05/2023

Zuzanna Mrozikowa

Nad tomikiem Antanasa A. Jonynasa Kambarys

Wiersze nie biorą się z odczuć. Z przeżyć. Ze zdarzeń.
Same są zdarzeniem, które przytrafia się autorowi.
[…]
Proces pisania jest jak podróż, niezaplanowana i nie wiadomo dokąd.
Ten, kto w nią wyrusza, nie wie, czego szuka, i nie wyobraża sobie, co znajdzie.
Może nic. Może będzie to tylko pusta, lecz przyjemna przechadzka.

Antanas A. Jonynas


Gdy czytam Jonynasa1, czuję się, jakbym podnosiła klapę w podłodze i schodziła do piwnicy pełnej zapomnianych zapachów i wynurzających się z ciemności wizji. Jego poezja wyławia ze mnie wyparte obrazy i przeżycia. Najczęściej nie widzę związku między utworem‑siecią a tym, co wyławiam. To odrębne światy. Nie myślę, że wiersze Jonynasa będą tak działać na każdego, zwłaszcza w przekładzie. Dla mnie jednak są doświadczeniem wyjątkowym. Choć nie od razu się z nimi zaprzyjaźniłam.

Kiedy jako studentka w połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku zapytałam znajomego litewskiego literaturoznawcę, co czytać, zapisał mi na karteczce, którą do dziś przechowuję wśród pamiątek ze stypendium w Wilnie, tytuły dwóch tomików: Drabužėliais baltais (W białym ubraniu, 1994) Donaldasa Kajokasa i Nakties traukinys (Nocny pociąg, 1991) Antanasa A. Jonynasa. Krótkie, medytacyjne wiersze Kajokasa od razu przypadły mi do serca. Rezonowały z moją religijnością i potrzebą prostoty. Zaczęłam nawet tłumaczyć pochodzący z tego zbioru cykl o wędrownym nauczycielu i towarzyszącym mu cielaczku. Trochę mi żal, że podczas przeprowadzek z komputera na komputer przekład gdzieś się zapodział. Natomiast wiersze Jonynasa były dla mnie zbyt trudne, za słabo znałam litewski. Zaglądałam jednak do nich co jakiś czas, żeby sprawdzić, czy już rozumiem, czy już mogę czytać. Jak w litewskiej bajce o dziewczynce z ziarnka maku, którą rodzice spuścili do studni i czekali, żeby podrosła i wybielała:

– Wystaw rączkę, czy już biała? Posiedź jeszcze, jeszcze czarna.

Aż pewnego dnia Jonynas przestał być niezrozumiały. Wybielał i zajaśniał.

Zajaśniał, lecz nie przestawał sprawiać trudności. Tyle że nie czytelniczce, a tłumaczce. Przez lata nie udało mi się satysfakcjonująco przełożyć w całości żadnego jego wiersza. Choć bardzo mi na tym zależało, a przekład na pewno ucieszyłby autora (słyszałam od wielu litewskich pisarzy, że wydanie książki w Polsce jest dla nich ważniejsze niż wydanie w jakimkolwiek innym języku, nawet po rosyjsku czy niemiecku, może poza językiem angielskim). Przełomem okazał się Kambarys (Pokój), przejmujący zbiór niemłodego już Jonynasa, wydany w Wilnie w 2011 roku, który bez buntu dawał się przenieść do klatki polszczyzny. Zaraz do niego wrócę.

Antanas A. Jonynas należy do ważnego i licznego pokolenia litewskich poetów urodzonych w latach 1950–1955, a debiutujących na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, nazywanego czasem cichym dynamitem2 albo pokoleniem 555. Trzy piątki nawiązują żartobliwie do popularnej nalewki 999, trojanki litewskiej, która w czasach radzieckich była nieodłącznym elementem życia literackiego, zwłaszcza życia bohemy. Można też posłużyć się nią, żeby opisać smak tego pokolenia: nalewka jest kompozycją 9 gorzkich, 9 pikantnych i 9 aromatycznych ziół. Gorzkim ziołom odpowiadałaby nuta pesymizmu i pogarda wobec radzieckiej rzeczywistości. Ziołom pikantnym – bezpruderyjny erotyzm. Ziołami aromatycznymi byłyby estetyczne i duchowe poszukiwania, czerpanie z najwyższych osiągnięć literatury światowej. Tę mieszankę interpretowano różnie. Vytautas Kubilius widzi w postawie tego pokolenia wariant ruchu hipisowskiego. Donata Mitaitė wskazuje na wpływ dysydentów, takich jak Václav Havel i Tomas Venclova. Dziś Jonynas i jego rówieśnicy są raczej mentorami niż kontestatorami, ale niechęć do narzucenia poezji funkcji ideologicznych czy narodowo‑patriotycznych pozostała.

