Autor Głupich łez w lirycznych refleksjach o świecie, który obserwuje z uwagą, wydaje się wierny własnym przekonaniom, własnej metodzie obserwowania rzeczywistości i obiektywny na tyle, na ile pozwala mu doświadczenie. Przy czym jego celem nie jest osądzanie. „Stopami szukam prawdy. Nie głową – poprzez wydawanie opinii, ważenie sądów – tylko nogami, przez czucie” – mówi w rozmowie z Julią Wollner (Poezja łagodzi samotność – Jarosław Mikołajewski o poezjoterapii i Zuzannie Ginczance w „Zwierciadle”). To szukanie prawdy stopami należy rozumieć dosłownie – czy to mieszkanie Zuzanny Ginczanki we Lwowie, czy pokój w hotelu Roma w Turynie, w którym Cesare Pavese popełnił samobójstwo – Mikołajewski umyślnie zdejmuje buty, gdy jest w tych miejscach, o czym opowiada we wspomnianym wyżej wywiadzie. Zdejmowanie butów można interpretować jako zawierzenie własnej intuicji i wrażliwości w postrzeganiu rzeczy w ich swoistej „namacalności”. Autor Na wdechu to ekstatyk świadomy ułomności swojej i wszystkich wokół, romantyk i racjonalista w jednej osobie, dla którego historia stanowi nieprzerwany korowód życia i śmierci, bycia i niebycia: „przez całe ich życie ludzie których znałem / i ci których życia bym się nie domyślał / dowiadywali się że ktoś żyje / lub umarł” (historia universalis).
„Breton pisze, że zadaniem naszego poezjowania jest odnalezienie w rzeczywistości takich punktów, w których pojęcia postrzegane jako przeciwstawne przestaną takie być. Musimy szukać punktów, w których wszystko się łączy. Nie mam nadziei pogodzić niczego z nikim, ale straszliwie pociąga mnie samo szukanie. Cały czas szukam więc tych punktów” – tłumaczy Mikołajewski w rozmowie z Julią Wollner. Myślę, że poecie udało się jednak połączyć pojęcia, zjawiska przeciwstawne w jednym zasadniczym dla jego twórczości punkcie, w którym zbiegają się kontury słów i znaczeń. Punkt ten nazywa jawnie i bezpośrednio w tytule najnowszego tomu poezji – kocham cię. Zdaję sobie sprawę, jak banalne może się wydać to stwierdzenie. Szczególnie w kontekście całego dotychczasowego bagażu literackiego Mikołajewskiego. Ale po kolei…
Można w nich odnaleźć świadectwa miłości erotycznej (misterium hominis, safo), platonicznej, przyjacielskiej, metafizycznej (cykl narysuj mi boga), rodzicielskiej. Ostatnia z wymienionych warta jest dodatkowego zaakcentowania. Jej tekstowym emblematem jest przejmujący krupnik, w którym prozaiczną czynność poeta nasycił znaczeniami i emocjami. Ich wyrazem jest chociażby sermocinatio: „poproszę mamę o ostatnią pracę // powiem / mamusiu wiem że to okrutne / lecz bardzo proszę / zrób mi jeszcze krupnik / taki z białą mgiełką rozklejonej kaszy / jęczmiennej ze szczytna / półdrobnej jak lubię / bo taką wybrałaś na moje lubienie”. Jest w zbiorze kocham cię miłość spełniona i ta częstsza – nieodwzajemniona. A co najważniejsze – miłość prawdziwie wierna. Jej wyraźne tony wybrzmiewają już we wcześniej publikowanych tomach, takich jak Listy do przyjaciół, Basso continuo czy Głupie łzy. „Pośród wszystkich rodzajów miłości pierwszeństwo ma u Mikołajewskiego, jak na poetę przystało – ta romantyczna i erotyczna zarazem, ale niemal na równi z nią ceni się w tym pisaniu miłość rodzicielską, przyjacielską, franciszkańską czy – mówiąc ogólniej – caritas” – zauważa Rafał Rżany. Cytat ten nie odnosi się do omawianego tutaj tomu kocham cię, ale wydanego w 2019 roku zbioru Głupie łzy (A świadkiem łza, „Twórczość” 2020, nr 4). „Co jest tym fundamentem, który pobrzmiewa we wszystkich tekstach, tym najniższym głosem, który stanowi tło dla