Odnalezione niedawno w Muzeum w Stawisku listy Włodzimierza Odojewskiego do Jarosława Iwaszkiewicza pokazują stan jego ducha i przeżyć w stalinowskiej Polsce. Wiele fragmentów wskazuje, że czuł się jak w potrzasku, a siła negatywnych przeżyć mogła sprawić, że mógł przepaść jako pisarz. Na szczęście jego instynkt twórczy i pragnienie pisania okazały się silniejsze. Gdyby żył, skończyłby w tym roku dziewięćdziesiąt lat.
Archiwum rękopiśmienne Jarosława Iwaszkiewicza, które znajduje się w Muzeum w Stawisku zawiera wiele ciekawych, nigdy jeszcze nie publikowanych materiałów. Należą do nich listy Włodzimierza Odojewskiego, które pisarz słał do Stawiska w drugiej połowie lat pięćdziesiątych. Tych listów jest blisko dwadzieścia. Iwaszkiewicz nie pozostawał dłużny, na listy młodego prozaika z Poznania oczywiście odpisywał. Jego listy znajdują się w archiwum Włodzimierza Odojewskiego. Po połączeniu ich powstała ciekawa korespondencja dwóch pisarzy: młodego pisarza tuż po debiucie oraz pisarza spełnionego, w sile wieku, o ogromnym dorobku twórczym.
Odojewski pierwszy list napisał w styczniu 1955 roku, gdy miał dwadzieścia pięć lat i ukończone studia na wydziale ekonomii i socjologii w Poznaniu. W 1951 roku debiutował powieścią Wyspa ocalenia, zaprezentowaną na falach Polskiego Radia. Publikował utwory w tygodniku „Ziemia i Morze”, niebawem rozpoczął pracę w „Tygodniku Zachodnim”, ogólnopolskim piśmie społeczno-kulturalnym wychodzącym w latach 1956–1961, redagowanym przez młodych wówczas literatów.
Poznali się prawdopodobnie 31 października 1954 roku, gdy Iwaszkiewicz przyjechał do Poznania na spotkanie z młodymi pisarzami (zapis w kalendarzu pisarza). Jednym z nich prawdopodobnie był Odojewski, który pierwszy list do Iwaszkiewicza rozpoczyna od słów: „Swego czasu wyraził Pan chęć zapoznania się z moją twórczością. Zrozumiałem, że chodzi przede wszystkim o wiersze, lecz wierszy piszę teraz bardzo mało i nie są one – wydaje mi się – zbyt ciekawe… Wybrałem więc kilka opowiadań”. A w innym miejscu pisze: „raczkujący raczek literacki zawsze śle swój płodek na Olimp, czasem nawet bez pobożnych życzeń”.
Życzenia jednak ziszczały się, ponieważ Iwaszkiewicz odpisywał na listy, co więcej, w „Życiu Warszawy” (z marca 1955 roku) zamieścił recenzję z tomu opowiadań Opowieści leskie. Iwaszkiewicz zwrócił uwagę na talent młodego pisarza i wyraził uznanie dla jego opowiadań. Kilka dni wcześniej zapisał w dzienniku: „[…] bardzo wielkie zdolności. Oby ich nie zmarnował. Specjalny urok osobowości. Romantyzm w każdym geście, a przy tym to pisanie: u niego każda fraza leży, układa się, rodzi jakby sama z siebie w doskonałym kształcie. A za tą fasadą niepokoje jak u Dostojewskiego! Tak musiał wyglądać kniaź Myszkin.[…] Tego by trzeba było pchnąć na szeroką arenę, a chociażby do Związku Radzieckiego. Tu, w poznańskich zwłaszcza stosunkach, grozi mu niebezpieczeństwo lotnych piasków” (Dziennik 1911–1955, zapis z 4 marca 1955 roku).
Więcej recenzji już nie ukazało się drukiem, ale Iwaszkiewicz pozostał czytelnikiem Odojewskiego. W listach odnosił się do nadsyłanych utworów, czasami krytycznie. W liście z grudnia 1957 roku dokonuje wnikliwej analizy załączonych opowiadań. Z sympatią, ale też bardzo rzeczowo pisze o niedoskonałościach strukturalnych tekstów: „Otrzymałem twoją przesyłkę i zaraz przeczytałem wszystko. Przyznam się, że jestem tymi opowiadaniami bardzo zaniepokojony. Nie chodzi mi o przeraźliwy świat (z rysunków Daniela Mroza), jaki się z tych opowiadań wyłania, ale o jakieś wewnętrzne pęknięcia, które rażą w każdym z nich”. I dalej punktuje: „Opisy masz znakomite, dialogi słabawe, przysłuchaj się, jak sam mówisz, żeby zdanie mówione miało twoją intonację. Tak te powiedzenia są niedobre, jakby obcym językiem pisane, z zewnątrz”.
