That the ground
Was as hard,
That a yard
Was as long,
That a song
Was as merry,
That a cherry
Was as red,
That lead
Was as weighty
Wyjarzmiona to książka antychłopomańska i antykonserwatywna, w równym stopniu co antylewicowa: Bożek pokazuje dole i niedole polskiego chłopstwa w latach 1831–1845. Zaczyna tuż po powstaniu listopadowym, kończy tuż przed rabacją i powstaniem krakowskim, a bohaterowie wszystkich tych wydarzeń pojawiają się na kartach powieści. Rozalka, najpierw dziecko, a potem młoda dorosła, przemierza wieś, dwór i miasto, zmieniając skórę, płeć, długość włosów, wykształcenie, status klasowy, a nawet narodowość. Bożek w jednym z wywiadów mówi o Rozalce, że jest jej idealnym alter ego, dziewczyną silną, bezkompromisową. Jednocześnie widzimy wyraźnie, że postać ta operuje na wąskim polu, na które zsyła ją męska władza i pomimo wielu prób, podejmowanych często i z uporem, nie udaje jej się owego pola poszerzyć. Bożek pokazuje nędzę życia chłopskiego i biedę miejską, zepsucie dworu i chałupy, sposoby na omijanie prawa i kilka okazji, by wymierzyć wiejską sprawiedliwość. Jej bohaterowie to pedofile, syfilitycy, damscy bokserzy, gwałciciele, wiejskie plotkary, oziębłe matki, zazdrosne siostry, pijacy, rozpustnicy – ale nie ma w Wyjarzmionej szaleństwa nielogicznej przemocy rodem z Jerzego Kosińskiego. Są za to precyzyjnie dawkowane małe jej ilości – za każdym razem jednak uderzeniowe. Wynikają one konsekwentnie z praw rządzących tym światem, w którym wolno być pedofilem, wolno wyrzucić z pracy ciężarną chłopkę, wolno dla męża zatrudnić czternastoletnią służącą. Przemoc często dokonuje się też w języku, bo to opowieść bohaterki stanowi filtr: wiemy to, co ona rozumie, oceniamy tak, jak ona etykietuje. Jej język, epitety, czasowniki pokazują, jak ofiara internalizuje obcy jej system wartości i powtarza pełne pogardy określenia: dziedzic i parobcy „psują” dziewczęta; zajście w ciążę to „wstyd”; ojciec nie bije matki, tylko czasem daje jej „w twarz”. Wiele miejsca i czasu będzie potrzebowała Rozalka by się „wyjarzmić” i zobaczyć samą siebie jako istotę osobną i niezawisłą.
Bohaterka, zmieniająca i imię, i płeć, Rozalka/Tadzio/Róża, to postać wywodząca się z literatury łotrzykowskiej, bo jej bunt nie dąży do wywrócenia systemu, ale do poprawy własnego losu w ramach reguł istniejącego świata. Rozalka widzi niesprawiedliwość społeczną i podważa logikę wiejskiego życia: staje po stronie wikarego, gdy ten w kazaniu namawia chłopów do ograniczenia wódki, co się nie podoba ani polskiemu właścicielowi wsi, ani proboszczowi, ani żydowskiemu karczmarzowi. Dziewczynka kwestionuje status quo, ale pragnienie zmiany ogranicza do swojej pozycji. Jej cynizm nie wynika jednak ze złego charakteru, ale z naocznego doświadczenia: słabi giną stratowani przez silnych; płacz dziecka nie zostanie ukojony, spowoduje za to cios ojcowskiej ręki. Ona, jako wiejska dziewczynka, ma jeszcze ciężej, ogranicza ją bowiem nie tylko pochodzenie społeczne, lecz także płeć. Kiedy zostaje służącą we dworze, zagrożenie stanowią sam dziedzic i jego syn, wszyscy ich szlacheccy goście, ale też parobcy z folwarku. O ile na wsi chroniła ją pozycja ojca, o tyle jako pracownica nieodległego dworu jest już fair game i wiele takich dziewcząt wraca do domów „zepsutych”. Gwałt, przemoc seksualna, brak poczucia wstydu za spowodowanie ciąży to elementy łączące męskich obywateli tego świata na wskroś grup społecznych. Rozalka, wiele razy zwyzywana, pobita, wykorzystana, szybko rozpoznaje zasady obowiązujące słabych, ale nie podporządkowuje się im, lecz stara się je obrócić na swoją korzyść. Mistrzostwo mimikry, w połączeniu z oszałamiającą inteligencją i zdolnością do odgrywania ról mogą jednak prowadzić tylko na jedną drogę: oszustwa i intrygi. Chłopska córka w tej epoce nie zostanie nigdy „sobą”, nie ma kiedy i jak zastanawiać się nad własną tożsamością, upodobaniami czy ambicjami, i choć marzy jej się amerykański sen, to nigdy nie da on jej takiej niezależności od innych, jakiej pragnie.