całej linii melodycznej, a więc spoiwo całego utworu? Zdaje się, że miłość” – pisze Anna Mochalska o nagrodzonym Orfeuszem tomie Basso continuo (Jest taka melodia, która spaja opowieść, „Twórczość” 2019, nr 1). Dominantą motywów miłosnych pobrzmiewa także szkic Zbigniewa Chojnowskiego o Listach do przyjaciół (Zapasy z pustką, „Twórczość” 2018, nr 9). Poszczególne zbiory wyróżniają się motywami towarzyszącymi, przenoszeniem akcentów, natężeniem, rozwiązaniami formalnymi, ale – sparafrazujmy Mochalską – melodią, która spaja wszystkie tomy, jest niezaprzeczalnie miłość. To popularny temat, trzeba jednak przyznać, że pośród współczesnych poetów polskich mało jest takich, którzy motyw ów przepracowywaliby w swojej twórczości tak konsekwentnie i jawnie. Aż chce się zacytować wiersz Czesława Miłosza (m.in. w kontekście poezji Mikołajewskiego uczynił to już kiedyś Radosław Romaniuk): „robię to tylko, co zawsze robiłem, układając sceny tej ziemi z rozkazu erotycznej wyobraźni. // Nie pożądam tych właśnie stworzeń, pożądam wszystkiego” (Uczciwe opisanie samego siebie nad szklanką whisky na lotnisku, dajmy na to w Minneapolis). Dla Mikołajewskiego to coś więcej niż popularny motyw. Tytułowy wiersz kocham cię jest, jak sam autor o nim mówi, nośnikiem jego filozofii związanej z potrzebą odwzajemnionej emocji świata.
Obiektem umiłowania stają się życie i świat (precyzyjniej: świat, który autor Głupich łez postrzega/odczuwa przez pryzmat swojego życia, swoich doświadczeń). Życie jest tu czymś w rodzaju nadrzędnego zmysłu, filtra, przez który podmiot przepuszcza wszystkie zmysłowe wrażenia. Chodzi tu o dojrzałe, a zatem i trudne uczucie. Jest w tych wynurzeniach poszukiwanie erotycznych napięć, które poeta wyłuskuje z prozy życia (safo, podskórne), które wydobywa z odważnych, graniczących wręcz z obrazoburstwem porównań (misterium hominis), jest i personifikacja (centralny, w dniu urodzin julii i śmierci czesława), i wrażliwość wychodząca naprzeciw odhumanizowanej często kulturze masowej. Świat bowiem to przede wszystkim ludzie. Chcąc go kochać prawdziwie i całkowicie, trzeba pokochać też tę jego istotną, nierozłączną z całością ludzką tkankę: „mam w sobie nieprzerwaną nitkę zakochania / która nie prowadzi do żadnej osoby / tylko rozkwita na wielu przystankach / o imionach ludzi albo miejsc czy roślin / jak gdyby była to nić suchych łodyg / do których nagle napływa przedwiośnie” (co do ludzi). Jednocześnie poeta ma świadomość swoich wad – epizeugma „przyszła do mnie starość” rozpoczyna wiersz późny zapach, świadectwo późnego wieku i tego, co on ze sobą przynosi. W szerszej perspektywie dostrzega ogólne człowiecze ułomności (my), słabości i defekty obiektu swoich westchnień. Nie patrzy na świat naiwnymi oczami dziecka (w tym miejscu warto wspomnieć, że jest autorem także książek dla dzieci). Perspektywa dziecięca (chłopiec z piłką) szybko zostaje zastąpiona figurą starca (stary rybak). Nie wielbi świata i nie opiewa jego piękna bezrefleksyjnie – dostrzega bezduszne komunikaty prasowe (komunikat prasowy) i telewizyjne, „gdzie pięć warte pięćset” (do tych sześciuset którzy leżą na dnie), podsłuchuje trywialne rozmowy kobiet, którym przeciwstawia poezję Zuzanny Ginczanki, Wisławy Szymborskiej i los nieświadomych nadchodzącego okrucieństwa Żydówek (w tym i zapewne samej Ginczanki) z przedwojennej fotografii (zakład kobiecy), jest pośrednim świadkiem dramatycznych przeżyć uchodźców z Ukrainy (centralny) czy degradacji środowiska ujętej w krótkiej impresji inspirowanej śnięciem ryb w rzece Odrze (ichthys).
