Bywa i tak, że książka poetycka nie wymaga lektury strategicznej, ponieważ jej racją jest sam fakt istnienia. Jednak nawet wówczas chciałaby jakiegoś rodzaju uzasadnienia, potwierdzenia – że nie wodzi na pokuszenie, że nie chce udawać, lecz dawać, że to nie jest fejk. To jest fajka Tadeusza Dąbrowskiego jest dla mnie taką książką.
Zawartość książki pozwala spojrzeć na dorobek poety z perspektywy całości, ułatwia wskazanie najważniejszych motywów, najczęściej użytych figur, środków stylistycznych, metafor, symboli, podstawowych problemów – wszystko to bez wątpienia stanowić będzie materię wielu prac seminaryjnych, artykułów naukowych, referatów na konferencjach. Ponieważ jestem gorącym zwolennikiem opinii wyrażonej niegdyś przez Czesława Miłosza, że „poloniści mają niezwykły dar doszukiwania się problemów absolutnie wszędzie”, dodam dla porządku, iż książka zawiera trzysta czterdzieści siedem wierszy, co daje średnią 43,3 wiersza na tom. Każdy z dwóch pierwszych tomów mieści równo po czterdzieści cztery utwory… Ponadto znalazło się tu przeszło siedemdziesiąt wierszy o charakterze autotematycznym, a zatem tak czy inaczej odnoszących się do kwestii tworzenia, pisania, języka, gramatyki, literatury, wiersza.
Czy to wiele?
Trudno odpowiedzieć w sposób jednoznaczny, zarazem jednak trudno ten fakt pominąć milczeniem. Tadeusz Dąbrowski jest z pewnością poetą, który dysponuje rozbudowaną świadomością warsztatową, czemu daje wyraz w wierszach. Czy należy on przy tym do grona twórców, którzy muszą „wypowiadać Wiersz”?
Można odnieść wrażenie, że niektóre teksty w dorobku Dąbrowskiego mogłyby wywołać u Gombrowicza drwiący grymas, skrzywienie wąskiej linii ust:
Na dziś dzień dysponuję
pięcioma rodzajami kobiet,
pięcioma obrazami zim,
jednym rodzajem uczuć.
Lecz kilka osób we mnie
wierzy, mówią, że w każdej
chwili mógłbym napisać
wiersz.
Przywołany utwór, pochodzący z debiutanckich Wypieków, jest typowym przykładem autotematycznego chwytu stosowanego we współczesnej poezji, w tym wypadku zgrabnym i niebudzącym irytacji, ale zarazem tylko pozornie pogłębiającym spojrzenie na rzeczywistość, nawet jeśli ukazana jest ona wyłącznie w kontekście warsztatowym. Dostrzegam tu po prostu jakiś rodzaj drogi „na skróty”, która nie ma końca, bo faktycznie w każdej chwili można wtrącić coś o metaforze, wierszu, języku. Również w późniejszych tomach Tadeusz Dąbrowski skwapliwie korzysta z tego manewru:
Muszę się spisać, muszę spisać ciebie,
przeszyć dwa życia fastrygą języka.
Numerki i numery są tylko po to, żeby
przypisać się do ciebie, choć wolałbym być
mniej rzetelny, a bardziej intertekstualny,
po prostu pisać nas
sobie.
Chciałbym zostać dobrze zrozumiany: nie są to wiersze złe czy nieporadne. Wręcz przeciwnie na diagramie dr. J. Evansa Pritcharda otrzymałyby wysoką pozycję w zakresie artyzmu – są napisane z biegłością i znawstwem zawodowego erudyty. Ich lekturze towarzyszy jednak nieodmienne poczucie szkolarskiej wprawki. Piszę to bez pogardliwej ironii: lubię sobie wyobrażać Tadeusza Dąbrowskiego jako wykładowcę
Chodziłoby tu więc o kwestię rzemiosła i zasadę decorum – zgodności treści oraz formy. Widać to szczególnie wyraźnie właśnie w wierszach autotematycznych:
Leżymy obok
siebie jak dwie zapałki,
a moje palce
liczą sylaby
w haiku o rozstaniu,
lecz wciąż wychodzi
mi jakaś dłuższa
forma.
Aluzyjna natura języka sprzyja zagęszczaniu potencjalnych znaczeń, wobec czego poeta zanurzony w mowie, a zarazem wyraźnie zafascynowany pospołu jej okresową niewydolnością i chirurgiczną precyzją, obficie korzysta z najbliższej sobie sfery, opisuje doświadczenie realnego poprzez nierzeczywistość języka i jego metafor. Tak rozumiem nawarstwienie sensu we współczesnej, choć z ducha propercjańskiej, elegii miłosnej, która nawiązuje do tytułu całego tomu, a także do słynnej rozprawy Rolanda Barthes’a, serii obrazów René Magritte’a oraz ich filozoficznej interpretacji Michela Foucaulta:
Nakryłem ją, gdy przeglądała pismo
pornograficzne. Wskazując palcem na zdjęcie
nagiego mężczyzny, zapytałem: Co to?
Ceci n’est pas une pipe – odpowiedziała,
biorąc mnie w nawias swoich nóg. A dziś
wróciłem wcześniej z pracy i w korytarzu
wpadłem na nagiego mężczyznę, zapytałem:
Co to? – wskazując na niego, a raczej na jego
męskość ze świeżym śladem szminki. To jest
fajka – usłyszałem odpowiedź kobiety, z którą
wciąż sypiam, bo nie potrafię udowodnić jej
zdrady.
