7–8/2025

Zuzanna Sala

Meta krytyki. Własna perspektywa

Pod koniec Intencji Elizabeth Anscombe – najważniejszego dzieła tej współpracownicy Ludwiga Wittgensteina, które dopiero w zeszłym roku (po 67 latach od wydania!) doczekało się przekładu na język polski – pojawia się analiza dwóch ciekawych przykładów mających zobrazować to, jak ludzie opisują swoje działanie. Zaintrygowały mnie one jednak z innych powodów niż te, które były ważne dla samej filozofki. Otóż omawiane sytuacje wydały mi się analogiczne do niektórych zabiegów retorycznych stosowanych we współczesnej krytyce literackiej.

Anscombe rozważa następujące kwestie: za każdym razem, kiedy wyrażamy jakiś zamiar, moglibyśmy dodawać na końcu zdanie „chyba że coś mi stanie na przeszkodzie”, z kolei zawsze, kiedy wspominamy przeszłe wydarzenia, zupełnie rozsądne byłoby kwitowanie ich dopowiedzeniem „o ile mnie pamięć nie myli”. Są to przecież rzeczy obiektywnie prawdziwe niezależnie od naszego poziomu pewności siebie. Nawet wtedy, gdy święcie wierzymy w swoją wersję jakiejś historii, możemy się mylić. Nawet wtedy, gdy jesteśmy bardzo zdeterminowani, by podjąć jakieś działanie, może wydarzyć się coś nieprzewidywalnego, co pokrzyżuje nam plany. Właśnie z uwagi na uniwersalność różnych prawideł (takich jak omylność ludzkiej pamięci czy niepewność przyszłości) każdorazowe podkreślanie ich aplikowania do konkretnych sytuacji byłoby – jak konstatuje Anscombe – absurdalne.

A jednak czasem korzystamy z podobnych sformułowań. Mimo powszechnego przekonania o tym, że pamięć może zawodzić każdego, niekiedy, wspominając coś, dodajemy: „o ile mnie pamięć nie myli”. Moglibyśmy to robić za każdym razem, bo jest to uniwersalne prawidło. Moglibyśmy nie robić tego nigdy, bo to uniwersalne prawidło jest powszechnie rozpoznane i przez to implikowane w sytuacji wspominania. A jednak raz to robimy, a innym razem nie. Dlaczego? Jak twierdzi autorka Intencji, jeśli chcielibyśmy oddzielić te relacje, które kończymy podobną konstatacją, od takich, w których pomijamy uwagę o przyszłości czy pamięci, to „wybór padłby […] na te przypadki, w stosunku do których z konkretnych powodów pojawiły się pewne wątpliwości co do rzetelności czyjejś relacji”. Czyszcząc tę wypowiedź z rymów i nieco ją upraszczając, powiedzielibyśmy, że ktoś mówi „o ile mnie pamięć nie myli” wtedy, gdy spodziewa się, że jego opis jakiegoś przeszłego wydarzenia nie jest do końca wierny. Wypowiedzenie tego zdania nie tyle więc podkreśla aplikowalność uniwersalnego prawidła do danej sytuacji, ile raczej zupełnie przeorganizowuje znaczenie komunikatu. Ten, kto mówi „o ile mnie pamięć nie myli”, nie wypowiada się o samym wydarzeniu, lecz zaznacza własną niepewność.

Tak dzieje się przy każdym artykułowaniu uniwersalnych prawd. Przykład Anscombe można byłoby przecież wyostrzyć: każda osoba, wyrażająca jakiś zamiar, mogłaby dodawać na końcu „o ile wcześniej nie umrę” i byłoby to zdecydowanie prawdą. Nie znamy wszak dnia ani godziny, codziennie możemy tragicznie zginąć, nie mamy na to wpływu ani wiedzy, jak takiej sytuacji uniknąć. Jeśli jednak spotkamy kogoś, kto w co drugim zdaniu będzie zabezpieczał swoje plany słowami „o ile wcześniej nie umrę”, uznamy, że nie wyraża on uniwersalnej prawdy na temat kruchości ludzkiej egzystencji, tylko ogarnięty jest obsesyjnym lękiem przed śmiercią. Innymi słowy: będzie mówił prawdę, ale łatwo zauważymy, że to nie owa uniwersalna prawda jest właściwym przedmiotem jego wypowiedzi.