Wyjarzmiona to fenomenalna, trzymająca w napięciu przygodówka, w której jednak nic się nie dzieje. Obserwujemy stopniowe przechodzenie Rozalki w Różę, z chłopskiej córki w miejską panienkę. Jednocześnie każdy dzień jest tu walką o przetrwanie, zaspokojenie głodu, uniknięcie bicia i zdobycie wiedzy. Im Rozalka ma się lepiej, tym stawka staje się większa: własna skóra, lepsza posada, zamążpójście, wyjazd z kraju. Bohaterka nie chce być niewolnicą w domu własnych rodziców, którzy najpierw dają jej, a potem zabierają elementarz. Nie chce być służącą starej dziedziczki, stara się zostać panną wyprawną jej wnuczki. Później w mieście jest jeszcze trudniej – jak uniknąć sprzedania do koszar albo innego domu publicznego, jak nie zginąć w czasie choroby, jak zarabiać na ulicy, ale uniknąć gwałtu – oto pytania, jakie zadaje sobie ciągle Rozalka.
Bożek ma w nosie wszelkie znaki polityczności i kierunki ideologiczne: jej bohaterowie wiejscy nie są „dobrymi dzikusami” ani romantycznymi chłopami – nie spełnia się tu chłopomański sen. Konserwatyści nie znajdą pocieszenia w lekturze Wyjarzmionej – polska szlachta jest tępa, skąpa, wyrachowana, skłonna do bicia i gwałtu, z premedytacją utrzymująca wysokie spożycie wódki na wsi. Nie przyjmuje ról ojcowskich i opiekuńczych, żeruje na poddanych. Nie ma tu jednak także materiału atrakcyjnego dla czytelników lewicowych, bo awans społeczny jest tak trudny, że możliwy właściwie tylko dla oszustów, przestępców, którzy tuczą się kosztem innych – niekoniecznie zamożnych. Reformatorzy, jak Ściegienny, okazują się pod pewnymi względami ograniczeni: oświata ludowa – tak, ale raczej dla chłopców niż dla dziewcząt. Kaganek oświaty jest tu jakoś zawsze niepełny. Romantyczni rewolucjoniści – jak Mickiewicz, Dębowski, Lelewel, Niemcewicz – funkcjonują raczej jako sztafaż cytatów służących do uwiedzenia płci przeciwnej w czasie przyjęcia.