Tym bardziej zastanawia i fascynuje podejście do świata, które wyrażają wiersze Mikołajewskiego – owa nieprzezwyciężalna potrzeba powracania do tematu miłości, mimo wszystko. W tym „mimo wszystko” zawierają się zmienne, które umiłowaniu zdają się przeczyć. To wszystkie wady, przywary świata, których autor Basso continuo, o czym już wyżej powiedziano, jest w pełni świadomy. Miłość – jak słusznie zauważa Jarosław Ławski – stanowi sól tej poezji, sól, a nie cukier. W tytułowym wierszu kocham cię poeta pisze: „kiedy moje życie jest nieodwzajemnione / rozpoznaję żywioły i mówię ich wnętrzu / kocham // kocham cię mówię nocy / kocham mówię nicości / kocham cię nieobecności / i jej wielkiej matce / której imię jest kocham jej niezaistnienie // kocham krzyczą we mnie przepastne usta / słońc moich i księżyców”. Co oznacza, że świat nie odwzajemnia uczucia? Stan ten wydaje się objawiać w dojmującym poczuciu samotności, wyrażonym rozbudowaną metalepsją: „cóż za piękne milczenie / powraca z głębi moich jaskiń najbliższych / najdalszych // jak cudowne kwilenie / porannych samochodów i morza / w którym pływają syreny wyobraźni // i tęsknot / co kazały mi mówić kocham / prowokować życie zmartwiałe / od chłodu” (kocham cię).
W tym tkwi kolejny paradoks – poezja będąca świadectwem miłości jednostronnej łagodzi samotność, która tej jednostronności jest skutkiem, a dokładniej: „Poezja pomaga […] złagodzić uczucie samotności, którego wszyscy doświadczamy”. Są to słowa samego Mikołajewskiego (Poezja łagodzi samotność). Czy jednak samotność względem świata nie jest pewną fatamorganą, przywidzeniem człowieka ponad miarę wrażliwego? Poeta może liczyć na przywiązanie suczki Luny (myśli zwierszowane 18 maja), na „przyjaźń mewy / i czarnych cieni pod kurtyną morza” (stary rybak) czy na rozmowę z kawką „w ubogim pejzażu / osiedlowej trawy” (rozmowa z kawką). To nieodwzajemnienie, pozorna (do pewnego stopnia) samotność jest bardziej pretekstem, motywatorem do poszukiwań przejawów jak najogólniej pojętej miłości w świecie nie tak całkowicie jej wyzbytym (krupnik). Ostatecznie „tylko poezja jest w stanie nazywać życie – poprzez niedomówienie, niedopowiedzenie, tajemnicę, sugestię”, a czymże jest tytułowe kocham cię, jeżeli nie jedną z największych tajemnic życia?
Wiersz stary rybak poeta dedykuje „cieniowi” Umberta Saby. Podmiot liryczny przedstawia tu siebie jako Neptuna. Figura rzymskiego boga mórz i oceanów podkreśla kontrast między ambicją podmiotu/poety w przeszłości a teraźniejszą łagodnością i rezygnacją z rywalizacji, z „wyścigów” z młodszymi składaczami lirycznych fraz. Czy „byłym” Neptunem w tym konkretnym wierszu jest Umberto Saba, czy sam jego autor, a może obaj poeci? Definitywnie tego nie rozstrzygniemy. Pewne jednak tropy w twórczości Mikołajewskiego, kiedy spojrzymy na jej przekrój (częste motywy akwatyczne, korzystanie z toposów kultury antycznej itp.), zdają się uzasadniać użycie owej figury także w kontekście całego dorobku autora Basso continuo. Pójdźmy o krok dalej.
Starożytne Neptunalia, czyli święto boga mórz w antycznym Rzymie, obchodzone były prawdopodobnie w okolicach 23 lipca, w czasie największej suszy i upałów. Idąc po wąskiej i krętej ścieżce analogii, każdy wartościowy tomik poezji – a do tego grona kocham cię zaliczam – powinien trafiać do czytelnika w momencie największej posuchy duchowej, intelektualnej, artystycznej. Albo też w momencie największej samotności. Wierzę, że często tak się właśnie dzieje i że dzięki takim poetom jak Mikołajewski, pielęgnującym „w sobie nieprzerwaną nitkę zakochania” w świecie i w życiu, mieszkańcy coraz bardziej jałowej ziemi mogą jeszcze niekiedy ugasić pragnienie, nasycić się na nowo.