Wszystko jasne, tylko dlaczego te rozważania miałyby być interesujące dla krytyki literackiej? Dlatego, że gdy interpretujemy i oceniamy dany tekst, też jesteśmy w sytuacji określonej przez pewne uniwersalne prawa. Na przykład: możemy ćwiczyć się intelektualnie, starać poszerzać własne horyzonty, empatyzować z adwersarzami i wczuwać się w przedmioty naszych rozważań, ale cokolwiek byśmy zrobili – zawsze będziemy ograniczeni przez własną perspektywę, nie będziemy w stanie uwolnić się z siebie. Kiedy oceniamy tekst literacki, to niezależnie od tego, jak byśmy się starali, zawsze wyrażamy „tylko swoją opinię”, mówimy z „własnego punktu widzenia”, podzielamy wyłącznie „swoją perspektywę”. Niezależnie od tego, czy jesteśmy mądrzejsi czy głupsi, bardziej czy mniej elastyczni intelektualnie, należymy do jakiejś spójnej grupy czy hołdujemy wartościom krytycznoliterackiego indywidualizmu – na poznawczym poziomie jesteśmy dla samych siebie największym ograniczeniem. Nikt dziś nie ma wątpliwości, że w krytyce literackiej obiektywizm w sensie naukowym nie jest możliwy, a jeśli ktoś podejmuje próby niepopadania w skrajny subiektywizm, to raczej nie poprzez pretendowanie do boskiej perspektywy. Takie starania opierają się raczej na klarownym systemie wartościowania i przejrzystej, dającej się prześledzić argumentacji. Jak pisał Krzysztof Uniłowski w Kukuryku!, krytyka z założenia jest stronnicza, a nie subiektywna. Stronniczość to bowiem jedyny typ „obiektywizacji” (branej w cudzysłów, bo rozumianej jako odnoszenie się do rzeczy innych niż własne odczucia), jaki jest w tej sytuacji możliwy.

W dyskusji o literaturze i sztuce nigdy nie uwolnimy się od własnej perspektywy. To tak samo uniwersalnie prawdziwa teza jak ta o omylności pamięci – na analogicznej zasadzie moglibyśmy więc zapytać o konsekwencje jej artykułowania. W jakim sensie osoba, która tuż po zaprezentowaniu jakiegoś odczytania tekstu dodaje, że „to oczywiście tylko jej propozycja”, a sąd wartościujący musi poprzedzić sformułowaniem „w mojej opinii”, zachowuje się podobnie do kogoś, kto wspomnienie kwituje frazą „o ile mnie pamięć nie myli”? Relacja między tymi mechanizmami retorycznymi wydaje się dość intuicyjna: mówimy „o ile mnie pamięć nie myli”, kiedy chcemy uniknąć odpowiedzialności za ewentualne zmyślenia, podkolorowania, konfabulacje. Nie muszą one rzecz jasna wynikać ze złej woli – najczęściej świadczą po prostu o specyfice działania pamięci. Wolimy się przed nią zabezpieczyć, dajemy więc rozmówcom wyraźnie znać, że nie jesteśmy pewni własnej relacji, że powinni brać na to poprawkę. Nie będziemy bronić spójności czy weryfikowalności naszej narracji, nie umrzemy na tym wzgórzu – dostrzegamy bowiem prawdopodobieństwo, że to, co mówimy, nie jest wcale prawdą. W pewnym sensie sugerujemy, że nasza wersja wydarzeń nie powinna zostać uznana przez kogokolwiek za obowiązującą. Słowem – mówimy coś i jednocześnie się z tego wycofujemy, unikając tym samym odpowiedzialności za własne słowa. Przecież gdy przyjdzie do nas inny świadek opisywanej sytuacji z przeszłości, by oskarżyć nas o zbyt swobodne podejście do faktów, możemy z łatwością odpowiedzieć: „przecież mówiłam, że mogę nie pamiętać dokładnie”. Zabezpieczenie działa.

Pojawiające się w wypowiedziach krytycznoliterackich hasła o pisaniu „ze swojej perspektywy” (a z czyjej, do licha?), o artykułowaniu „własnej opinii” (jakby istniała wobec tego alternatywa) stanowią podobne narzędzie do zmiękczenia odpowiedzialności za swoje słowa. Krytyk, który deklaruje, że „wyraża tylko własne zdanie”, nie tyle opisuje komunikacyjny aksjomat, ile raczej oczyszcza się z tego najwyraźniej najbardziej dziś grzesznego przewinienia, jakim jest „narzucanie innym swojego zdania”. Znosi więc własną władzę, znosząc tym samym odpowiedzialność – dziecko co prawda wylane z kąpielą, ale przynajmniej wanienka pusta.

Świadomie nie powołuję się na konkretne przykłady z tekstów krytycznych. Nie tylko dlatego, że na pokuszenie wodzą mnie ulubieni chłopcy do bicia, a chciałabym nie bić po głowach cały czas tych samych chłopców. Także dlatego, że w tym tekście odtwarzam logikę, z którą spotykam się często poza sformalizowanymi lekturami: na warsztatach, zajęciach uniwersyteckich, w życiu literackim. To przykłady anegdotyczne i nieweryfikowalne (jak moja pamięć na ich temat), ale jednocześnie dojmujące. Długo zostaną ze mną szeroko otwarte oczy studentki, która w odpowiedzi na wątpliwości w kwestii ewentualnej politycznej agendy, jaką mogłaby wnieść do tekstu krytycznego, usłyszała słowa: „trudno od pani oczekiwać reprezentowania innych wartości niż własne”. Zobaczyłam wtedy błysk w oku i usłyszałam kliknięcie w głowie – moment zrozumienia, którego chciałabym doświadczyć w szerszym gronie humanistów.

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.