Kobiety, którym usługuje Rozalka – szlachcianki z polskiego dworu, warszawska kurtyzana lub obrotna żydowska burdelmama – nie różnią się zbytnio od siebie. Łączy je świadomość, że ich byt jest całkowicie zależny od mężczyzn. Dzielą ich zatem na tych, których należy poślubić, których można bezkarnie uwieść i których powinno się koniecznie unikać. Dobrze wiedzą, z kim nie mogą zostać złapane w kompromitującej sytuacji, a z kim to całkiem dobry pomysł. Żeby uniknąć męskiej dominacji, Rozalka marzy o wyjeździe do „Hameryki” i dołączeniu do wuja, który od czasu powstania listopadowego podobno na tym kontynencie przebywa. Dziewczyna w micie odległego kraju łączy pragnienie niezależności i samowystarczalności z potrzebą bezpiecznego środowiska – rodzinnego, opartego na szacunku i trosce. Wydaje się dzika, bo odrzuca uczucia kolejnych wiejskich chłopaków, jednocześnie czytając swoim paniom fragmenty zdewociałych pism, nakłaniających je do posłuszeństwa, uczących roli dobrej żony. Bożek wiele razy wprowadza do powieści sceny lektury – z reguły głośnej, bo to obowiązek służącej. Rozalka sama uczy się strategii patriarchatu i zasad posłuszeństwa, gdy czyta na głos. Wszystkie kobiety z jej otoczenia marzą o związku z ordynatem, o małżeństwie wbrew rodzinie, porządkowi społecznemu i majątkowi – nuty Trędowatej pobrzmiewają tu z wielu stron. Za każdym razem Rozalka szydzi z tych marzeń, widząc w nich źródło słabości, rodzaj poddania się losowi, zamiast podjęcia z nim walki. Mężczyźni z jej otoczenia są zresztą postaciami jakby z komedii Moliera – każdy wydaje się groźny i obciążony jakąś przywarą. Z tymi najgorszymi Rozalka sobie radzi, choć z reguły dopiero po pewnym czasie: wiejskie wierzenia w moc kołtuna, w powrót zmarłych z zaświatów oraz Strzygę pozwalają jej wiele razy realizować zemstę. Zawsze jednak dziewczyna zaprowadza sprawiedliwość ukradkiem, zrzucając winę na jakieś zewnętrzne okoliczności. Stosuje więc metody, które feministki opisują jako broń słabych, broń ofiar przemocy.
Choć co chwila pojawia się w powieści kwestia pieniądza, to Bożek nie jest Balzakiem, a Rozalka nie ma w sobie nic z Rastignaca, poza pragnieniem wyrwania się z nizin społecznych. Choć Wyjarzmiona zgrabnie udaje powieść realistyczną i historyczną, to nie jest żadną z nich. Rastignac jest gotów uwodzić i grać w gry seksualne. Rozalka najpierw przeczuwa, a potem wie, że kobieta z jej świata nie może podjąć takiej rozgrywki, bo nie ma w niej najmniejszych szans. Ciągle widzi wokół siebie i chłopki, i szlachcianki, które próbowały ujarzmić mężczyzn, dostrzega jednak, że są upokorzone, pobite, ciężarne i pozbawione środków do życia. Największe przerażenie budzi w niej hrabia – przyjaciel właścicieli dworu. Boi się go właśnie dlatego, że jako jedyny ją dostrzega, przy tym wydaje się samodzielnie definiować swoją tożsamość, a jednocześnie utrzymuje pozory i maski. On także jest katalizatorem jedynego wybuchu jej furii – spowodowanego głębokim poczuciem niesprawiedliwości społecznej. Silny afekt nie zamienia jednak Rozalki w młodą rewolucjonistkę, a uruchamia w niej pożądanie. Gniew upłynnia się w seksualnym starciu. Miejsce górnolotnych haseł patriotycznych i socjalistycznych, z których Bożek ciągle szydzi i wkłada je w usta skompromitowanych postaci, zajmuje autentyczna chuć – o tyle jeszcze ciekawsza, że doświadczana przez Rozalkę po raz pierwszy, skierowana zaś właśnie na hrabiego. Dziewczyna swoim gadzim instynktem potrafi bowiem rozpoznać samca alfa, takiego, którego boją się inni. Jeśli ma zaryzykować swoim ciałem, to tylko z kimś, kto wydaje się groźniejszy od pozostałych, a poddanie się mu zapewni jej bezpieczeństwo.
