09/2024

Bronisław Świderski

Nareszcie razem?

1. Co widzimy, a co jest ukryte
Polska, jaka jest, każdy widzi. Na północy kraju żółte piaski plaż zalewa bałtycka fala, niosąc ryby, które (jak mnie zapewniano w warszawskiej restauracji) „zawsze są świeże”. Na południu górskie szczyty i wierchy bronią polskich granic. W ziemi znajdują się nieprzebrane zasoby węgla, obok nieco mniejsze gazu i ropy, glebę zaś urozmaicają rudy cynkowo‑ołowiane, pobłyskujące srebrem. Nad nimi szumią lasy sosnowe oraz liściaste – buki, dęby i olchy, wypełnione zwierzęcym istnieniem… Agnieszka Dobkiewicz dodała do naszego naturalnego bogactwa nowy, niematerialny element, często znikający z pola widzenia Polaków. Na jego istnienie natknęła się podczas zwiedzania naszego kraju. Oto jak opisuje swoje odkrycie, jednocześnie ujawniając dystynkcje budujące książkę zatytułowaną Pożydowskie. Niewygodna pamięć:


Te pożydowskie ślady ja, Polka – nie Żydówka – odkrywam w Polsce wszędzie. Poczynając od polskiej wyobraźni, którą kształtowały w dzieciństwie ilustracje Jana Marcina Szancera, wywodzącego się z żydowskiej rodziny, mieszkającej w Krakowie, znane każdemu polskiemu dziecku, aż po smaki, takie jak choćby chałka, którą nasze babcie i mamy dawały nam na śniadanie, stawiając obok kubek ciepłego mleka. Pożydowskie to nie tylko wspaniała kultura, którą w mojej książce reprezentują Stanisław Lem czy piosenkarz Julian Sztatler. To także bardzo trudne tematy związane z sianiem nienawiści. […] Nie ma historii Żydów bez historii Polski i nie ma historii Polski bez historii Żydów.


Jednocześnie autorka zwraca uwagę czytelnika na inspirującą książkę Karoliny Kuszyk Poniemieckie, wydaną pięć lat wcześniej przez Wydawnictwo Czarne. Dobkiewicz niepotrzebnie i niesłusznie stara się zatrzeć ślady pisarskiej rywalizacji, twierdząc, że: „ta poniemieckość w moim odczuciu to już jednak rzeczywistość oswojona, w której wszyscy dorastaliśmy tu, na Zachodzie. Różni nas podejście do niej, ale nie została wyparta. Tymczasem «pożydowskie» zostało wyparte” (s. 12). Z rozmów z Niemcami wyniosłem przeciwne wrażenie: dzisiaj chyba trudniej okazać w Polsce sympatię Niemcom niż Żydom.

Autorka Pożydowskiego z troską pochyla się nad zmarłymi Żydami. Chociaż dobrze wie, że nie żyją, przecież nieustannie poszukuje oznak ich bliskości. Szczególnie poruszający jest opis cierpień żydowskich dzieci w Auschwitz. Pobierano od nich krew w tak ogromnych ilościach, że dzieci umierały. Ich krew była potrzebna niemieckim żołnierzom, rannym na wschodnim froncie. Nie‑aryjska krew miała zatem wspomóc walczących Niemców… Może dlatego przegrali wojnę?

Dobkiewicz nie neguje, że w przeszłości Żydzi i Polacy żyli w izolacji, oddzieleni od siebie, a często nawet sobie wrodzy. Ale dzisiaj, twierdzi, istnieje wiele przykładów na nową polsko‑żydowską wspólnotę: są to choćby znaczki zbierane niegdyś przez żydowskiego chłopca, jest koszerne jedzenie, a także literatura i wyobraźnia żydowska… Wspólne są nasza „Ziemia Obiecana” oraz groby ofiar. Książka szczegółowo wylicza, co pozostawili nam zmarli Żydzi. Zresztą podobne jest znaczenie tytułów książek Karoliny Kuszyk i Agnieszki Dobkiewicz – z obu publikacji wynika bowiem, że my, Polacy, jesteśmy spadkobiercami zarówno Niemców (na przykład ich śląskich domów), jak i Żydów. Powinniśmy zatem stać się ich troskliwymi sukcesorami i pielęgnować to, co nieoczekiwanie otrzymaliśmy.

2. To, co koszerne, i to, co (po)żydowskie
W rozdziale o „pożydowskim jedzeniu” autorka podaje jako oczywisty przykład „koszerne toruńskie pierniki”, chociaż owa koszerność jest całkiem świeżej daty, związana z chęcią eksportu do Izraela. W istocie pierniki zostały wymyślone i od stuleci były wytwarzane przez niemieckich piekarzy w Toruniu. Jadłem je ze smakiem, kiedy wcale nie były koszerne. Samo miasto zostało założone przez Krzyżaków w 1233 roku i być może jego historia, łącznie z miodowymi piernikami, bardziej pasuje do książki Poniemieckie niż Pożydowskie? Trudno bowiem jednoznacznie ustalić „narodowość” potraw, skoro ich skład musiał się zmieniać z biegiem czasu, także wskutek kontaktów z różnymi kucharzami i piekarzami.

Podaję ten przykład, gdyż wyraźnie pokazuje on, jak chętnie autorka identyfikuje to, co (po)żydowskie, z tym, co koszerne. Jej literackie asocjacje niewiele jednak mają wspólnego z rzeczywistością – także Izraela. Istnieje bowiem wielu Żydów – spotkałem ich również w Polsce i Skandynawii – zupełnie nietroszczących się o „koszerność” posiłków. Niektórzy z nich wręcz uznają to za oznakę kulturowego zacofania i niepotrzebnego tradycjonalizmu.

Podczas pobytu w Izraelu zakupiłem książkę kucharską autorstwa znakomitych gastronomów Yotama Ottolenghiego i Samiego Tamimiego, zatytułowaną Jerusalem. Lubię bowiem wiedzieć, co jest w garnku. Pierwszy z autorów jest Żydem, drugi Palestyńczykiem. Razem kucharzyli w restauracji i choćby z tego powodu ich potrawy były niekoszerne. Nie zaszkodziło to jednak popularności lokalu wśród młodych ludzi, zarówno Żydów, jak i Arabów. Znaczna część żydowskiej młodzieży nie chciała bowiem być wierna tradycji ani nacjonalistyczna, lecz – jak piszą autorzy – wolała być „kosmopolityczna”. Podobny bunt można zauważyć także w innych krajach, co oznacza, że nie należy utożsamiać koszernego jedzenia z tym, co (po)żydowskie. Żydowskość jest pojęciem semantycznie o wiele obszerniejszym niż koszerność.

[…]


[Dalszy ciąg można przeczytać w numerze.]

Agnieszka Dobkiewicz: Pożydowskie. Niewygodna pamięć.
Wydawnictwo Znak Koncept,
Kraków 2024, s. 480.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.