłopot natomiast z tym „bez rozgłosu”. Szedł swoją artystyczną drogą, nie kalkulując i nie dopuszczając pisarskich kompromisów, więc miał opinię pisarza trudnego, niezależnego, osobnego. Czy mógł pisać inaczej? Oczywiście mógł, co widać chociażby w jego Wodzireju, o tym zaświadczają też napisane przez niego scenariusze filmowe. Mógł starać się o rozgłos, ale nie chciał, bo wiedział, że musiałby wtedy sprzeniewierzyć się swojej literaturze. Taki po prostu był: skromny, przyjazny innym, ale miał w sobie siłę i determinację, by trwać przy swoim, co zresztą skutkowało literackimi nagrodami, lecz oczywiście nie gwiazdorstwem, a jedynie szacunkiem u tych, którzy rozumieli jego literacką wyjątkowość.

Tu trzeba powiedzieć to, co wszyscy pewnie wiedzą. Marian Pilot należał do tej części swojego pokolenia, która przeniosła się ze wsi do miasta z wszystkimi tego konsekwencjami. Przez początkowy okres twórczości pisał o świecie, który opuścił, ale pisał, zachowując dystans, jakby był tylko i wyłącznie obserwatorem, może nawet zawstydzonym obserwatorem. A potem przyszedł czas gniewu na to zawstydzenie, na samego siebie. I pojawia się powieść Majdan. Jej narrator jest pierwszoosobowy. Gdy pisze o swojej ucieczce ze wsi, używa mocnych słów, które nie mają deprecjonować tamtego świata, ale uderzyć w niego samego, ukarać go za to, że uciekając, zerwał z kulturą, która go ukształtowała i zapisała się w nim tak mocno, że nie pozwoliła mu bez reszty wejść w kulturę miejską. I że jego ucieczka, jak mówi bohater powieści, była „ucieczką w rozkraczność”. A cenę takiego wykorzenienia i niezakorzenienia narrator opisuje bez litości dla siebie – widzi się „spłaszczonego samoobronnie, łaszącego się” itd. To w sumie brutalny opis uświadamiania sobie, że tzw. awans społeczny może prowadzić do wewnętrznego dramatu, a nie do szczęścia.

Majdanem łączą się kolejne utwory z lat siedemdziesiątych minionego wieku. Jak się domyślam, był to dla Mariana czas namysłu nad literaturą i – moim zdaniem – nadmiernych wyrzutów sumienia, że zdradził wieś. Mówił o tym wprost w wywiadach, o wstydzie z powodu języka, który odróżniał go od miastowych, i o tym, że podobnie przeżywali to jego rówieśnicy, którzy doświadczyli takiej samej życiowej zmiany. A on sam, mówiąc najkrócej, wyzwolony z tego wstydu, wracał do języka gwarowego, wpasowywał go już teraz bez ograniczeń innych niż artystyczne w fundament swojej literatury, korzystając ze znakomitego słuchu językowego i słowotwórczej biegłości.

To zaowocowało prozą językowo rozbuchaną, ale wysmakowaną i poprowadziło go – w jedną stronę – do sukcesu powieści Pióropusz. A w drugą do napisania esejów Matecznik, którymi oddał hołd swojej ziemi rodzinnej, i także do książki Ssapy, szkudły, świętojanki. Słownik dawnej gwary Siedlikowa, czyli gwary miejscowości, z której pochodził. Myślę, że te książki traktował jak rodzaj ekspiacji za to, że chciał kiedyś radykalnie odwrócić się od swojego miejsca na ziemi.

Z dzisiejszego punktu widzenia najbardziej poruszający jest ostatni tom prozy Mariana Pilota – cztery utwory zamknięte w tomie Niebotyki. Jak napisał na ostatniej stronicy okładki, w nich „śmierć hula w najlepsze”. Nie chcę się tu niestosownie wymądrzać, że to jego testament czy że chciał nas zostawić właśnie z taką, a nie inną prozą. Przypomnę tylko otwierającą książkę miniaturę prozatorską. Jej narrator idzie z matką „polną dróżką z cmentarza, na którym matka jest pogrzebana”. Nieważne w tej chwili, o czym rozmawiają ani że matka widzi kogoś, kto też „zmartwychwstał”, i cieszy się, że ona była pierwsza. O co tu chodzi? O siłę naszej pamięci o zmarłych. Jeśli o nich pamiętamy, to nasza pamięć, wyobraźnia przywraca ich do życia i sprawia, że pozostają między nami.

Marian Pilot: Majdan.
Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza,
Warszawa 1969.
Marian Pilot: Niebotyki.
Wydawnictwo Literackie,
Kraków 2017, s. 436
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.