03/2023

Piotr Szewc

Mops, pingwiny i uświęcony status.
Notatki o poezji Artura Międzyrzeckiego

Był rok 1978 lub 1979, w tamtym czasie o poezji Artura Międzyrzeckiego zaledwie słyszałem. Na pewno czytałem opublikowany w 1978 roku tom esejów Ryszarda Przybylskiego To jest klasycyzm; wśród pięciorga interpretowanych w nim poetów był i Artur Międzyrzecki (esej Między czasem poległych a groźbą spodlenia). Wiedziałem, że jest poetą cenionym, acz – z różnych względów – pozostawał trudno dostępny. I właśnie wtedy, w roku 1978 lub 1979, podczas szkolnej wycieczki, w gdańskiej lub gdyńskiej księgarni natrafiłem na Wygnanie do rymu (1977). Nie w Zamościu, do którego być może ten tom nie dotarł, lecz tam, nad morzem. Czułem się książkowym znaleziskiem uszczęśliwiony, tom mnie zaciekawił, i od niego rozpoczęła się moja czytelnicza przygoda z tą liryką. Nie szkodzi, że rozpoczęła się niejako „w środku” – przedtem były na przykład zbiory Selekcje (1965) i Zamówienia (1968), ale nie miałem do nich dostępu, nawet ich nie widziałem.

Tu muszę zaznaczyć, że po długim okresie obcowania z poezją Artura Międzyrzeckiego – a mam na myśli jego tomy „stare”, „nowe” i wybory – uważam, że najlepszy, w pełni dojrzały jej etap rozpoczyna się właśnie od Wygnania do rymu. Czy mogłem w gdańskiej lub gdyńskiej księgarni trafić lepiej? Co ciekawe, w wydanym w „milimetrowej” serii Wygnaniu… niewiele jest śladów pobytu autora w Stanach Zjednoczonych, gdzie w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych przebywał jako stypendysta i wykładowca International Writing Program w State University of Iowa. Amerykańskie doświadczenie z oporem przenikało do wierszy Międzyrzeckiego, co zdaje się świadczyć o tym, że poeta, związany z polskim losem i polską kulturą, duchem przebywał gdzie indziej – w kraju. W Wygnaniu do rymu spotykają się utwory tak bardzo w formie do siebie niepodobne jak sonet (Kompania), tercyna (Habeas corpus), regularny, rymowany czterowiersz (⁂[A na północ półnagi półbosy…]) czy wiersz wolny… Gdyby Międzyrzecki był muzykiem, grałby „swoje” na różnych instrumentach.

*
Pewnie przesadą byłoby powiedzieć o poezji Artura Międzyrzeckiego, że co wiersz, to inna poetyka. A jednak nawet intensywnie obcującego z nią czytelnika nie opuszcza wrażenie różnorodności jej form i stylów wypowiedzi. Autor porusza się wśród nich swobodnie, nie wiąże go konwencja, którą – poza wyjątkami – zdaje się traktować jednorazowo. Nie z braku szacunku przecież: forma, konwencja, podporządkowany jej styl raz użyte – przestają wystarczać. To znaczy, nie są w stanie podołać kolejnemu wyzwaniu. Konsekwencją tego stanu rzeczy jest ustawiczne poszukiwanie przez poetę formy adekwatnej, czyli, w uproszczeniu mówiąc, jedynej. Bo każdy wiersz ma wyróżniać odrębny krój, indywidualny charakter i trochę inny wyraz.

Czytając wiersze autora Wygnania do rymu, nie mam wrażenia, by przyswojone formy straciły jego szacunek. Przeciwnie: są ważne, bo spełniły powierzone im zadanie. We wstępie do Poezji wybranych (1979) swoją poetycką historię Artur Międzyrzecki nazywa elegancko „kroniką pożegnań”. „Prawie całe moje dojrzałe życie pisarskie – czytamy we wstępie – składa się z porzucania przyswojonych form i przechodzenia do innych zamysłów i rejestrów. To, co je łączy, wynika zapewne z tożsamości trwalszej niż okoliczność”. W perspektywie długiego czasu poeta tak właśnie widział swoją „metodę”, która stała się wyrazistsza, intensywniejsza – i z pewnością bardziej świadoma – w późniejszych, płodnych, znakomitszych artystycznie latach poetyckiej praktyki.

*
Charakterystycznym przykładem jednorazowości formy jest wiersz Mops, opublikowany w tomie Koniec gry (1987) w cyklu utworów z lat 1983–1986. Bardziej encyklopedyczna niż liryczna materia utworu może być przyczynkiem do refleksji na temat rozległości zainteresowań poety, nie ograniczających się do tak u niego częstych – a właściwie stale obecnych – opisów bycia we współczesnym, pełnym nacisków i zagrożeń świecie zarówno światłego inteligenta, jak i tzw. zwykłego człowieka. Mops brzmi jak rozpisany na osiemnaście wersów cytat z kynologicznego atlasu ras. Oto otwierające go wersy:


Nieduży pies

20–30 cm wzrostu

Krępy

Ze skłonnością do tycia

Waga 6–8 kg

Głowa okrągła duża

Nos krótki tępy


Suchy, skondensowany, beznamiętny zapis przedstawia mopsa wzorcowego, czyli takiego, jakim widzą go kynolodzy. Dodajmy, że źródłosłów polskiej nazwy mops nie jest znany; angielska nazwa pug ma pochodzić od łacińskiego słowa pugnus, co znaczy pięść, tę zaś przypomina, jak się uważa, głowa tego psa. Mops, jak oczekują jego miłośnicy, winien być ucieleśnieniem cechy multum in parvo, czyli wiele w małym. Zwięzły utwór – bez wątpienia multum in parvo – zawiera najniezbędniejszą wiedzę na temat mopsa; poeta dba o to, by do utworu nie przedostał się najdrobniejszy autorski komentarz, który mógłby sugerować stosunek piszącego do bohatera wiersza. Jest od tej reguły jeden wyjątek, w finale – przedostatni wers utworu brzmi neutralnie: „Mops”. Wers zaś osiemnasty, ostatni: „Taki jest mops”. W tej minimalistycznej formule, w końcowym wersie, znalazło się – nareszcie – miejsce dla najdyskretniejszej obecności tego, który mopsa zaprezentował – autora. Ale poza konstatacją „taki jest mops” poeta nie ma – czy raczej nie chce mieć – nic więcej do powiedzenia „od siebie”. Wiersz‑żart, ale czy liryczna błahostka? Jakby poeta dawał czytającym do zrozumienia: i tak mogę, i tak potrafię. Miejsce wiersza‑żartu jest na tle szerszym, wśród utworów nieporównanie bardziej artystycznie złożonych, takich, w których „ja” autorskie zbliża się do pełnej artykulacji i mówi – daje się słyszeć – wyraźnie. Wiele razy mogłem zapytać Artura Międzyrzeckiego o genezę Mopsa i o komentarz do tego utworu – niestety, nie uczyniłem tego… Świeżo upieczony maturzysta, zdaje się jeszcze przed egzaminem wstępnym na polonistykę, poznałem poetę i jego żonę Julię Hartwig w czerwcu 1981 roku. Zostałem zaproszony do ich warszawskiego mieszkania na czwartym piętrze przy ul. Marszałkowskiej. Nie była to moja ostatnia wizyta u obojga poetów. Artura Międzyrzeckiego widywałem również w redakcji „Twórczości”, w kawiarni „Czytelnika” i w Domu Literatury. Były też oczywiście rozmowy telefoniczne.


[…]


[Dalszy ciąg można przeczytać w numerze.]

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.