Wyjarzmiona nie jest w żadnym stopniu powieściową ilustracją do tez z książek Adama Leszczyńskiego, Kacpra Pobłockiego czy Joanny Kuciel‑Frydryszak. Choć na rynku pojawiła się po nich wszystkich, to wiadomo, że autorka długo nad nią pracowała. Później zaś sporo czasu trwało poszukiwanie wydawnictwa na tyle odważnego, by ją opublikować. Wszystkie odmowy dotyczyły gwary – umieszczonej nie tylko w dialogach, ale też w partiach narracyjnych, jakby polscy czytelnicy radzili sobie tylko z przezroczystym stylem powieści środka. Ostatecznie książka Bożek ukazała się w Marginesach, czyli wydawnictwie, które opublikowało Chłopki. Skierowano ją również do tej samej grupy czytelniczek, co wyraźnie potwierdza żółta okładka, nawiązująca do szaty graficznej Chłopek, a także całej towarzyszącej im kampanii wizerunkowej. Bożek pisze jednak zupełnie inaczej, ma inne cele i ambicje. Zwraca się też do czytelników z innymi potrzebami niż ci sięgający po książkę Kuciel‑Frydryszak. Autorka nie odwołuje się do faktografii, jest wielką literacką kłamczuchą. W niewielkim stopniu interesuje ją uświadamianie współczesnych czytających, a już kompletnie obojętna pozostaje na budowanie pozytywnego mitu kobiet‑przodkiń.
Wyjarzmiona to często anty‑Chłopki – powieść mocna literacko i osadzona w żywiole literatury; operująca wirtuozerskim stylem, mnożąca języki, trudna fabularnie, z akcją ciętą na pojedyncze sceny, oddzielone wieloma miesiącami. Żywiołem Kuciel‑Frydryszak była historia przemilczana, prywatna i domowa, nieopowiedziana publicznie, podwójnie wykluczona – z powodu płci i klasy społecznej. Jednocześnie jednak Chłopki zawierają w sobie pewien filtr sukcesu: o poświęceniu i ciężkiej pracy babek opowiadają z reguły ich potomkowie z wielkomiejskiej klasy średniej. Zatem nawet jeśli historie jednostkowe pełne są cierpienia i wysiłku ponad siły, to w perspektywie wielopokoleniowej widać postęp społeczny. Kuciel‑Frydryszak kładzie też nacisk na ironię dziejową. Pieniądze tradycyjnie zarabiane na kobiecych pracach w gospodarstwie najczęściej wydawane były na edukację dzieci, a ten koszt wydaje się z dzisiejszej perspektywy najważniejszą inwestycją, ofiarą, jaką kolejne pokolenia rodziców składają własnemu potomstwu. W jakiś przewrotny sposób zatem to właśnie babki, które za uciułane grosze ze sprzedaży jaj kupowały buty do szkoły albo zeszyt, są dalekowzrocznymi zwyciężczyniami. To one stają się aniołami opatrznościowymi dla swych potomków. W Chłopkach ich praca wspierała rodziny na drodze postępu, umożliwiając stopniowy awans. Otóż u Bożek nie ma żadnego takiego postępu ducha poprzez dzieje, nie ma macierzyńskiej wiary w moc nauki (matka darowuje Rozalce elementarz, ale potem go jej zabiera). Nie ma też optymistycznego przekonania, że ciężką pracą można wyrwać się z nizin i poprawić swój los. Kolejne starania bohaterki autorka kompromituje i choć pozwala jej iść kilka kroków dalej, zatrzymuje zawsze jej awans w pół drogi. Dlatego właśnie Rozalka ostatecznie jest „wyjarzmiona”, a nie wyzwolona czy uwolniona. Wydaje się, że udaje jej się zrzucić jarzmo, ale jeszcze nie wyprostowała pleców. Nie jest panią samej siebie, czego najlepiej dowodzi scena otwierająca ostatni rozdział, gdy Rozalka zostaje po prostu porwana przez dwóch mężczyzn, z którymi wcześniej współpracowała – ich przyjazd pod dom obcej kobiety nie budzi niczyich podejrzeń. To porwanie prowadzi do kolejnej maskarady, w której Rozalka odgrywa narzuconą jej rolę, mówi słowa z nieswojego scenariusza, choć zaiste przypominają one jej doświadczenia i przeżycia, zredagowane jednak przez kogoś innego.
Choć Bożek opisuje szczegółowo i precyzyjnie życie wiejskie, to jej opowieść nie chce być wykładem etnograficznym; choć jej bohaterowie osadzeni są mocno w rzeczywistości – lepiej nie traktować ich jak postaci reprezentatywnych dla lat 30. i 40.