Uwagi zostały napisane w dość belferskim tonie, ale dla młodego pisarza mogły być inspirujące. Gdy Iwaszkiewicz reflektuje się, że może być zbyt surowy, w kolejnym liście wycofuje się. „Strasznie mi przykro, że wziąłeś tak do serca moją głupią pisaninę. Z idiotycznymi domniemaniami wpływologicznymi. Nie, Kochanie, nie miałem racji. Ty masz rację – ja zresztą tak samo widziałem świat, jak Ty i myślałem o tym, że można znaleźć ocalenie w sztuce. Od kiedy straciłem tę myśl, wszystko mnie przeraża, jedynie miłość wyzwala trochę od tych koszmarów, chociaż sama jest też koszmarem. Nie gniewaj się na mnie i nie mów, że mnie «nudzisz» czy «nadużywasz mojej cierpliwości» – jesteśmy przecież braćmi w jednakowym cierpieniu” – pisze Iwaszkiewicz, czuły i wrażliwy poeta.
Odojewski opisuje w listach ból tworzenia czy nawet pewną dramaturgię procesu tworzenia. Narzeka, że marnuje papier, a efektów nie widać. Przyznaje, że często trudno mu pisać, odnaleźć tożsamość, autentyczność w tym, co robi. Niektóre pomysły twórcze więdną na poziomie koncepcji i wówczas nic nie jest w stanie napisać. „Okazuje się, że w tym roku nie napisałem nic naprawdę. Doświadczyłem ostatnio przygnębiającego poczucia bezsilności, odarcia z wszystkiego, co jeszcze niedawno wydawało mi się absolutnym pewnikiem. […] Kiedyś wydawało mi się, że już po pierwszej książce, to wszystko będzie miało kolor różowy i pójdzie jak z płatka, teraz widzę, że im dalej, tym bardziej ciężko, aż boli”.
Życie pisarzy w PRL w latach pięćdziesiątych
Odojewski – podobnie jak Tyrmand – bał się machiny totalitarnego systemu. W jednym z listów pisał: „Maszyna «naszych czasów» zgrzyta, ale pracuje precyzyjnie. Coraz mniej zostawia miejsca na prawdziwą twórczość, ba – nawet na prawdziwą rozmowę. Zresztą czy ja wiem – może hamletyzuję? Zawsze miałem podobno do tego skłonności”.
Był przerażony, gdy zorientował się, że poznańscy działacze PZPR obsadzili go w roli symbolu reakcji, i to – jak pisze – na liście jako numer
Ponadto w wielu listach skarżył się na cenzurę. Konfiskowane były kolejne utwory, mimo że pilnował się i „sam usuwał niektóre opowiadania” – za radą wydawnictwa – „aby uratować resztę”. Ukazała się tylko jedna z trzech książek, na których wydanie podpisał umowę na początku 1957 roku z Wydawnictwem Poznańskim. Wiosną 1957 roku znikają jego felietony rozrachunkowe z „Tygodnika Zachodniego”. Kilka miesięcy później cenzura zatrzymała także tom opowiadań Codzienna ściana płaczu. Odrzucone zostały również jego utwory przeznaczone do druku w „Nowej Kulturze” czy w „Świecie”.
Przełom Października ’56 zasadniczo nie wpłynął na jego sytuację jako twórcy. Nadal dostrzegał zakłamanie, walkę o wpływy. Pisze z ironią: „większość ludzi strasznie «zmądrzała»”. Ubolewał, że jeszcze wyższą cenę zyskał przysłowiowy „stołek”, którego pozyskanie miało tłumaczyć każde draństwo „[…] – już nie, że białe jest czarne, bo to zbyt głupie, ale że szare. Już nie można mówić po prostu i to sprawia, że oszaleć można od tego pogłębiającego się z dnia na dzień sam na sam z sobą”. Odojewskiego bolało, że w otoczeniu dominują układy i układziki, do których musiałby „naginać się”, aby zapewnić sobie ciągłość wydawniczą i lepsze życie.
Prezentowana powyżej korespondencja nie jest kompletna, są w niej miejsca, które wskazują, że niektóry listy zaginęły. Niemniej jednak jest na tyle obszerna, że znakomicie ukazuje fragment życia, szczególnie Włodzimierza Odojewskiego, jego stosunek do otaczającej go rzeczywistości. Jego silne odczucia zostały, po latach, odsłonięte. Jawi się nam człowiek żywotny, z głębokimi rozterkami moralnymi, dążeniami twórczymi, lękami, ale i radościami.