Niektórzy przedstawiciele tego pokolenia nie są zupełnie nieznani w Polsce. W 2015 roku ukazał się wybór wierszy Kornelijusa Platelisa Oda na pękniętą wazę i inne wiersze3; w 2017 – zbiór poetycki Nijolė Miliauskaitė Pokój bez wstępu4; w 2018 – Stół góra ołtarna Vladasa Braziūnasa5. Nie mają swoich książek po polsku najwybitniejsi kowieńscy przedstawiciele pokolenia 555: Donaldas Kajokas i Gintaras Patackas oraz właśnie wileński frontman generacji – Jonynas.

Nie jest łatwo mówić o Jonynasie hasłami; nie daje się zaszufladkować, jego książki poetyckie cechuje formalna różnorodność. Najczęściej trzyma się czterowersowej strofy, czasem rymuje, czasem nie. Podobnie jak Kornelijus Platelis ma swoją ulubioną tradycyjną formę wiersza. Dla tamtego jest nią zmodyfikowany heksametr, nazwany ładnie przez jednego z krytyków „ruinami heksametru”. Dla Jonynasa – sonet. Ale w dorobku poety znajdziemy też wiele wierszy lingwistycznych, nawiązujących do tradycji futuryzmu, a także surrealistycznych, tworzonych techniką pisania automatycznego. W ten sposób powstał między innymi cykl improwizacji Iš pastabų ir komentarų vieno Arčibaldo biografijai (Uwagi i komentarze do biografii Archibalda, 1975–1976), zawierający najsławniejszy wiersz Jonynasa Kalėdų eglutė (Choinka wigilijna), rozbrzmiewający co roku przed Bożym Narodzeniem w radiu, w rockowym opracowaniu zespołu Kardiofonas. Dziś wizje Archibalda z Choinki wigilijnej, zimnowojenna atmosfera tego utworu, wydają się szczególnie aktualne:

na gałęziach choineczki

bujają się kukułeczki

nikt nie wie, o czym kukają

nie wie, co wykukają

pająk błądzi po gałęzi

z świeczek płyną krople wosku

kapie wosk na niski stolik

przy nieotwartych listach

zawieszajcie, czas zawieszać

na choince wigilijnej

czarodziejskie wycinanki

sznur wizji Archibalda

jak po lodzie biegną myszy

jak fałszywie błyszczą oczy

i księżyc płonie za oknem

kopcą dziury kraterów

jakiś zakurzony człowiek

zagląda przez szparę okna

a w słuchawce telefonu

niczym w muszli pomruk fal

i kobiecy słyszę śmiech

lecz nagle wszystko ucicha

i z anteny tranzystora

wolno wyrasta pocisk

zawieszajcie na choince

girlandy nerwowej ciszy

dławiącą ciszę bombowców

zakopaną pod ziemią

podrywają się z cmentarza

jak duszyczki białe wrony

i ku niebu się otwiera

porośnięta korą dłoń

pada śnieg w otwarte dłonie

biały jak płatki popiołu

zimny śnieg, co sypie z góry

z jam pustych oczodołów

zawieszajcie na choince

na choince wigilijnej

białą bielusieńką chustkę

by mieć czym ocierać łzy


„Choinka wigilijna” nie jest w jest języku polskim stałym połączeniem, mówimy „świąteczna”, „bożonarodzeniowa”, a najczęściej tylko „choinka”. Wybrałam ten wariant w pierwszym odruchu i po namyśle zostawiłam. Wigilia z pustym talerzem dla gościa i ludowymi wróżbami pasuje do profetyzmu tego wiersza i motywu obecności nieobecnych.

Mamy tu złowieszczą, zimową kukułkę6 i niepokojące widzenia Archibalda, alter ego poety. Kukułka na choince przywołuje dodatkowo baśń Eglė, królowa węży – historię litewskiej Persefony, która dobrowolnie zamienia się w świerk lub kukułkę, kiedy ziemska rodzina uniemożliwia jej powrót do królestwa męża7. Niektóre elementy tej tragicznej baśni, zwłaszcza utrudnianie podróży i zamknięcie granicy, przesłuchania, wymuszanie zeznań, pozwalają zrozumieć jej ogromną popularność w czasach żelaznej kurtyny.

Choć nastrój wiersza jest mało świąteczny, z jednej strony wpisuje się on w tradycję utworów o wigiliach zesłańczych i więziennych, z drugiej wiąże obchody najkrótszego dnia w roku z rozszczelnieniem granicy między światami.

Jonynas rzadko interpretuje swoje utwory, nie wyjaśnia oryginalnych, czasem hermetycznych metafor. Jest otwarty na cudze skojarzenia i odczytania. Wiersze są dla niego generatorami sensów, podobnie jak baśnie. Są też tajemnicą.

[Dalszy ciąg można przeczytać w numerze.]

Antanas A. Jonynas Kambarys,
Tyto alba,
Wilno 2011, s. 62.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.