Jak istnieją rzeczy odzwierciedlone w obrazie i w języku? Czy ich realność jest tylko umowną konwencją, czy też kryje się za nią jakaś nowa (antyplatońska) formuła mimesis? Nie są to pytania banalne, aczkolwiek ich uniwersalna waga została w książce Tadeusza Dąbrowskiego przysłonięta rodzajem nadwyżki, którą w swoim szkicu Przeciw poetom tak jednoznacznie skrytykował Witold Gombrowicz. To właśnie ów nadmiar osłabia ostrość zasadniczego problemu, a więc ontologicznego statusu poezji. Wydaje mi się, że to najsłabsza strona tomu To jest fajka. I nawet jeśli niektóre wiersze autotematyczne noszą cechy programowe, to gubią one swe znaczenie w „skrupulatnym spisie inwentarza” (Poezja z tomu e‑mail), jakim jest całość tego poetyckiego dzieła.
Za wiersze współtworzące poczucie warsztatowego nadmiaru uznałbym: ⁂(Podaję ojcu tomik mówiąc…) i ⁂(Patrzymy na siebie…) – z tomu Wypieki; Meble, Niepokój, Zdjęcie z krzyża, ⁂(daj mi spokój mój świecie…), ⁂(zbudzony w środku nocy nie jest pewny siebie…), ⁂(Co słychać Zosiu…), Poezja, Wielkie rzeczy i List pożegnalny – z tomu e‑mail; ⁂(pielęgnuję ciebie bo droga którą musiałem…), Ibidem, Parapet, Wielka ściema, ⁂(Kiedy zapomnę, czym jest miłość…), Twarzą w twarz na wieczorze autorskim albo o problemach z dystrybucją, Traktat moralny, Wierzę przez całą dobę, Literatura, Harcerz w grindersach, Gorący wiersz w 3 min., ⁂(ja już mam wiersze…), Poezja, Wiersz, którego nie było i Ja (koda) – z tomu mazurek; Alfa i Omega, ⁂(Nie wejdzie do królestwa niebieskiego ten…), Wieczorek, (…), Nocny wiersz, Rozdzielczość, Agnieszce, ⁂(Jestem ograniczony do siebie…), ⁂(To jest wers pierwszy. Ten wers nie ma znaczenia – z tomu Te Deum; Wiersz współczesny, ⁂(czy istnieje jeszcze poezja? – pyta pod koniec…), Wielki zderzacz hadronów, Słowo i Do skutku – z tomu Czarny kwadrat; Studnia, ⁂(Chciałem uratować ich jak najwięcej z pożaru…), ⁂(Robię notatki z Lacana…), ⁂(Ludzie wymieniają słowa, słowa wymieniają ludzi…), ⁂(Z poezją jest tak: wypływasz na morze…) – z tomu Pomiędzy; Ostatnia noc, Creative writing. Lekcja ostatnia, Zurych, pierwsza notatka, Ośla łączka, Tajne lektury, Zima, noc i Nic się nie stało – z tomu Środek wyrazu; Zdanie, Szkic do erotyku, Ciało tekstu, Gabinet luster, Spotkanie autorskie, Zamiast wiersza o Mistrzu Andrzeju, Natchnienie, Napięcie i opór, Gramatyka oraz Dlaczego poezja jest ci niezbędna do życia – z tomu Scrabble. Powtórzę: nie mam zastrzeżeń co do wysokiej fachowości i kunsztu tych utworów, zarazem jednak wątpię w ich sensowność, wymowę, konieczność, uznając, że więcej pozorują, niż znaczą. Jak choćby wiersz Modelka z tomu Te Deum:
w słowa. Byłem pusty, i byłaś potrzebna, bym mógł
cię ubrać w słowa najdroższe i, oczywiście,
oryginalne. Ale czy znowu nazwać tylko
po to, by oddać tym samym? Nie tym
razem. Co zatem? Będę do upadłego
robił ci zdjęcia swoim poetyckim aparatem.
Wśród tekstów o charakterze autotematycznym znalazło się jednak kilka, w których Tadeusz Dąbrowski nie stara się „wypowiadać Wiersza”, ale raczej pisze o istocie poezji – o niedoskonałych próbach wcielenia rzeczywistości w słowo:
w kalekim dziecku, udowadniam sobie
ojcostwo, w końcu nawet odnajduję w
kalectwie głębszy sens.
Nawet gdyby z całego wiersza ocalał jeden
poprawny wers albo jedno stojące na swoim
miejscu słowo, podpisałbym się pod nim i
wcielił się w nie. Bo tego się ode mnie
wymaga.
Zapis doświadczenia nosi tu cechy spojrzenia bezpośredniego, nie towarzyszą mu przesłony miałkich metafor, płytkich porównań, zbędnych figur poetyckich. Instynkt twórczy tym razem nie zawodzi poety, który wie, że został wezwany, by stać się świadkiem autentycznego istnienia. Znaleźć „uchwyt rzeczywistości” to w istocie odzyskać utracone królestwo z jego szczególnymi granicami wyrazu, z jego językiem, hierarchią wartości. Dopiero wówczas poezja staje się mową bogów, wzniosłą pieśnią, pochwałą esse, hymnem opiewającym trwanie. Ze starcia o utracone królestwo Tadeusz Dąbrowski wychodzi zwycięsko.
[…]
[Dalszy ciąg można przeczytać w numerze.]